Przejdź do treści

Pomyłki i uniki Milana Kundery

 To, co jest prawdą w pewnej epoce, staje się błędem w innej.

Wolter

 

Czytanie Milana Kundery zacząłem od “Żartu”. Stało się to bodajże w 1983 roku, kiedy, już jako absolwent polonistyki, próbowałem wymigać się od wojska, przedłużając sobie studia. Młody bohater “Żartu”, ideowy komunista, a przy tym trochę poeta i muzyk, też usiłował odroczyć służbę wojskową. Tego typu tematy wtedy mnie odpychały. Przede wszystkim jednak odstręczały mnie realia czechosłowackiego komunizmu, które znałem z polsko-czeskiego pogranicza, gdzie się wychowałem, a mój dziadek przez ćwierć wieku pracował w czeskiej kopalni i to niedaleko Ostrawy, gdzie bohater Kundery służył w wojsku. “Żart” wydał mi się przegadany, przeczytałem go trochę z obowiązku, bowiem uważałem się za czechofila. Jednak irytowały mnie w nim rozważania o morawskim folklorze. Kundera wykorzystał go jako malowniczą scenerię dla głównego wątku swojej powieści – odwetu za krzywdę, której jego bohater doznał w latach stalinowskich. Jako czechofil czytałem przedtem głównie prozę Bohumila Hrabala i wiersze najważniejszych, jak mi się wówczas wydawało, czeskich poetów – Holana i Halasa. Hrabal zafascynował mnie, kiedy pod koniec lat 70 ubiegłego wieku przeczytałem “Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych”. Jego proza, naturszczykowska, a zarazam w swoisty sposób postawangardowa, intuicyjna, oparta na idiomie potocznego języka, chwilami ekstatyczna, wydawała mi się bardzo poetycka. Hrabal balansował pomiędzy jarmarcznym realizmem, a euforycznym oniryzmem, przez co zbliżał się do surrealizmu i realizmu magicznego w niemal latynoskim duchu. Tego nie znajdywałem u Kundery.

Mimo to wkrótce przeczytałem “Śmieszne miłości”, ponieważ lubiłem, znane mi głównie z czeskich filmów, komiczne podejście Czechów do erotyki. Odniosłem wrażenie, że jest to literatura na wskroś mieszczańska i popularna i szybko o tej książce zapomniałem. Później, w 1985 roku, sięgnąłem po “Nieznośną lekkość bytu”, ponieważ sporo się o niej wtedy pisało, a tytuł sugerował metafizyczne rewelacje. I znowu się zawiodłem. Powieść wydała mi się pretensjonalna.1985 rok był przełomowy dla Kundery w Polsce. Podziemne wydanie “Nieznośnej lekkości bytu” niemal zbiegło się z polską publikacją słynnego już w świecie eseju “Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej”, który nie tylko polskiej inteligencji wyznaczył nową orientację geopolityczną w Europie. Frywolny Kundera nagle zyskał w katolickiej Polsce powodzenie większe niż najważniejsi polscy pisarze współcześni. Dla liberalnej, trochę artystowskiej opozycji schyłkowego PRLu, znużonej już patriotyczno – martyrologicznym paradygmatem romantycznym, esej Kundery stanowił otwarcie nowej przestrzeni, poszerzenie pola walki, był impulsem do określenia na nowo miejsca Polski w Europie i inspirował do przemyślenia tożsamościowej korekty. Rozważania o tym, gdzie jest środek Europy i co to jest Europa Środkowa, zdominowały proeuropejski dyskurs w Polsce przed przełomem 1989 roku i przez kilka lat po nim, a spór o zakres i znaczeniową zawartość tego pojęcia w coraz to nowych kontekstach politycznych i cywilizacyjnych nie wygasł do dzisiaj. Wielka to zasługa Kundery, który wtedy niemal z dnia na dzień stał się idolem polskiej liberalnej inteligencji.

Esej o Zachodzie porwanym przez sowiecką Rosję i wynikającej z tego tragedii krajów  środkowej Europy nadał uwznioślająca aurę recepcji twórczości powieściowej Kundery. Polskę ogarnęła kunderomania, mnożyły się komentarze, nieoficjalne konferencje, dalsze publikacje. Starsi polscy powieściopisarze musieli się wobec Kundery określić, a młodsi, chyba najbardziej Jerzy Pilch, jeszcze przed debiutem chcieli być jak Kundera. Trochę pod wpływem Pilcha, a trochę znów z poczucia obowiązku, przeczytałem jeszcze powieść “Życie jest gdzie indziej”, która mnie zażenowała, ponieważ przyjęte w niej założenia, że poetą się jest oraz że szczególnie liryczną epoką w życiu mężczyzny jest młodość, wydały mi się kiczowate i nic nie wskazywało na to, że Kundera z tego rodzaju kiczem zrywa albo walczy. Owszem, można przyjąć, że autor rozprawia się tu szyderczo ze swoją poetycką, liryczną, a zarazem rewolucyjno – stalinowską młodością i usiłuje symbolicznie – choć może raczej alegorycznie – ją uśmiercić. Tematem tej powieści jest – jak później, już po upadku ZSRR, wyjaśniał Kundera – liryzm. Rewolucyjny liryzm komunistycznego terroru interesował mnie ponieważ rzucał nieoczekiwane światło na odwieczne skłonności człowieka do liryzmu. To zdanie, którego chyba jednak nie jestem w stanie zrozumieć, wydaje mi się głęboko naznaczone stalinizmem. W 1969 roku, w obliczu inwazji wojsk radzieckich i recydywy socrealizmu w Czechosłowacji, Kundera, wówczas jeszcze członek partii komunistycznej, zgrabnie uchylił się od rozrachunku z własną stalinowską przeszłością. I nie dokonał jej też później. A na pojęciu liryzmu oparł – jakżeż dialektycznie – swoją definicję powieści jako poezji antylirycznej.

Kunderę przestałem więc czytać w 1988 roku. Później wróciłem do niego w 2005 roku, aby rozpoznać jego stosunek do poezji Jana Skácela, najczulszego czeskiego liryka drugiej połowy XX wieku. I stwierdziłem, że mimo uprzednio deklarowanego uwielbienia dla poezji swojego morawskiego przyjaciela, w powieści “Niewiedza” Kundera dyskretnie nią manipuluje według swoich antylirycznych potrzeb. Ostatnio, po śmierci Kundery, znowu zajrzałem do jego książek. Jego powieści nadal wydają mi się wyspekulowane, nachalnie dialektyczne i jakby prowokacyjnie, przewrotnie mizoginiczne. Napisane z wyraźną, poniekąd filozoficzną premedytacją, co skutkowalo efektownymi konstruktami i wariacjami, bardziej intelektualnymi niż artystycznymi. Jednak ich przesłanie jest często oparte na fałszywych lub stereotypowych przesłankach. Dziś na przykład intrygę bohatera “Żartu” można odczytywać jako jaskrawo seksistowską. W powieściach Kundery wyczuwa się koniunkturalne dążenie autora do napisania powieści poczytnej, od 1969 roku przede wszystkim dla zachodniego odbiorcy, ale (żeby uniknąć posądzenia o niskie pobudki) zawierającej eseistyczne pasaże i erudycyjne, metaliterackie komentarze. To, że w narracjach Kundery wątki erotyczne splatały się z politycznymi, wydało mi się obsesyjne i stereotypowe, a przez to kiczowate. Brutalne zderzenie tych dwóch sfer w literaturze czeskiej nie było niczym nowym. W latach stalinowskich w surowy, lapidarny sposób tę samą metodę stosował Egon Bondy w cyklu wierszy “Realizm totalny”, podobną optykę mieli też wtedy czescy surrealiści. To właśnie oni, działając w artystycznym podziemiu, skojarzyli stalinowski terror z sadyzmem i oświeceniowym libertynizmem. Modernistyczną metodę poetycką zestawienia i ostrego montażu Kundera zaaplikował do prozy, przystosowując ją tematycznie do nastrojów i oczekiwań zachodniego odbiorcy, który wtedy, w drugiej połowie lat 60, akurat przeżywał rewolucję seksualną i studencką rewoltę na uniwersytetach. Autor “Księgi śmiechu i zapomnienia” posłużył się przy tym procedurą abstrahowania i alegoryzowania, co często skutkuje redukcjonizmem, spłaszczeniem obrazu rzeczywistości, a w efekcie kiczem, przy czym w komentarzach do własnej twórczości Kundera kicz potępiał i odrzucał. Wynikało to zapewne z przyjętej przez niego tradycyjnej definicji kiczu jako odzwierciedlenia sentymentalnego banału. Tymczasem w ponowoczesnym świecie intelektualny kicz wynika z przyjmowania stereotypu, truizmu lub doktrynalnego dogmatu jako punktu wyjścia do objaśniania tajemniczej złożoności świata, międzyludzkich relacji poddanych politycznej presji oraz fatalizmu tzw. historii. Powieściopisarzowi zaś kicz grozi szczególnie wtedy, gdy ciemną gęstwinę ludzkiego świata zanurzonego w pozaludzkiej rzeczywistości chce przedstawić w prosty, zrozumiały, lekki, przystępny i atrakcyjny sposób.

Wkrótce po pierwszych, od razu spektakularnych sukcesach za granicą, Kundera przeżył szok kiedy odkrył, że przekłady jego powieści nie są wierne oryginałom. I wtedy priorytetem jego pisarskiej pracy stało się utrzymanie kontroli nad swoimi dziełami, zwłaszcza w przekładzie. Od  początku, zresztą, utrzymywał ścisłą kontrolę nad swoimi literackimi postaciami, którym precyzyjnie wyznaczał rolę w konstrukcji narracji (wiara w moc kontroli jest istotną cechą czeskiej mentalności). W związku z tym jego bohaterowie stawali się coraz bardziej papierowi, jego postacie z powieści na powieść coraz bardziej przypominały figury w wyrafinowanej grze pojęciowej, a notoryczna seksualizacja ich relacji miała sugerować zmysłową, biologiczną realność. Z intencją kontroli i narzucania właściwego odbioru swoich powieści Kundera stworzył słownik pojęć, słów-kluczy niezbędnych do zrozumienia i interpretacji jego dzieła. W “Sztuce powieści”, eseju napisanym po francusku w 1986 roku, ten kuriozalny leksykon nazwany został “Sześćdziesiąt trzy słowa”. Teraz czytam ten rozdział z zażenowaniem. Zadziwiający jest tu brak wyczucia proporcji i dystansu wobec samego siebie. Liczne autocytaty i komentarze do własnych autofikcji nietrudno  uznać za przejaw narcyzmu. Natrętny autotematyzm łączy się tu z besserwisserowskim dydaktyzmem. Leksykon słów-kluczy rozpoczyna Kundera terminem aforyzm, który określa jako poetycką formę definicji. Aforystyczność jego stylu nasila się więc z powieści na powieść. Apogeum osiąga w “Nieśmiertelności”, gdzie błyskotliwe aforyzmy można znaleźć niemal na każdej stronie. Z aforystycznością łączy się potrzeba definiowania, nie tyle powtarzania słownikowych definicji, ile tworzenia ich na nowo. Powieść, konstatuje Kundera, bywa często pogonią za kilkoma umykającymi definicjami. Należy to potraktować jako ważną wskazówkę. “Nieśmiertelność”, “Powolność”, “Tożsamość”, “Niewiedza” – te tytuły brzmią jak encyklopedyczne hasła.To jakaś ogromna encyklopedia, zresztą bardziej barokowa niż oświeceniowa. Tak jakby niespodziewanie nawiązywał do tradycji – chyba przez niego wypartej – pansoficznego, religijnego piśmiennictwa Jana Amosa Komeńskiego, swojego rodaka z Moraw, protestanckiego teologa i pedagoga, który już w XVII wieku wykpił encyklopedyzm i akcentował ludyczny aspekt nauczania. Można też uznać, że robiąc porządek ze słowami, Kundera ustanawiał na nowo symboliczny porządek istnienia w sensie Lacanowskim.

Za literackimi perypetiami Kundery kryją się typowe środkowoeuropejskie kompleksy, napięcia, pretensje, a także nieporozumienia, które pisarz usiłował mozolnie wyjaśniać, z tym, że często sam je prowokował. Z dynamiki przemian i przygód intelektualnych pisarza, z jego urazów, zerwań i ukrytych powrotów, animozji i uników, z wahadłowości jego ambiwalencji, a także z jego pomyłek, wynika paradoks typowy dla europejskiej kultury drugiej połowy XX wieku. W 1985 roku Josif Brodski wykazał, że Kundera myli się co do Dostojewskiego. I choć niezupełnie zgadzam się z Brodskim, przypuszczam, że Kundera mylił się także w wielu innych sprawach. Jest tylko kwestią czasu, że zostanie to wykazane. I wtedy świetlistość tego przecenionego pisarstwa znacznie zszarzeje.

 

 

 

 

 

 

Zbigniew Machej

Zbigniew Machej

Zbigniew Machej jest poetą, tłumaczem, eseistą; pracował jako dziennikarz, menedżer kultury i dyplomata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.