Przejdź do treści

Czy sprawa Nawalnego pogrzebie relacje niemiecko-rosyjskie?

Czy stopniowo pogarszające się relacje niemiecko-rosyjskie ucierpią jeszcze mocniej w następstwie otrucia rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego? A może mimo chwilowego ochłodzenia i gorzkich słów, twarde interesy i Realpolitik wezmą górę?

„Co jest najważniejsze w naszej polityce? Dobić targu z Rosją”. Te słowa w 1863 roku wypowiedział ówczesny premier Prus, Otto von Bismarck. Nie było w tym nic makiawelicznego. Ot, pragmatyczna potrzeba unormowania relacji z największym sąsiadem na wschodzie, aby nie narazić się na okrążenie francusko-rosyjskie. Niemcy miały utrzymywać z Rosją co najmniej poprawne stosunki, ponieważ dawało im to możliwość skoncentrowania się na innych wyzwaniach – rywalizacji z Francją oraz budowaniu swojej potęgi przemysłowej. Ten sposób myślenia Bismarck promował przez ponad 30 lat i dziś z zadowoleniem mógłby patrzeć, jak Berlin nadal – choć już w innych okolicznościach i z innych względów – realizuje jego linię wobec Moskwy.

Jednak po otruciu przez Kreml najbardziej rozpoznawalnego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, w całej Europie – również w Niemczech – coraz głośniejsze stały się pytania, czy Berlin może dłużej pozwolić sobie na prowadzenie polityki zagranicznej opartej na przykazaniu Bismarcka.

Na wokandzie stanęła przede wszystkim sprawa gazociągu Nord Stream 2, który Rosjanie i Niemcy planują dokończyć mimo twardego sprzeciwu ze strony USA i niektórych państw europejskich, w tym Polski. Swój dyskomfort z racji powstawania rurociągu wyraziła minister obrony i niedoszła następczyni Angeli Merkel Annegret Kramp-Karrenbauer. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych w Bundestagu, Norbert Röttgen, stwierdził zaś, że jeżeli Niemcy wzruszą ramionami i dokończą z Rosją Nord Stream 2, będzie to oznaczało przyzwolenie dla Kremla na stosowanie metod takich, jak wobec Nawalnego. Dodatkowo wzmocnił te głosy doświadczony niemiecki dyplomata i szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, Wolfgang Ischinger, który bezpośrednio po otruciu opozycjonisty stwierdził, że możemy być świadkami końca strategicznego partnerstwa Niemiec i Rosji.

Czy to tylko chwilowe poruszenie i sytuacja w najbliższym czasie wróci do normy, czy może mamy do czynienia z początkiem rzeczywistego przewartościowywania niemieckiego spojrzenia na Rosję?

Geografia i moralność

Próba wyeliminowania Nawalnego z pewnością wpisuje się w trend systematycznego pogarszania się relacji między Berlinem a Moskwą. Najpierw była aneksja Krymu i podgrzewanie przez Kreml wojny na wschodzie Ukrainy. Następnie Rosjanie interweniowali w Syrii po stronie reżimu Baszara al-Asada, co na Zachodzie wzbudziło kontrowersje ze względu na nieludzkie metody stosowane przez syryjskiego prezydenta, a dla wielu obserwatorów było potwierdzeniem coraz bardziej asertywnej, by nie powiedzieć agresywnej postawy Kremla na arenie międzynarodowej. A do tego nie bez wpływu na relacje niemiecko-rosyjskie pozostają ataki hakerskie na Bundestag czy zabójstwo czeczeńskiego bojownika w berlińskim parku Tiergarten.

Niemcy reagują na to wszystko w różny sposób – od sankcji po ostrzeżenia czy wydalenie rosyjskich dyplomatów. Jednak, co bardzo ważne, Berlin dotychczas nie pozwalał, aby którekolwiek z tych wydarzeń zastopowało ważne dwustronne inwestycje lub stało się przyczyną zawieszenia rozmów na najwyższym szczeblu. Relacje Niemiec i Rosji, choć wyraźnie ochłodzone i podszyte nieufnością, cechuje niezmiennie pragmatyzm. Z jednej strony jest to wynik kalkulacji Berlina, który wie, że nie może pozwolić sobie na izolowanie tak dużego i ważnego państwa, jakim jest Rosja. Z drugiej strony Moskwa, która stoi przed coraz większymi wyzwaniami wewnętrznymi, ale też w Azji i na Bliskim Wschodzie, zdaje sobie sprawę, że w nowym wielobiegunowym świecie Europa jest jej potrzebna. A w Europie najważniejszą rolę odgrywają obecnie Niemcy. Dlaczego więc Kreml zdecydował się na otrucie Nawalnego? Wydaje się, że decyzja ta była podszyta dość oportunistycznym przekonaniem Moskwy, że jako istotny punkt architektury bezpieczeństwa we wschodniej części Europy, może – na razie bezkarnie – bardziej asertywnie zaznaczać swoje interesy niż jakikolwiek inny kraj w regionie.

Czy z punktu widzenia Berlina taki stan rzeczy jest na dłuższą metę do utrzymania? Oddajmy głos tym, którzy decydują o kierunku niemieckiej polityki zagranicznej. Polityk współrządzącej SPD i minister spraw zagranicznych Heiko Maas po początkowych ostrzejszych wypowiedziach stwierdził, że to, co stało się z Aleksiejem Nawalnym nie zmienia naszego położenia geograficznego, a zatem nie wpływa na nasze fundamentalne interesy, które zakładają potrzebę utrzymania co najmniej poprawnych relacji z Rosją. Jak dodał, Niemcy żyją z wymiany handlowej i naukowej, dlatego ze wszystkimi sąsiadami pragniemy zachować dobre stosunki oparte na jasnych zasadach i wzajemnym szacunku.

I jeszcze poseł CDU Roderich Kiesewetter w tekście napisanym w związku z dyskusją nad przyszłością rurociągu już po otruciu Nawalnego: Od samego początku uważałem Nord Stream 2 za szkodliwy projekt… Teraz jednak, kiedy jest on na ukończeniu, nie możemy się z niego wycofać bez utraty reputacji i konieczności zapłacenia kar umownych… Jeżeli to zrobimy, stracimy również kolejny środek wywierania presji na Rosję.

Zarówno Maas, który reprezentuje oficjalną linię rządową wytyczoną przez Merkel, jak i przeciwnik rurociągu ze współrządzącej CDU, nie pozostawiają wątpliwości: niemieckie interesy nie są zależne od zachowania rosyjskich przywódców. Poza tym skoro budowa Nord Stream 2 zaszła już tak daleko, to nie można z niej zrezygnować. W końcu rurociąg ma zapewnić dopływ gazu, dzięki któremu Berlin chce dywersyfikować swój miks energetyczny, nadal w dużej mierze oparty na węglu. A jeżeli będzie trzeba, to kwestie energetyczne będzie można wykorzystać jako element nacisku na Rosję.

To jednak nie wszystko. W końcu stanowisko Niemiec nie może ograniczać się do wypowiedzi, które sugerowałyby, że zachowują się jak niemoralne mocarstwo. Dlatego razem z Francją i Wielką Brytanią rząd Angeli Merkel wystąpił z inicjatywą nałożenia sankcji na Rosję za otrucie Nawalnego. Sankcje i potępienie działań Kremla mają pokazać, że Berlinowi zależy nie tylko na utrzymaniu pewnych norm w polityce międzynarodowej, ale również na uspokojeniu państw Europy Środkowo-Wschodniej, które tradycyjnie są bardziej wyczulone na podobne działania ze strony Moskwy.

Korekty nie będzie

Ten dwutorowy sposób działania nie powinien dziwić. Z punktu widzenia Berlina – najpotężniejszej gospodarki europejskiej – najistotniejsze jest rozwijanie wymiany handlowej z możliwie największą liczbą państw przy jednoczesnym utrzymaniu jak największej stabilności i przewidywalności swojego otoczenia geopolitycznego. Z tego punktu widzenia nie ma nic sprzecznego w tym, że potępiają Rosję w takich przypadkach, jak otrucie Nawalnego, i równocześnie stawiają na utrzymanie z nią dobrych relacji handlowych. Dlatego właśnie Iwan Timofiejew, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, wpływowego forum dyskusji rosyjskiej elity ze światem zewnętrznym, napisał niedawno, że sceptycznie podchodzi do rozpowszechnionej tezy jakoby rosyjsko-niemieckie strategiczne partnerstwo miało się skończyć wraz ze sprawą Nawalnego.

I rzeczywiście, wydaje się, że mimo wszelkich kontrowersji i trudnych tematów, relacje Moskwy i Berlina są oparte na zbyt silnych podstawach, aby znacząco mogło im zaszkodzić otrucie lidera rosyjskiej opozycji. Oczywiście nie ma mowy o przyjaźni między oboma państwami, ale w przewidywalnej przyszłości – a więc dopóki kanclerzem pozostaje Angela Merkel – jedno nie powinno ulec zmianie: duch Bismarcka nadal będzie unosił się nad niemiecką polityką zagraniczną.

Łukasz Gadzała

Łukasz Gadzała

redaktor portalu Onet.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.