Przejdź do treści

Kilka refleksji na podstawie ostatniego sporu o prymat polskiej Konstytucji nad prawem UE

Perspektywa „albo-albo”

Kilka lat temu, podczas odwiedzin mojego przyjaciela z Włoch, zaproponowaliśmy mu w gronie znajomych kieliszek włoskiego słodkiego trunku limoncello w połączeniu z… serem górskim. Tak, wiem, że pomysł był niefortunny i zdradził całkowitą ignorancję wobec kulinarnych zwyczajów gościa, jednak nasz poczęstunek nie miał być afrontem, lecz serdecznym gestem, oferującym cokolwiek, co mieliśmy włoskiego pod ręką. Tym niemniej od tej pory wiem, że absolutnie nie wolno podług włoskich tradycji łączyć słodkiego napoju z wędzonym serem. Nie i basta! W ogóle wielu rzeczy we włoskiej kuchni łączyć nie wypada. To jednak, co niewłaściwie dla jednej tradycji, może być zupełnie poprawne, a nawet wskazane, podług drugiej. Dlaczego przywołuję historię z limoncello? Otóż patrząc na ożywiony ostatnio w polskich realiach spór o prymat polskiej Konstytucji nad prawem Unii Europejskiej i odwrotnie, mam wrażenie, że niektórzy zachowują się w nim tak, jak Włosi wobec swojej kuchni i jej tradycji. To znaczy postępując bez jakiekolwiek elastyczności, bez jakiegokolwiek zrozumienia i  uwzględnienia zmieniającego się świata, w tym także prawnego. I choćby przyszło im „umrzeć z głodu”, nie będą w stanie „przetrawić” czegokolwiek innego, do czego się przyzwyczaili; po prostu nie chcąc pojąć, że prymat prawa UE nie musi wykluczać prymatu Konstytucji państw członkowskich. Tymczasem, odwrotnie niż w przypadku mojej historii z poczęstunkiem włoskiego gościa, w przypadku sporu o prymat konstytucji w państwie członkowskim UE taka postawa („albo – albo”) jest moim zdaniem świadectwem ignorancji, a w najgorszym razie świadomego działania na szkodę i Polski, i europejskiej wspólnoty. Dlaczego? By to zrozumieć, trzeba sobie przypomnieć i uświadomić trzy rzeczy.

Po pierwsze: prawo UE jest naszym prawem

Przede wszystkim trzeba wyraźnie powiedzieć, że prawo Unii Europejskiej nie jest jakimś odrębnym od polskiego porządkiem prawnym. To jest nasze prawo, w równym stopniu jak prawo krajowe (np. ustawy). Nie chodzi mi tu o szczegółową hierarchię tych źródeł prawa względem siebie, ale o samo zrozumienie, że treść prawa Unii Europejskiej nie jest prawem obcym, tak jak w przypadku prawa obcego państwa (np. prawa francuskiego), jest to po prostu nasze prawo. Myślę, że wiele nieporozumień wynika przede wszystkim z braku zrozumienia i zaakceptowania tego prostego faktu. To przemiana perspektywy myślenia, w zakresie rozumienia suwerenności prawnej, w tym nadrzędności systemu prawnego. Suwerenność prawna państwa oznacza dzisiaj zupełnie coś innego niż jeszcze kilkanaście lat temu i z pewnością trudno ją utożsamiać z samowolą państw. Państwo nie może wszystkiego (chociażby w zakresie nieprzekraczalnych dla niego granic władztwa, jakim są wiążące je międzynarodowe standardy ochrony praw człowieka) i już samo to wyklucza rozumienie suwerenności jako wszechwładztwa prawnego państwa. Suwerenne państwo to także takie państwo, które respektuje pewne minima praworządności i praw człowieka.

Jak się ma owo rozumienie suwerenności do Unii Europejskiej? Otóż członkostwo w Unii nie wyklucza suwerenności, wręcz przeciwnie – poprzez wzmocnienie standardów ochrony praw fundamentalnych można zaryzykować stwierdzenie, że nawet ją umacnia. Suwerenności winniśmy zatem szukać w świecie wartości i praw człowieka, a nie w woli większości politycznych decydentów.

Dodam do tego, że podczas moich studiów prawniczych miałem ogromne szczęście, że wykłady z prawa Unii Europejskiej prowadził profesor Zdzisław Brodecki. Ten wybitny prawnik już wtedy mówił raczej o monizmie niż o multicentryczności systemu prawa. Starał się młodym adeptom prawa wytłumaczyć, że myślenie o różnych centrach prawa w istocie prowadzi na manowce. Że o wiele więcej zrozumiemy, gdy uznamy, iż w istocie system prawny danego państwa jest jeden, chociaż obowiązujące w nim normy różnią się co do ich pochodzenia. Zalet monizmu dla prawniczego myślenia jest wiele. Prawnik, który pojmuje, że nie ma sensu odseparowywać od siebie prawa krajowego, prawa międzynarodowego i prawa Unii Europejskiej, od razu uczy się myśleć o tych wszystkich systemach prawa jako o jednym; dostrzega wynikające z nich możliwości i ograniczenia. W ten sposób przekracza Rubikon, wkraczając na zdecydowanie bardziej zaawansowany poziom myślenia o prawie. Dopóki dopóty będziemy myśleć o prawie Unii Europejskiej jako czymś odrębnym od polskiego prawa, dopóty zawsze będziemy „więźniami” tekstu, przepisu, a tak naprawdę prawnikami, których umiejętności interpretacyjne po prostu nie przystają do wymogów współczesnego prawa.

Po drugie: o co naprawdę chodzi?

Po drugie, trzeba prosto wytłumaczyć, o co chodzi w obecnym „konflikcie” pomiędzy prawem UE a prawem polskim, a konkretnie polską konstytucją. Zakładam, że w gąszczu wyroków, orzeczeń, sądów i trybunałów zwykły obywatel dawno się pogubił. Postarajmy się zatem najprościej, jak się da. Przede wszystkim należy odróżnić Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu od Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu. Ten pierwszy wiąże się z działalnością Rady Europy. Orzeka on, w ramach regionalnego europejskiego systemu ochrony praw człowieka, o naruszeniu przez określone państwo praw człowieka, wynikających postanowień Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Ten drugi, czyli Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (dalej zamiennie: TSUE), jest sądem prawa Unii Europejskiej. Jego orzeczenia obowiązują powszechnie w całej Unii Europejskiej i odnoszą się do naruszenia przez państwo członkowskie UE prawa unijnego. Oczywiście między orzeczeniami obu tych trybunałów (sądów) zachodzą rozmaite relacje, a nawet uwikłania. Dość wskazać, że wielokrotnie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej powoływał się na standardy ochrony praw człowieka wynikające z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Trudno zresztą radykalnie oddzielać system ochrony praw człowieka funkcjonujący w ramach Rady Europy od ochrony praw fundamentalnych w Unii Europejskiej. Może warto, na potrzeby niniejszego komentarza, poprzestać na tych różnicach i zaznaczyć li tylko, że interesować nas będzie dalej ostatnie orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, czyli związane bezpośrednio z prawem Unii Europejskiej. Otóż w wyroku z dnia 15 lipca 2021 roku ów Trybunał, na skutek skargi Komisji Europejskiej, orzekł przede wszystkim, iż Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie może być uznana za bezstronny i niezależny sąd. Innymi słowy: nie jest sądem w rozumieniu prawa Unii Europejskiej, czyli także w rozumieniu naszego prawa. Wyrok ten potwierdził zastrzeżenia wobec „reformy” zgłaszane przez polskie środowisko prawnicze, organizacje pozarządowe, a wreszcie instytucje unijne. Oczywiście wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczył także szeregu kwestii związanych z niezależnością i niezawisłością sędziowską w Polsce. Co więcej, uprzednio zapadały już postanowienia TSUE zobowiązujące Polskę do zastosowania środków tymczasowych w sprawie sądownictwa, w tym zawieszenia stosowania przepisów dotyczących Izby Dyscyplinarnej w sprawach dotyczących sędziów.

Wydawać by się mogło, że wyrok TSUE, chociażby w świetle uwag o tożsamości systemu prawa UE i polskiego prawa krajowego, winien zamknąć sprawę. Jednakże polski „Trybunał Konstytucyjny”, rozpatrując pytanie prawne skierowane przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego,  zanegował zasadę pierwszeństwa prawa UE i wszedł na drogę otwartej konfrontacji z orzeczeniami TSUE, a w rezultacie z prawem UE.
Na marginesie trzeba wyraźnie podkreślić, że w istocie nie mamy do czynienia z orzeczeniem legitymizowanego konstytucyjnie Trybunału Konstytucyjnego, gdyż w składzie wydającym orzeczenie zasiadał tzw. sędzia dubler. Trudno zresztą w ogóle mówić obecnie o tym, by polski Trybunał Konstytucyjny cieszył się zaufaniem bezstronnego sądu konstytucyjnego. Niemniej jednak formalnie wydaje on orzeczenia, a jako takie mogą one chociażby dla rządzących stanowić niebezpieczny pretekst do zanegowania sensu integracji polskiego prawa z prawem UE, czyli po prostu do zakwestionowania prymatu prawa UE i związanych z tym wartości w polskim porządku prawnym. I to jest sedno problemu. Jeśli bowiem, chociażby formalnie, polski Trybunał Konstytucyjny zaneguje pierwszeństwo prawa UE w kluczowej sprawie, mającej znaczenie dla nadrzędnych wartości UE, w tym praworządności, to w istocie polski system prawny może być odbierany nie jako część całego systemu prawa UE, ale jako stanowiący zagrożenie dla funkcjonowania całego systemu prawnego UE.

Dodać wreszcie trzeba, że oczywiście rozmaite orzeczenia w relacjach między prawem UE a prawem krajowym zapadają w rożnych państwach członkowskich, w tym chociażby ostatnio w Niemczech. Tyle tylko, że po pierwsze nie są one tam wykorzystywane do podważenia sensu całego prawa UE i jego prymatu; a raczej są przedmiotem wnikliwej refleksji i troski o to, jak mimo wszystko zachować integrację prawa w ramach UE. Po drugie, nie są wydawane w sytuacjach konstytucyjnego kryzysu i przez niekonstytucyjnie obsadzone składy sędziowskie. Po trzecie wreszcie, merytorycznie orzeczenie polskiego „Trybunału Konstytucyjnego” zasługuje na krytyczną ocenę, świadcząc o niezrozumieniu polskiej konstytucji.

Po trzecie: psucie polskiego systemu prawa i jego wykładni wyklucza nas z UE

W tym miejscu dochodzimy do jeszcze ogólniejszego problemu. Otóż w moim przekonaniu w Polsce postępuje coraz bardziej psucie systemu prawa i jego wykładni. Każdy może wypowiadać się o obowiązującym prawie, choćby twierdził wierutne bzdury. Nikt nie przejmuje się złożonością wykładni, jej logiką i aksjologią. Najczęściej wyjaśnienie prawa ogranicza się do fragmentarycznych cytatów wyrwanych z kontekstu i pozbawionych właściwego im znaczenia. W takich warunkach trudno o maestrię prawniczego myślenia, która była właściwa dla wielu orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego w latach ubiegłych. Chciałoby się rzec: mamy do czynienia nie tylko z upadkiem kultury prawnej in genere, ale także przede wszystkim z upolitycznianiem interpretacji prawa, jak i ocen rezultatów tejże wykładni. W rezultacie łatwiej poprzestać na prostej regule, przywoływanej już wcześniej, która zakłada wykluczenie niż na próbach połączenia, integracji, zrozumienia na pierwszy rzut oka wykluczających się zasad prawnych, takich jak np. zasada prymatu prawa UE i prymatu Konstytucji. Tymczasem owe zasady wcale się nie muszą wykluczać, lecz uzupełniać, a nawet wzmacniać.

Co dalej?

Powróćmy teraz do kulinarnego przykładu z początku tekstu. Co dalej? Możemy dalej odmawiać tego, co proponuje nam Unia Europejska, upierając się przy prymitywnym rozumieniu prymatu polskiej Konstytucji, nawet wbrew postanowieniom jej samej. Nie możemy jednak pozostać obojętni wobec tego, że w Polsce nie ma obecnie legitymizowanego konstytucyjnie Trybunału Konstytucyjnego, i że legalnie orzekający Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdza coraz bardziej poważne naruszenia prawa UE przez nasze prawo krajowe.

Powtórzmy raz jeszcze, że w rzeczywistości wszędzie tam, gdzie w składach orzeczniczych obecnego polskiego Trybunału Konstytucyjnego zasiadają sędziowie obsadzeni niezgodnie z ustawą zasadniczą, nie mamy przecież do czynienia z wydawaniem wyroków, a tym samym trudno mówić o wiążących orzeczeniach Trybunału Konstytucyjnego. Jest to świadectwo ogromnej degrengolady polskiego systemu prawnego, gdyż formalnie wydany wyrok w istocie nie jest wyrokiem, co wprowadza chaos i powoduje destrukcję systemu prawnego. Co dalej? Co, jeśli w kolejnym orzeczeniu polski „Trybunał Konstytucyjny” dalej będzie negował sens prymatu prawa UE i podważał podstawowe wartości, na których opiera się UE? Zgroza sytuacji polega na tym, że w istocie sprzeczności między polską konstytucją a prawem UE nie ma.

Jeżeli dalej taki stan rzeczy będzie się utrzymywał, trudno uznać, by Polska spełniała podstawowe warunki członkostwa w Unii Europejskiej, w tym standardy praworządności. Trzeba też dodać, że tu nie chodzi tylko o relację instytucje unijne – Polska, ale tak naprawdę chodzi o przyszłość całej Unii Europejskiej. Jeżeli Unia Europejska pokaże teraz, że państwo członkowskie może w jawny sposób zaprzeczać podstawowym wartościom, w tym poszanowaniu wspólnego prawa UE i praworządności stanowiącej niezbędne minimum przynależności do unijnej wspólnoty, to w zasadzie oznaczać to będzie fiasko całego projektu integracji europejskiej w oparciu o wspólne cele, zasady i wartości. Oczywiście, spór o relację między prawem krajowym a prawem UE odżywa co jakiś czas w różnych krajach, i nie jest to tylko problem Polski, bądź UE w związku z Polską. Niestety w naszym kraju spór ten wynika z barbarzyńskiego ataku na system prawny, destrukcję praworządności i całkowicie absurdalną wykładnię polskiego prawa, w tym Konstytucji. Tego sporu w ogóle nie powinno być. Polskie prawo nie stoi w sprzeczności z prawem UE. Zasada supranacjonalności (nadrzędności prawa UE) nie godzi w polską suwerenność, lecz służy integracji prawa w ramach Unii Europejskiej. Państwo, które kwestionuje jej sens, kwestionuje sens przynależności do samej europejskiej wspólnoty i niestety winno poważnie rozważyć swoją w niej obecność. Pozostaje tylko ufność, że przekonanie o sensie integracji pozostanie ważniejsze od instrumentalnego niszczenia systemu prawnego. Ci, którzy upierają się przy tym, by radykalnie przeciwstawiać sobie prawo UE i polską konstytucję są jak uparci Włosi, którzy absolutnie nie zgadzają się, by łączyć ze sobą określone potrawy. O ile jednak włoski upór kulinarny jest sympatyczny i niegroźny, o tyle zaciętość części polskich polityków, jak również psucie polskiego prawa oraz jego wykładni może doprowadzić nie tylko do zanegowania sensu członkostwa Polski w UE, ale do zanegowania sensu UE jako takiej. Kiedy zrozumiemy prawdziwy problem obecnej sytuacji?

 

Tomasz Snarski

Tomasz Snarski

Tomasz Snarski – adwokat, doktor nauk prawnych specjalizujący się w zakresie prawa karnego, filozofii prawa oraz praw człowieka, pracownik badawczo-dydaktyczny na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, filozof. Publicysta portalu Więź.pl, członek zespołu Laboratorium „Więzi”. Ostatnio opublikował „Kościół katolicki wobec kary śmierci. Między prawem a filozofią i teologią”, Warszawa 2021.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.