Przejdź do treści

Polska zasługuje na więcej. Rozmowa z Günterem Verheugenem

Były komisarz do spraw rozszerzenia Unii Europejskiej Günter Verheugen sceptycznie patrzy na kroki podejmowane przez Komisję Europejską wobec Polski. Jednocześnie apeluje jednak do rządu w Warszawie o przyjęcie zaleceń Komisji Weneckiej.

 

Panie Komisarzu, w krajach starej Unii coraz częściej słychać, że jej rozszerzenie było przedwczesne. Jak Pan reaguje na takie głosy?

Günter Verheugen: To negatywne postrzeganie polityki rozszerzania Unii nie jest nowe. Zaczęło się w zasadzie już w 2005 roku, kiedy referenda w sprawie konstytucji europejskiej we Francji i Holandii zakończyły się porażkami. Już wtedy mówiono, że winne jest rozszerzenie.

 

Potem przyszedł wielki kryzys finansowy, a z tym państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie miały przecież nic wspólnego. Kryzys został spowodowany w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, a nie w Polsce, nie na Węgrzech, a całkiem na pewno nie w Rumunii.

 

Kraje te nie są również odpowiedzialne za problem imigracji, z którym borykamy się obecnie w Europie. Imigranci nie pochodzą przecież z Polski, Czech czy Słowacji, ale z całkiem innych części świata.

 

To wrażenie, że problemy Unii pojawiły się wraz z jej rozszerzeniem, jest całkowicie błędne. A mogło się upowszechnić, ponieważ unijni przywódcy nie mieli odwagi powiedzieć ludziom, że to, co zrobiliśmy, było słuszne i konieczne. Trzeba tylko zadać sobie jedno jedyne pytanie: Czy, gdybyśmy tego nie zrobili, Europa byłaby bezpieczniejsza, bardziej demokratyczna, bardziej praworządna? Czy mielibyśmy więcej pokoju i stabilności w Europie? Nie! Mielibyśmy pełen niestabilności obszar między Bałtykiem a Morzem Czarnym, bez żadnej orientacji i prawdopodobnie także bardzo słaby ekonomicznie.

 

Dlatego domagam się od brukselskich instytucji i rządów narodowych, żeby jasno powiedziały ludziom: „Zrobiliśmy to, ponieważ było to konieczne i słuszne”. I że ten proces jeszcze się nie skończył.

 

Jednak rozwój wydarzeń, zwłaszcza na Węgrzech, ale też w Polsce, Czechach, na Słowacji, nie jest taki, jak oczekiwano.

Verheugen: Rozwój w Austrii, we Włoszech, nawet w krajach skandynawskich, też nie jest taki, jak byśmy chcieli. Nie jest więc tak, że problemy z europejskimi wartościami mamy tylko w niektórych nowych państwach członkowskich. Mamy je także w starych. To nie jest więc właściwy argument.

 

Jeśli chodzi o Polskę, mam poważne wątpliwości co do tego, czy podejście Komisji do niej jest naprawdę uzasadnione. Jeśli chodzi o Węgry, zwracam uwagę, że w fazie rozszerzania Unii były one absolutnym faworytem wszystkich starych państw członkowskich. Wszyscy uważali, że są wspaniałe i nikt w Unii Europejskiej nie zrozumiałby w tym czasie, gdybym powiedział: „Węgier jednak nie przyjmiemy”. W 2004 roku nie można było przewidzieć, jak będzie przebiegał rozwój w jednym czy drugim kraju.

Powtórzę jednak, że taki rozwój sytuacji wewnętrznej obserwujemy nie tylko w krajach, które niedawno wstąpiły do Unii, ale równie mocno, a czasem i mocniej, nawet w krajach założycielskich.

 

Czy może Pan wyjaśnić swój sceptycyzm wobec podejścia Komisji do Polski?

Verheugen: Przede wszystkim uważam, że działania Komisji doprowadzą w pierwszym rzędzie do tego, że większość Polaków stanie za obecnym rządem. Tak to zawsze bywa. Osiągnie się przeciwieństwo tego, co się chciało osiągnąć. Jeśli się chce, żeby PiS albo Kaczyński zmienili swoje stanowisko, trzeba zabrać się za to dyplomatycznie.

 

Ale nie jestem też przekonany, że zarzuty stawiane Polsce są istotnie w pełni uzasadnione. Chciałbym przede wszystkim zobaczyć porównanie, które pokazywałoby, w jaki sposób uzgadniane są składy sądów w całej Unii i jak są one nominowane. W Niemczech sędziowie także nie przychodzą na świat z narodzin w dziewictwie, ale są politycznie mianowani. Gdybym panu opowiedział, jakie zakulisowe przepychanki polityczne towarzyszą obsadzaniu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, bardzo by się Pan dziwił.

Chcę przez to jedynie powiedzieć, że Polacy mogą z pewną dozą racji mówić, że być może wobec nich stosuje się odmienne standardy.

 

Niemniej jednak radziłbym polskiemu rządowi znaleźć jakiś sposób rozwiązania tego konfliktu. Najlepiej poprzez przyjęcie zaleceń Komisji Weneckiej, która jest neutralna i niezależna. To jest moim zdaniem dlatego konieczne, gdyż Polska nie może dziś w Unii Europejskiej odgrywać roli odpowiadającej jej wadze, wielkości i historycznemu znaczeniu. Życzyłbym sobie, żeby Polska stała się w Unii promotorem jedności i wspólnego działania. A tak może oczywiście być tylko wtedy, gdy takie spory zostaną zakończone.

 

Jak widzi Pan szanse Bałkanów Zachodnich i krajów Partnerstwa Wschodniego na wejście do Unii? Czy w ogóle są jeszcze jakieś realne mozliwości?

Verheugen: W tej chwili żaden europejski kraj nie ma przed sobą realistycznej perspektywy przystąpienia do Unii. A w każdym razie nie ma jej takiej, żeby można było mówić o jakimś terminie.

Najsilniejszą obietnicę mają rzeczywiście państwa Bałkanów Zachodnich. Muszę jednak wyraźnie podkreślić, że ich procesy transformacyjne bardzo rozczarowują. Trwa to już dwadzieścia lat, a one nie osiągnęły zbyt wiele. To trzeba niestety uczciwie powiedzieć. Obietnicę, że mogą zostać członkami Unii, otrzymały w 1999 roku. Można by oczekiwać, że w ciągu tych dwudziestu lat konflikty zostaną rozwiązane i że dojdzie do udanej transformacji politycznej i gospodarczej. Tak się jednak nie stało.

 

Nie będę teraz oceniać poszczególnych krajów, ale wśród nich są takie, o których powiedziałbym, że ich sytuacja jest dziś gorsza niż dwadzieścia lat temu. Dlatego nie widzę żadnej daty dla tych państw, w wypadku której dopatrywałbym się choćby cienia realności.

 

A Ukraina, kraj w stanie wojny?

Verheugen: Ukraina oczywiście ma inną wagę i całkiem odmienne znaczenie geopolityczne. Niestety, kwestia tego, jak się z nią obchodzi Unia Europejska, zawsze była zależna od stanu stosunków z Rosją. Fakt, że dostała układ stowarzyszeniowy, ma coś wspólnego z pogorszeniem stosunków z Rosją. Tego wielkiego kroku, żeby otworzyć przed Ukrainą perspektywę członkostwa, Unia jednak jak na razie nie zrobiła i nie widzę żadnej chęci ku temu. Z jednej strony być może z powodu obaw przed reakcją Rosji, z drugiej zaś, ponieważ Ukraina nie jest bynajmniej najlepszym przykładem udanej transformacji.

 

Czy Ukraina powinna otrzymać obietnicę członkostwa?

Verheugen: Tak. Zawsze mówiłem, że musimy dotrzymywać obietnic, a nawet więcej niż obietnic, bo naszego zobowiązania utrzymywania otwartego dostępu. To nie jest moja opinia lub wymysł. Tak zostało to zapisane w Układzie, że każdy europejski naród, jeśli tylko jest gotów spełnić warunki, może do Unii dołączyć. Każdy bez wyjątku. To dotyczy również Ukrainy.

 

Rzeczywiście jestem zdania, że trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć: „Jeśli spełnicie warunki, będziecie mogli.” W wypadku Ukrainy jest to jasne. Jeśli umowa o stowarzyszeniu będzie w pełni realizowana, nie widzę niczego, co mogłoby stanowić przeszkodę dla złożenia takiej obietnicy.

 

To dobre zakończenie. Dziękuję Panu.

 

Rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol

Rozmowa została przeprowadzona 4 września 2018 roku na 28. Forum Ekonomicznym w Krynicy.

 

Günter Verheugen był komisarz do spraw rozszerzenia Unii Europejskiej w latach 1999-2004, następnie, do 2010 roku, komisarz odpowiedzialny za przedsiębiorstwa i przemysł. Obecnie profesor honorowy na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą i doradca Agencji Modernizacji Ukrainy.

 

Rozmowa

Rozmowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.