Przejdź do treści

Houellebecq i duch nieracjonalności

W ubiegłym roku, 19 października Michel Houellebecq wygłosił w Brukseli mowę z okazji odebrania Nagrody Oswalda Spenglera, przyznanej przez The Oswald Spengler Society, powołane do badania i popularyzowania spuścizny intelektualnej niemieckiego filozofa, nazywanego „prorokiem zmierzchu Zachodu” (wersja polskojęzyczna, tłum. Dorota Zańko, Znak 2019, nr 5). To świetne wystąpienie zawiera kilka ważnych tropów, wyjaśniających granice intelektualne i emocjonalne, w których porusza się autor Serotoniny. Na wstępie stawia pytanie, jaki wpływ wywarł na niego Spengler, ale też niemal od razu wypowiada wprost wątpliwość, która towarzyszy niemal wszystkim uczestnikom uroczystości wieńczących konkursy, wszelkich celebracji i uhonorowań. „czy zasługuję na Nagrodę Spenglera” – pyta jakby prześwietlał emocje tych, którzy chcą zawsze od pisarzy więcej lub czegoś innego niż ci są w stanie stworzyć.

 

Zaskakująca może być powściągliwość Houellebecqa, wskazującego kilka ważnych dla siebie inspiracji (pisarstwo Flauberta, Baudelaire’a, filozofia Schopenhauera, Comte’a – uzasadnienie wyboru tego ostatniego jest przewrotne). Spodziewamy się po pisarzu brawury i narcyzmu, a on podkreśla zasadnicze różnice między gatunkami wypowiedzi – esejem a powieścią. Oczywiście, oznajmia, iż podobnie jak Flaubert, Baudelaire i Dostojewski zostawi po sobie świadectwo czasu. Ponieważ ta ocena zostanie wystawiona za 100 lat, należy uznać, iż „schyłek”, „zmierzch”, „kryzys” nie oznaczają anihilacji ludzkości, przynajmniej nie w perspektywie naszego życia. To wiadomość pocieszająca dla katastrofistów. Co z pozycją proroka? Czytelnicy, jak sądzę, powinni uwzględnić wskazówki pisarza, który w wielu miejscach – i w przedmowie brukselskiej także – podkreśla, iż powieściowa forma jest dla niego ważniejsza od prorokowania samego w sobie. Odpowiedziałem więc częściowo na pytanie o wpływy – w takim zakresie, jaki wydaje mi się najistotniejszy, gdyż postacie występujące w powieści i sposób, w jaki jest napisana, są według mnie ważniejsze niż idee, które ona zawiera. (Znak, s. 7)

 

Program napisania powieści przylegającej do czasów, zamierających relacji międzyludzkich i zredukowanych wobec tego historii przydarzających się jednostce zawiera Poszerzenie pola walki, debiut z 1994. Warto wrócić do tej narracji, napisanej w quasi-autobiograficznym stylu, wprowadzającej wypalonego, przeżywającego kryzys bohatera, informatyka zatrudnionego w korporacji, zajmującej się sprzedawaniem „kultury przedsiębiorstwa” w branży rolnej. Ten autobiograficzny szczegół – pisarz studiował inżynierię rolniczą – pojawia się w tle kilku powieści, także jako jeden z istotnych wątków Serotoniny.

 

© istock/iridi

 

Najnowsza powieść zaczyna się podobnie do debiutanckiej: jej narrator Florent-Claude Labrouste, postanawia porzucić dotychczasowe życie, a ściślej rzecz ujmując – wszelkie życie, jeśli rozumiemy przez nie relacje i zobowiązania społeczne. Cierpiący na depresję pracownik Ministerstwa Rolnictwa z odziedziczoną niezłą sumką 700 tys. euro na koncie opuszcza elegancki apartament w Paryżu i przenosi się do hotelu, jednego z ostatnich, w których można palić papierosy.

 

Jego depresja, nazywana przez lekarza raczej „smutkiem”, nie ma żadnego konkretnego powodu. Można by rzec, że została odziedziczona po innych bohaterach Houellebecqa, ale i po wielu bohaterach europejskich powieści XX wieku, wchodzących na oczach czytelnika w smugę cienia, zmęczonych mdłościami, melancholijnych. Stan ducha pozostaje oczywiście reakcją na kondycję cywilizacji. Nie bez przyczyny depresja i metody jej przezwyciężenia stanowią atrakcyjny temat literacki – wielu ludzi identyfikuje się z pacjentami psychiatrów wyłudzającymi cudowne tabletki.

 

Florent-Claude nie chce się poddawać terapii, ćpa captorix, pali papierosy, pije kawę, je sushi i humus i to właściwie tyle. Gdyby szukać w jego zachowaniu symptomów choroby, nieco podejrzane okazałoby się w pełni racjonalne i wymagające niemałego zachodu podejście aranżujące ucieczkę od znajomych, pracy i kochanki. Tak, to raczej ćpun niż mężczyzna na skraju załamania nerwowego, wszak organizuje sobie codzienność tak, żeby być blisko gabinetu lekarskiego i apteki.

 

Tabletka jednak, co było do przewidzenia, zawodzi, a ponadto ma działanie uboczne – obniża libido, prowadzi do impotencji. Sam Florent-Claude zgadza się na takie wycofanie z rynku relacji seksualnych, które po libertyńskich latach i wielu związkach napawają go obrzydzeniem. Odchodzi od ostatniej kochanki, Japonki z zamożnej rodziny, pracującej w Paryżu w jednej z zaangażowanych społecznie galerii, której program narrator demontuje serią sarkastycznych uwag, podobnie jak charaktery narodowe Holendrów czy Niemców; obyczaje dietetyczne i mody ekologiczne Francuzów, wszelkie programy lewicowe i emancypacyjne, w które angażują się społeczeństwa Zachodu, zwłaszcza w ramach Unii Europejskiej.

 

Yuzu jawi się jako sformatowana przez konsumpcję, kompletnie obojętna turystka, która przebywając we Francji odkłada nieuchronny moment zawarcia aranżowanego małżeństwa w rodzinnym kraju. Zajmuje się tym wszystkim, co dziś uchodzi za prestiżowe. Dba o siebie w sposób patologiczny. Praktykuje otwartość i multikulti. Podejrzewamy, że niczego nie wyznaje, tylko pielęgnuje ciało, udaje bycie cool i oczywiście uprawia seks.

 

Obrazu tego, na czym polega dla Yuzu seks dostarcza nam narrator odtwarzając filmy z orgii, w których dziewczyna bierze udział. Szczegółowe opisy tego, co przechyla szalę decyzji o porzuceniu jej bez wyjaśnień, mają pornograficzny charakter. Houellebecq, jak zwykle starannie, naturalistycznie, technicznie i podniecająco opisuje wszystko to, co budzić ma obrzydzenie, ale najpierw wywołuje efekt ekscytacji. W Serotoninie podobną strategię stosuje, wprowadzając motyw pedofila i odwiedzającej go dziewczynki. Trudno nie zauważyć, iż Yuzu w aktach bez cenzury wciela męskie fantazje, ale jednocześnie akty te są rodzajem parodii marzeń o wyzwolonej, dostępnej Azjatce.

 

Dla Labrouste’a moment zabarwionego satysfakcją pozostawienia kochanki w kosztownym apartamencie, z którego będzie musiała się wyprowadzić, gdy stwierdzone zostanie przez wynajmujących niewpłynięcie czynszu, oznacza melancholijne cofanie się ku zmarnowanym możliwościom. Leżąc w zadymionych pokojach hotelowych, Labrouste wspomina Camille, zdradzoną przez siebie z niewiadomego powodu, a wreszcie postanawia ją odwiedzić. Można by sądzić, iż Houellebecq przeciwstawia użycie i miłość; seksualną wolność i związek, zmierzając ku wnioskowi, iż oparta na zaufaniu i wierności relacja stanowi najwyższy cel człowieka. Oczywiście to relacja niemal niemożliwa, choć jej przykład miał bohater w dzieciństwie – tak kochali się jego rodzice. Wokół brak ludzi w dobrych związkach. Permisywizm, rewolucja seksualna, turystyka i rynek prostytucji łudząco przypominają wolność, lecz właśnie one zepsuły miłość.  Cóż, odpowiadamy za to wszyscy, ale kobiety – tu pisarz nie zmienia zdania – są podwójnie winne, ponieważ porzuciły swoje najważniejsze posłannictwo – przestały być matkami. Owszem, zdarzają się jednostki opiekuńcze i zdolne do potencjalnego poświęcenia, lecz Yuzu odciąga mężczyzn od Camille, tak można nakreślić ten schemat w skrócie.

 

Gdyby wrócić do wywiadu z pisarzem, a także prześledzić inne jego wypowiedzi na temat seksu i miłości, okazałoby się, że relacje mają przede wszystkim sens ewolucyjny. Tak więc bezpotomne związki skazują jednostkę na zniknięcie, gdyż nie pozostaje po niej genetyczny ślad, a zafiksowanie kobiet na dzieciach, choć konieczne, dla ich partnerów oznacza zamknięcie reprodukcyjnej roli. Zazdrość o dziecko, w Serotoninie zawarta w wątku planowanego zabójstwa syna Camille, ma oczywiście źródła psychoanalityczne, lecz jej efekt warto odczytać w kontekście ewolucyjnym. Labrouste „ułaskawia” dziecko i odchodzi, bo tylko tyle może zrobić dla genowej puli, rządzącej ludźmi tak jak innymi zwierzętami. W tej perspektywie cierpienia jednostki nie mają znaczenia.

 

Powrót do ewolucyjnych uzasadnień wydaje się umiarkowanie pozytywnym programem (a nie tylko dość powszechną obecnie modą, o czym świadczy choćby popularność książek Yuvala Noaha Harari) w sytuacji, gdy załamaniu uległy zarówno głęboka, francuska tradycja, jak i globalny kapitalizm. Uległy zresztą dość dawno, więc przypisywanie Houellebecqowi profetyzmu oznacza najpewniej także ewolucyjny odruch polegający na obsadzaniu dysponentów opowieści w uprzywilejowanej roli. Pisze o tym Denis Dutton w dziele Instynkt sztuki. Piękno, zachwyt i ewolucja człowieka (tłum. J. Luty, wyd. Copernikus Center Press, 2018). Potrzeba relacji, opowiadania i słuchania historii dawała naszym przodkom orientację w świecie, a przede wszystkim służyła doborowi naturalnemu. Dutton, za Immanuelem Kantem, uważa, że posiadamy naturalny instynkt sztuki, gen piękna, czy też trwałe przystosowanie, skłaniające nas do podziwu dla artystów i artyzmu. Stąd ważne w kulturze rozróżnienie oryginału i kopii, kiczu i arcydzieła, a nade wszystko – uniwersalna potrzeba przyjemności, którą dają nam tylko twórcy, dziedziczący po najzręczniejszych opowiadaczach w historii naszego gatunku. Dlatego chcemy, by powieściopisarz „przeczuł” za nas, co mamy zrobić w czasach, gdy katastrofa przychodzi do naszych domów z każdym serwisem informacyjnym.

 

Co prawda Houellebecq nie jest takim optymistą, przynajmniej w wykładzie spenglerowskim, ale czyż Spengler nie był przekonany o wyjątkowej, mesjanistycznej roli Niemców w pejzażu zmierzchu świata po pierwszej wojnie światowej, a autor Serotoniny, wyśmiewając artystów konceptualnych, nie zostawia jednak furtki jakimś – jego zdaniem – bardziej prawdziwym malarzom, fotografom, pisarzom?

 

Wróćmy do diagnozy, po której spada poziom serotoniny, choć nie wiadomo, czy wzrasta poziom kortyzolu: postsekularne wyzwolenie prowadzi do zapaści gatunku, a wielkie koncerny sieją zniszczenie w środowisku naturalnym i wysysają ludzi. Nawet arystokraci tracą majątki, zmuszeni włączyć się w globalną gospodarkę. Wątek przyjaciela ze studiów, Aymerica, szlachcica, który ponosi śmierć podczas protestu rolników, pozwala pokazać, co stało się w efekcie globalnego kapitalizmu. Aymeric jest także ofiarą kobiety – jego umęczona próbami unowocześnienia biznesu żona zdradza go, a jakże, z artystą. To wątek równoległy do historii narratora, który zdradzany przez Yuzu także z przedstawicielami bohemy (choć nie tylko) nie próbuje ratować majątku, lecz go inwestuje zgodnie z logiką kapitalizmu. Pokonany tą logiką, wybiera drogę męczeńską, jedyną, by zwrócono uwagę na desperatów, blokujących w reakcji na kolejne unijne umowy francuskie gościńce. Dodam tu, że nie jest to przeczucie ruchu „żółtych kamizelek”, lecz opis tego, co dzieje się od lat na linii rolnicy-rząd w wielu krajach, także poza Unią Europejską, a nasila zawsze, gdy UE zaczyna dyskusję o regulacjach produkcji i kwotach.

 

Dopełnienie katastroficznego obrazu współczesności przychodzi z podsumowaniem stanu konta, gdy Florent-Claude mieszka już od pewnego czasu na peryferyjnym osiedlu dla biednych. Okazuje się, że ma nieco ponad 200 tys. euro, ponieważ życie na blokowisku, pozornie tańsze od wynajmowania apartamentu w centrum, zawiera wiele ukrytych kosztów. Nie da się wieść zbyt długo życia rentiera, chyba że pozostaje się w systemie – bierze kredyty, mieszka w domu korzystającym z samoodnawialnej energii. Bieda jest droga, pochłania całe dochody ciężko pracujących imigrantów. Dobrze, że pisarz to zauważył, choć nie proponuje żadnego programu, takiego choćby jak zmierzająca do utopii, a zaczynająca się od katastroficznej wizji trylogii Marii Despentes Vernon Subutex.  Florent-Claude, cóż, bierze swoje tabletki i tylko czeka na koniec. Bohater Despentes, bezdomny, wyrasta na przywódcę wielkiej rewolty, która wprawdzie wywołuje gwałtowną, polityczną repulsję, lecz zarazem zmienia świat.

 

Michel Houellebecq nie ma złudzeń, za co pewnie wielu go lubi. Mówi nam, że to koniec, ale chyba nie bardzo wierzy, że taki ostateczny. Zdradza go podpowiedź, iż będzie czytany jako autor wizji kryzysu.

 

W czym tkwi zapowiedź rozwiązania bardziej optymistycznego niż zakończenie postapokaliptycznej Możliwości wyspy, której bohater Daniel25  co prawda żyje, ale w formie, do której nikt nie tęskni? Sięgam raz jeszcze do wykładu spenglerowskiego, zakończonego cytatem z Dostojewskiego. Rzecz w tym, powiadają obaj pisarze, że historia – jak człowiek – nie jest racjonalna. Przekonanie, iż historia ma tu coś do rzeczy (i na przykład nie umarła), poświadcza zanurzenie pisarza jednak w tradycji Oświecenia. Nieracjonalność człowieka – niszczyciela – miewa też pozytywne skutki, choć nie od razu widzimy jakie. Może chodzi o oscylowanie na granicy, lecz tylko do granicy samozagłady, przed którą cofamy się? Jak w Uległości, której bohaterowie wolą przetrwać niż walczyć o idee własnej kultury.

 

Jest wiele jeszcze wątków, które pojawiały się u Houellebecqa od początku i zostały wykorzystane w Serotoninie. Na przykład kwestia hodowli zwierząt, genetyki, a także troski, jaką ludzie (tym razem Camille – lekarka weterynarii) okazują gatunkom domowym. To osobny, wielki temat współczesnej powieści, przywołam choćby prozę noblisty Johna Maxwella Coetzee’go.  W tym wątku Huellebecq nie porzuca ironii, zwłaszcza gdy opowiada o afekcie łączącym Yuzu z psami różnych ras, ale zarazem wydaje się wrażliwym analitykiem ludzkiej supremacji nad światem przyrody.

 

Serotonina, wszechstronnie omawiana, dzieli odbiorców na frakcję interpretującą jej wydźwięk jako pesymistyczny i drugą, uważającą ją za satyrę. Jedno nie wyklucza drugiego, bo każdy czytający szuka w literaturze własnych afektów i poglądów. Ja oczywiście odczytuję ironiczny i satyryczny ton pisarza, rozumiem do jakich debat nawiązuje, z kim i z czym się prostu rozprawia, jakim obsesjom, zaznaczonym w poprzednich książkach, ulega. Bohater w depresji to mój bohater, lecz jego mizoginia, objawiająca się poszukiwaniem nieistniejącej kobiety idealnej i odrzucaniem komunikacji w związkach, podbudowana modnym ewolucjonizmem, jest odstręczająca. Przede wszystkim jednak pamiętam, że czytam powieść, a deklarowanym wielokrotnie pozaideologicznym celem autora jest stworzenie formy odpowiedniej dla czasu kryzysu. Polemiczność jest w nią wpisana, także przesadna afirmacja i oburzenie. Byle nie pigułkowa, sztuczna obojętność.

 

 

Michel Houellebecq, Serotonina, tłum. Beata Geppert, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2019.

 

Inga Iwasiów

Inga Iwasiów

Inga Iwasiów - prof. nauk humanistycznych, krytyczka literacka, prozaiczka, historyczka i teoretyczka literatury, publicystka. Autorka monografii, powieści, opowiadań i poezji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert