Przejdź do treści

Lux ex Bohemia

Styczniowe wybory prezydenckie w Czechach odbywały się w państwowotwórczej i patriotycznej atmosferze obchodów trzydziestej rocznicy utworzenia Republiki Czeskiej. Aby tej rocznicy nadać odpowiednią perspektywę dziejową, kończący dziesięcioletnie urzędowanie na praskim Zamku prezydent Miloš Zeman zgodził się na wystawienie czeskich insygniów koronacyjnych, których po raz pierwszy użyto podczas koronacji Karola IV w 1347 roku. Wystawa w katedrze św. Wita trwała tylko osiem dni, akurat w okresie pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich i w niedzielę, na kilka godzin przed decydującą debatą wyborczą w telewizji publicznej, obejrzeli ją także obaj kandydaci na czeskiego prezydenta – reprezentujący partię ANO populista, biznesmen i były premier Andrej Babiš oraz emerytowany generał czeskiej armii, były szef Komitetu Wojskowego NATO, bezpartyjny, obywatelski kandydat Petr Pavel.

Większość uprawnionych do głosowania Czechów miała świadomość wagi i wyjątkowości sytuacji, w jakiej znalazł się ich kraj wraz z całą Europą. Pandemia, agresja Rosji na Ukrainę i wywołany przez nią kryzys energetyczny oraz kryzys uchodźczy uzmysłowiły Czechom wyraźniej ich geopolityczną orientację, a drożyzna związana z zaskakująco wysoką inflacją wzbudziła niepokój nie tylko o możliwości utrzymania dotychczasowego poziomu i stylu życia, lecz obawy wręcz egzystencjalne, dotyczące godziwego przetrwania, co stanowiło jeden z impulsów wielotysięcznych demonstracji przeciwko rządowi Petra Fiali jesienią 2022 roku, po bez mała roku jego funkcjonowania. Zima w środkowej Europie okazała się jednak łagodna i sprzyjająca gospodarce, a zarazem wypoczynkowi i turystyce, co również uspokoiło nastroje. Na przełomie roku skromne, lecz dostojne obchody trzydziestolecia istnienia Republiki Czeskiej stanowiły okazję do bardziej pogłębionej, racjonalnej i odpowiedzialnej refleksji obywatelskiej. Koniec prezydentury Zemana uznano za kres pewnej epoki w czeskiej historii nowożytnej. Skończyło się trzydziestolecie, któremu ton nadawali z praskiego Zamku Havel, Klaus i Zeman, wielka trójca polityków wywodząca się z aksamitnej rewolucji 1989 roku i naznaczona gorączką przemian w ostatniej dekadzie XX wieku.

Czesi zaakceptowali podział Czechosłowacji i budowę samodzielnego państwa czeskiego w większym stopniu niż jego akcesję do Unii Europejskiej, choć jednym z najważniejszych haseł aksamitnej rewolucji był „powrót do Europy”. Mimo demokracji i wolnego rynku, oblicze kapitalizmu wkrótce wydało im się niekoniecznie bardziej ludzkie niż twarz czechosłowackiego realnego socjalizmu. Wbrew jakoby bezpardonowej lustracji nadal wielkim poparciem społecznym cieszyła się działająca legalnie partia komunistyczna. Trzydziestoletnie dzieje Republiki Czeskiej obfitowały w tego rodzaju osobliwe paradoksy. Niestety, obfitowały też w polityczne skandale – nie tylko w spektakularne afery korupcyjne – które wymusiły ewolucję systemu w konstytucyjnych granicach i znaczną modyfikację sceny politycznej, skąd dotychczasowa lewica – socjaldemokracja i komuniści – w końcu została wyparta, a prawica musiała się zmodernizować, uelastycznić, otworzyć i zliberalizować. Cały ten ewoluujący, czasami w chaotyczny i żenujący sposób, układ sił politycznych opierał się jednak na niewzruszonym trójpodziale władzy i znacznej transparentności, której sprzyjały niezależne i dociekliwe media publiczne. W takich warunkach odbywało się odbudowywanie narodu a właściwie przebudowa i rekwalifikacja społeczeństwa, którego liberalne elity chciały skorygować i zmodernizować czeską tożsamość w oparciu o zrewidowaną i solidnie przepracowaną historię, zwłaszcza historię XX wieku, także wbrew pewnym traumom i stereotypom pokutującym zarówno w czeskim społeczeństwie jak i kształtującym stereotyp Czecha za granicą. Najbardziej niewygodny dla czeskiego samopoczucia narodowego stereotyp łączył się dotąd z wojskiem, z walką zbrojną, a właściwie poddawaniem się bez walki, oddawaniem pola wrogowi, pragmatycznym biernym oporem w dozwolonych przez okupanta granicach prawa, a także z postawą Szwejka, kojarzoną z przaśnym, ludowym, ale zarazem przebiegłym, niemal czartowskim pacyfizmem. Pokolenie Czechów, któremu to wadziło najbardziej, doszło do głosu właśnie w ostatnim trzydziestoleciu. Dorosło też pokolenie, które już nie pamiętało Czechosłowacji, co więcej: prawo wyborcze uzyskał rocznik urodzony już w Unii Europejskiej. I to właśnie młodsi i najmłodsi wyborcy zdecydowali w Czechach o wynikach wyborów prezydenckich w styczniu 2023 roku.

Sondaże wyborcze tuż przed końcem roku wskazywały, że wybory prezydenckie w Czechach rozstrzygnie dopiero ich druga tura, do której dostaną się z mniej więcej równymi szansami główni faworyci tych wyborów – Babiš i Pavel. Jednak nie od razu dostrzeżono, że Pavel to najlepszy kandydat na złe czasy, kiedy trzeba sobie radzić z najgorszymi zagrożeniami i wyzwaniami: epidemiami, rozpętaną przez Rosję wojną, inflancją, katastrofą energetyczną i klimatyczną.  W pierwszej turze głosy rozproszyli co najmniej czterej kandydaci i jedna kandydatka, wszyscy o podobnie słusznym, demokratyczno-liberalnym, centrystycznym, proeuropejskim programie. Jeszcze pod koniec roku, na dwa tygodnie przed pierwszą turą wyborów, sondaże wskazywały, że  mniej więcej podobne poparcie, co Babiš i Pavel, ma Danuše Nerudová, ekonomistka, do niedawna rektorka Uniwersytetu Mendla w Brnie, która swój przekaz adresowała przede wszystkim do młodego elektoratu i z młodych ludzi sformowała swój sztab wyborczy. Przyświecał jej wielki wzór ze Słowacji, gdzie ostatnie wybory prezydenckie niespodziewanie wygrała Zuzana Čaputová, niezależna prawniczka o liberalnych poglądach, która znakomicie radzi sobie z pełnieniem funkcji prezydenta słowackiego państwa. Kandydatura Nerudovej była dla młodych Czeszek i Czechów kusząca, wywołała zrozumiałą rozterkę i spowodowała większe zainteresowanie młodego elektoratu wyborami w poczuciu odpowiedzialności za przyszłe losy kraju. Młodsze pokolenie wyborców, zwłaszcza z miast, miało już dość zawstydzającej postawy prezydenta Zemana i było zdeterminowane, by udaremnić wybór na stanowisko prezydenta kogoś, kto jest jeszcze bardziej problematyczny, dwulicowy i żenujący niż Zeman i kto w dodatku może realnie zagrozić demokracji w Czechach. A za kogoś takiego uważali populistę Babiša, ze względu na niejasne pochodzenie jego majątku, agresywną, przewrotną retorykę oraz cyniczne lawirowanie na obrzeżach prawa porównywanego z Trumpem i Berlusconim (umiarkowany postęp w granicach prawa to czeska specjalność odkryta i wyśmiana przez Haška jeszcze przed pierwszą wojną światową). Jednocześnie jego partia ANO cieszy się nie słabnącym poparciem mniej więcej jednej trzeciej Czechów, głównie mniej wykształconych i z peryferii, dla których ważne jest przede wszystkim stabilne bezpieczeństwo socjalne zapewnione przez państwo. Partia populistycznego oligarchy Babiša przejęła bowiem w dużym stopniu dotychczasowy elektorat lewicy i ludowców. Teraz, po kolejnych wyborach przegranych przez Babiša, jej kurs zapewne zostanie przez jej członków zreorientowany, a jej przywództwo przewartościowane.

Czescy wyborcy nie od razu więc zdali sobie sprawę, z kim mają w osobie Petra Pavla do czynienia. Przed drugą turą wyborów jednak wielu z nich uznało, że to idealny kandydat na czeskiego prezydenta nowego typu, optymalny na trudne i kryzysowe czasy. Doświadczony, lecz budzący zaufanie przywódca, twardy, ale empatyczny, odważny, ale zrównoważony, racjonalny, spokojny, znający zarówno swoje słabości, które niespodziewanie mogą okazać się siłą, jak i zalety i przewagi, których używa we właściwym czasie. W jaskrawym przeciwieństwie do Babiša, Pavel nie miał zatargów z prawem ani agenturalnej przeszłości w okresie komunizmu, jak to oszczerczo sugerował podczas kampanii Babiš. Owszem, pochodzi z rodziny wojskowej, karierę zaczął w komunistycznym wojsku, ale zweryfikowany służył potem w armii Republiki Czeskiej, pracując na rzecz jej odbudowy, odnowy i unowocześnienia według natowskich standardów. Dowodził nią w trudnych sytuacjach jako spolegliwy i fachowy sojusznik w strukturach NATO. Jako pierwszy żołnierz wywodzący się z krajów byłego Układu Warszawskiego pełnił funkcję szefa Komitetu Wojskowego Sojuszu. Pavel prowadził kampanię wyborczą w godny, niemal dyskretny sposób, nie akcentując, ale też nie ukrywając swojej wojskowej przeszłości, także okresu służby w komunistycznym wojsku.  W jaskrawym przeciwieństwie do Babiša, bez kłamstw, oszczerstw, dezinformacji, manipulacji i fochów. Imponował spokojem, cierpliwością, opanowaniem, wyważoną retoryką, choć wielu obserwatorom taka postawa wydawała się zgoła defensywna. Jednak jego przywódcze kompetencje były coraz lepiej widoczne, a polityczne, demokratyczne, proeuropejskie, czy może lepiej prozachodnie, przekonania coraz bardziej przekonujące. Jego wyborcze hasło „Przywróćmy Czechom spokój i porządek”, choć niezbyt odkrywcze i trochę dwuznaczne, odczytywano jako wymierzone w Zemana i Babiša. Ten ostatni zaś uporczywie wmawiał społeczeństwu, że Pavel jest kandydatem obozu rządzącego i jako prezydent będzie od niego uzależniony. Babiš krytykował zaangażowanie Czech w wojnie w Ukrainie i antyrosyjskie, nadmiernie proukraińskie nastawienie Pavla. Prezentował siebie jako bezkompromisowego rzecznika pokoju. Zapędził się jednak za daleko, kiedy w debacie telewizyjnej stanowczo zapowiedział, że jako prezydent nie wysłałby czeskich żołnierzy na pomoc Polsce czy krajom bałtyckim, gdyby zostały napadnięte przez Rosję. Tę wypowiedź uznano za kompromitującą i zagrażającą bezpieczeństwu Czech. Chodziło wszak o fundamentalne zobowiązania sojusznicze i – jak podkreślił w tej samej debacie Pavel – o czeską zdolność do solidarności, która dla niego jest niewątpliwa. Swoją quasipokojową retoryką Babiš przypomniał Czechom, że niewiele go różni od Orbána, a jego narracja jest w istocie prorosyjska. Pokazał przy tym, że podtrzymuje szkodliwy stereotyp o szwejkowskim pacyfizmie Czechów, o ich pragmatycznej nie-waleczności i nie-solidarności. Dotknął więc najbardziej obolałego miejsca czeskiej tożsamości, które czeskie elity, środowiska państwowotwórcze i opiniotwórcze, naukowe i artystyczne starały się uzdrowić przez ostatnie trzydzieści lat.

Petr Pavel, generał w stanie spoczynku i były przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO, został wybrany na prezydenta Republiki Czeskiej rekordową ilością głosów (niemal 3,4 mln) i przy rekordowej frekwencji wyborczej (niemal 71 proc. uprawnionych).  Dokładnie sto lat po śmierci Haška i publikacji „Przygód dzielnego wojaka Szwejka” Czesi mają w końcu nowego bohatera i polityka, który szwejkowskiemu stereotypowi skutecznie zaprzeczył i już w kampanii wyborczej dał dowody na to, że potrafi nawiązywać do najlepszej czeskiej tradycji prezydenckiej uosobionej przez T.G. Masaryka i Václava Havla. W jednym z pierwszych wywiadów udzielonych po wyborze na prezydenta, Pavel wspominał spotkanie Havla jeszcze z czechosłowackimi wojskowymi, na które Havel przyszedł w swetrze, ale potrafił wojskowym zadać intrygujące pytania, a nawet w pewnych kwestiach uznać ich argumentację. Teraz nowy czeski prezydent zapewnił, że będzie się inspirował tym wybitnie cywilnym podejściem do prezydenckiego urzędu. Słynna stała się już jego flanelowa koszula, która świadczy o tym, że docenia możliwość kształtowania wizerunku i zjednywania sobie sympatyków nie przy pomocy uniformu, a odpowiednio dobierana garderoba może być znakiem wychodzenia naprzeciw różnym grupom podzielonego, czeskiego społeczeństwa.

Od razu w niedzielę po swoim sukcesie wyborczym Pavel wkroczył na międzynarodową scenę polityczną jako silny i zdecydowany gracz – odbył przyjazną rozmowę z prezydentem Zełenskim i Tsai Ing-wen, prezydentką Tajwanu, co natychmiast wywołało alergiczną reakcję w Chinach. To pierwsze sygnały, że nowy prezydent Czech może poprowadzić Czechy z odwagą, rozwagą i godnością szanowanego w swoim kraju i za granicą, wybitnego męża stanu. Petr Pithart, 82-letni weteran czeskiej polityki, wyraził przekonanie, że wybór Pavla na prezydenta Czech będzie miał wielkie znaczenie także dla Europy i świata, a najważniejszy czeski opiniotwórczy tygodnik Respekt pisał o historycznej randze tego wydarzenia. Choć może w tych, formułowanych na gorąco, entuzjastycznych opiniach była lekka przesada, to jedno jest pewne: w styczniu 2023 roku w Czechach przegrało kłamstwo i populizm. To bardzo dobra wiadomość dla Europy, ale ludzie dobrej woli i realiści – nie tylko w Czechach – mają jeszcze przed sobą dużo ciężkiej roboty.

 

 

Tagi:
Zbigniew Machej

Zbigniew Machej

Zbigniew Machej jest poetą, tłumaczem, eseistą; pracował jako dziennikarz, menedżer kultury i dyplomata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.