Gdy w październiku 1829 roku w okolicach niewielkiej miejscowości Rainhill w północnej Anglii parowóz, o nawet dzisiaj futurystycznie brzmiącej nazwie The Rocket, rozpędzając się do zawrotnej prędkości prawie 50km/h i ciągnąc po torach 13-tonowy ładunek wygrał konkurs na pierwszą w pełni funkcjonalną maszynę do transportu i podróżowania, jasne się stało, że w obłokach dymu i pary narodziła się nowa era. Zapewne jednak ówcześni świadkowie tych wydarzeń nie mieli świadomości, że przejdzie ona do lamusa w ciągu niecałych dwóch stuleci. Tym bardziej, że rozwój nowych technologii i ich zastosowanie w praktyce nie odbywał się w kolejnych latach XIX wieku tak błyskawicznym tempie, jakim zdołał, zresztą na bardzo krótkim odcinku, osiągnąć pierwszy parowóz. Epoka węgla i stali, podobnie jak wiele innych nowinek Zachodu, do Europy Środkowej dotarła z opóźnieniem liczonym w dziesiątkach lat. Obecnie zmiany technologiczne upowszechniają się w zawrotnym, jeśli porównamy z XIX stuleciem, przyśpieszeniem, co w pełni uzasadnia pojęcie globalizacji. Niezależnie od powyższego nowe technologie miały swój niebagatelny wpływ na historię społeczną i polityczną świata, co rzecz jasna następowało z naturalną inercją, która wynikała z niezbędnej dla jednostek i zbiorowości konieczności adaptacji. Dostęp do nowych ważnych zasobów stał się celem gospodarczym dla korporacji, zmienił pracę i styl życia mieszkańców najpierw Anglii a wkrótce całego świata, doprowadził do rozkwitu nowych sił i upadku wcześniej dominujących. W ostateczności także sama Anglia pozostaje w państwie, którego nazwa zawiera co prawda stosowny imperialny przymiotnik, pozostający raczej świadectwem przeszłości niż realnego znaczenia w świecie.
Warto jednak pamiętać, że większość społeczeństw ścisłego jądra zachodu miała znacznie więcej czasu na dostosowanie zarówno struktur i relacji społecznych jak i reżimu politycznego do nowej sytuacji.
Każda magia ma swoją cenę
Z opóźnieniem też zorientowano się, że tak jak każde rozwiązanie techniczne, także i pozyskiwanie energii ze spalania węgla a potem i innych paliw kopalnych, jest związana ze skutkami niekoniecznie pożądanymi. Pozbywanie się ich lub przynajmniej ograniczanie ich efektów stało się także przedmiotem nie tylko rozważań dla inżynierów ale przede wszystkim biznesu, debaty społecznej i w ostatecznym rachunku – sporu politycznego.
Co prawda naukowcy stawiali stosowne hipotezy o powyższych efektach już na przełomie XIX i XX wieku, jednak dopóki stosowane rozwiązania wydawały się przynosić więcej korzyści niż kosztów, nikt nie rozpatrywał ich jako praktycznych problemów. Zmiana nastąpiła, kiedy zarówno zrozumienie związków przyczynowo-skutkowych stało się jasne nie tylko w kwestii wektora zmian ale i jego wielkości. Dodatkowo wdrożenie kolejnego etapu rewolucji technologicznych wymaga wyeliminowania z konkurencji rozwiązań dzisiaj powszechnych, a taką łatwiej i taniej zrealizować za pomocą zmian w regulacjach niż zdawać się na niepewne wyroki wolnego rynku.
Uzależnienie geopolityczne
Na temat uzależnień surowcowych napisano tomy. Geopolityka zawsze wiązała się z ekonomią, ta jednak zmienia się wraz rozwojem technologicznym. Bardzo ważny jeszcze 100 lat temu naturalny kauczuk nie ma już przecież znaczenia strategicznego od czasu, gdy chemicy opanowali technologię syntezy polimerów, które nie tylko zastąpiły pierwotny półprodukt ale dały jeszcze większe możliwości zarabiania. Przykładów jest oczywiście dużo więcej o czym łatwo się przekonać analizując pod tym kątem zarówno puchnące tabele ze spółkami giełdowymi jak i coraz szybciej kręcącą się machinę regulacji i krajowych i unijnych.
Trzy podstawowe surowce energetyczne, to jest ropa, gaz i węgiel, wciąż jednak pozostają kluczowymi punktami odniesienia dla gospodarek a tym samym pozostają kluczowe dla równowagi geopolitycznej. Z dłuższej perspektywy czasowej łatwo zauważyć, że dzieje się tak przy jednoczesnym systematycznym obniżaniu względnych cen tych darów ziemi. Zmniejszający się udział ropy i gazu (a w mniejszym stopniu węgla) w globalnym produkcie gospodarczym jest jedną z ważnych przyczyn zawirowań politycznych na Półwyspie Arabskim czy Wenezueli. W efekcie projekt zbudowania oligarchicznego i jednocześnie wystarczająco zamożnego państwa opartego na wydobyciu surowców nie mógł być zrealizowany.
W krajach zachodnich ten proces doprowadził do konieczności albo utrzymywania dotacji do wydobycia albo zamknięcia większości nierentownych kopalni, co zresztą często było gorącym, politycznym tematem.
Polityka, polityka
Wspomniana wyżej siła lobbyingu nie wystarczyłaby do zdecydowanych decyzji jeśli nie pasowałaby do wizji geopolitycznej liderów. W tym sensie możemy rozumieć obecną niespójną narrację wewnątrz Europy a w jeszcze większym stopniu USA jako próbę restauracji albo przynajmniej obrony dotychczasowego modelu energetycznego, tymi samymi metodami, jakimi posługiwała się skutecznie dosłownie kilkanaście lat wcześniej nowa fala.
Mimo, że trumpizm, rozumiany jako anty-racjonalna ideologia podporządkowująca „poglądy” rzeczywistości biznesowi oraz wzrosty zysków koncernów z tradycyjnej części gospodarki z silnym narodowym i egoistycznym akcentem został oficjalnie potępiony przez większość sił politycznych w Europie. Jednak w praktyce wiele decyzji rządów i argumentacji opozycji znajdzie wyraźną obecność trumpizmu. Za zdecydowanymi działaniami i skoordynowanym wysiłkiem społeczeństwa aby w realnym, obejmującym 2-3 pokolenia czasie, dojść do w pełni zrównoważonej gospodarki energią, nie opowiadają się nawet Zieloni. Przy czym o ile w Niemczech partia reprezentująca bardziej proekologiczny punkt widzenia, w tym oczywiście zmniejszenie udziału paliw kopalnych współtworzyła rząd, o tyle w Polsce jej nominalna odpowiedniczka nie jest nawet notowana w sondażach. Pozaparlamentarna lewicowa Partia Razem, najbliższy sojusznik polskich zielonych, mimo deklarowanego w programie poparcia dla odnawialnych źródeł energii (OZE) w przekazie publicznym nie koncentruje się na budowaniu poparcia dla projektów mających na celu ochronę klimatu. Partie głównego nurtu zaś tematykę przezornie ignorują czasami wysyłając harcowników wręcz kwestionujących globalne ocieplenie jako „lewacką demagogię”.
Energiewende – niemiecki projekt transformacji energetycznej
W debacie publicznej nad Renem a później nad Sprewą kwestie ekologii przebiły się wraz z pokoleniem ’68 do głównego nurtu jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia.
Kolejne rządy RFN konsekwentnie wspierały rozwój energetyki wiatrowej kosztem węgla i wydaje się dość oczywiste, że ochrona środowiska i bardziej zrównoważona produkcja energii wynikała nie tylko z systematycznej zmiany świadomości wyborców. Zasadniczą przyczyną podjęcia takiej linii oraz jej forsowania na poziomie UE, były względy geopolityczne, o których wspominaliśmy wcześniej. Intensywna debata o transformacji energetycznej zaczęła się w Niemczech (wówczas jeszcze zachodnich) już w latach siedemdziesiątych. Rosnące ceny ropy i masowe protesty przeciwko budowie elektrowni atomowych sprawiły, że polityka energetyczna przestała być kwestią interesującą jedynie technokratów.
W roku 1990 zdecydowanie zwiększono nakłady na badania i rozwój odnawialnych źródeł energii. Najszerzej zakrojone wsparcie dla OZE miało miejsce w czasach rządów czerwono-zielonej koalicji pod przywództwem Gerharda Schrödera. O ile w 1999 roku OZE wytwarzały 29TWh energii, to w 2014 było to już 161 TWh. Dziś OZE produkują 31% energii elektrycznej konsumowanej w Niemczech.
Spośród podjętych przez Niemcy decyzji największe kontrowersje wzbudza prawdopodobnie odejście od energii atomowej. Proces ten rozpoczął już pierwszy rząd Schrödera, a po katastrofie w Fukushimie uległ on zdecydowanemu przyśpieszeniu. Ostatnia elektrownia atomowa ma zostać zamknięta w 2022 roku. Elektrownie atomowe są źródłem energii o wyjątkowo niskich emisjach dwutlenku węgla, a przynajmniej przejściowo spadek produkcji ich źródła rekompensowany jest większym wykorzystaniem energetyki węglowej.
Niemcy poczyniły znaczne postępy, jednakże cele klimatyczne określone na rok 2020 prawdopodobnie osiągnięte zostaną jedynie w dziedzinie udziału OZE w miksie energetycznym. Jeśli idzie o redukcję emisji i popytu na energię oraz efektywność energetyczną Niemcy mają jeszcze wiele do zrobienia, aby osiągnąć określone przez siebie cele.
W minionym roku najgorętszym tematem debaty o polityce energetycznej było odstąpienie od wydobycia węgla brunatnego. Niemcy są obecnie największym wydobywcą węgla brunatnego w Europie, odpowiada on za 24% produkcji energii elektrycznej. Jest on niestety surowcem zdecydowanie bardziej emisyjnym niż węgiel kamienny. Mimo nacisków ekologów największe niemieckie partie polityczne wciąż odkładają ten temat. W efekcie podczas ostatniego szczytu klimatycznego ONZ Niemcy, które zwykle były w dziedzinie transformacji energetycznej wzorem, otrzymały nagrodę „skamieliny roku” przyznawanej państwom, których działania najbardziej szkodzą walce z ociepleniem klimatu.
Polska nadal węglowym muzeum
Węgiel odpowiada za aż 80% polskiego miksu energetycznego, co jest jednym z najwyższych poziomów na świecie. Przez ćwierćwiecze polskiej demokracji przyjęto szereg programów dla sektora energetycznego, jednakże żaden z nich nie stał się podstawą długookresowej polityki. W latach dziewięćdziesiątych zdarzało się, że plany strategiczne odnośnie transformacji górnictwa zmieniano co roku.
Według szacunków autorów raportu „Ukryty rachunek za węgiel 2017” w latach 1990-2016 polscy podatnicy dopłacili do wydobycia węgla ponad 200 miliardów złotych, czyli ok. 6 tysięcy złotych na osobę. Na tę kwotę składają się w większości koszty emerytur górniczych, dotacje i umorzenia kopalnianych długów. Gdyby uwzględnić również negatywne efekty zewnętrzne energetyki węglowej otrzymalibyśmy kwotę ponad półtora biliona złotych. W ostatnich latach wsparcie dla OZE było proporcjonalnie trzy razy niższe niż dla energetyki węglowej.
W Polsce od lat trwa debata na temat budowy elektrowni atomowej, jednakże zmian w polskiej polityce energetycznej nie widać. Platforma Obywatelska prowadząca politykę ciepłej wody w kranie przez osiem lat swoich rządów osiągnęła w dziedzinie transformacji energetycznej relatywnie niewiele, chociaż OZE systematycznie zwiększały swój udział w produkcji energii dzięki regulacjom unijnym, a na sam koniec okresu rządów uchwalono dość nowoczesną ustawę prosumencką, wspierającą rozwój niewielkich ale rozproszonych źródeł energii odnawialnej. Tą ostatnią regulację PiS bardzo szybko unieważnił wracając do PRL-owskiej narracji obrony energetyki węglowej jako integralnego elementu polskiej racji stanu. Nowy gabinet Morawieckiego zapowiadał decyzję o wznowieniu programu nuklearnego do końca stycznia, zatem już mamy kolejny miesiąc opóźnienia. Mimo, że prawdopodobnie będzie to decyzja pozytywna, to do uruchomienia prętów uranowych droga jeszcze daleka. Na przeszkodzie stoi bowiem nie tylko sama wielkość potrzebnego wparcia publicznego ale także faraońskie ambicje partii rządzącej, która zapowiada i podejmuje pierwsze decyzje w ramach pakietu składającego się także z kilku innych mega inwestycji. Przypomnieć warto choćby centralny Port Lotniczy, kanał przez mierzeję Wiślaną, Centralny Port Morski czy regulację rzek. Do rachunku dodać trzeba będzie rozwój budownictwa mieszkaniowego, który również pozostaje silnie scentralizowany. Na wszystko, zapewne na szczęście, pieniędzy nie starczy a elektrownia atomowa, jako jeden z najbardziej kontrowersyjnych politycznie pomysłów, może zostać złożona na ołtarzu kampanii wyborczej.
Na razie pociągi ze wschodu są coraz dłuższe a powietrze coraz mniej przejrzyste
Aspekt geopolityczny jest oczywiście także istotny w Polsce. Jednak o ile projekty połączenia nitkami gazowymi z Norwegią czy rozbudowa gazoportu w Świnoujściu wpisują się w strategiczne cele gospodarcze, ponieważ zapewniają bezpieczeństwo dostaw surowców o tyle dwie kwestie wywołują zrozumiałe kontrowersje. Pierwsza to oczywiście niemiecko-rosyjska rura na dnie Bałtyku, czyli Nordstream. Wyraźnie biznesowo-polityczny charakter przedsięwzięcia (zaangażowanie choćby byłego Kanclerza Schrödera) budzi bowiem skojarzenia z zupełnie innymi rosyjsko-niemieckimi porozumieniami z przeszłości. Zachowując należne proporcje jest bowiem jasne, że skoro za syberyjski gaz Niemcy płacą mniej niż Polacy, to za tym stoi nie tylko biznesowa ale i polityczna kalkulacja.
Drugi temat zaczyna być jeszcze bardziej palący i to dosłownie. Otóż wobec wspomnianego wyżej udziału w miksie energetycznym węgla kamiennego w Polsce wzrasta coraz bardziej … import tego surowca z Rosji, w tym, jak wykazało dziennikarskie śledztwo DGP, także objętych embargiem donbaskich kopalni. Żeby było jeszcze ciekawiej, warto wspomnieć, że mimo narracji o czarnym, węglowym narodowym bogactwie, przekaz partii rządzącej przegrywa zarówno z ekonomią jak i z wyczerpywaniem się łatwiej dostępnych pokładów w kopalniach. Jakkolwiek nie ma jeszcze pełnych danych, to wiele wskazuje na to, że zarówno 2016 jak 2017 będą latami znaczącego spadku krajowego wydobycia – i to łącznie o 10%.
Jednoczesne blokowanie inwestycji w OZE i spadek wydobycia prowadzą bowiem do … większego uzależnienia się energetycznego od Rosji Putina. Czy podejmowane decyzje wynikały z niekompetencji czy wpływów obcego, wschodniego mocarstwa – prędzej czy później będzie jasne. Działające na wyobraźnie kontrakty z siedmioma lub więcej zerami mogą być przedmiotem czy to komisji śledczych czy to upublicznionym w formie kontrolowanego przecieku, fragmentem raportu własnego czy też obcego wywiadu. Już dzisiaj oczywiste jest jednak, że ograniczając rozwój OZE i prosumeckich, rozproszonych producentów energii, to uzależnienie od Rosji rząd PiS faktycznie pogłębił.
Najświeższym komentarzem wpisującym się w ten geopolityczny wzór jest decyzja Trybunału Europejskiego o łamaniu przez Polskę przepisów o ochronie środowiska. Oznacza to dla rządu Morawieckiego podwójną pułapkę. Wobec treści i celu orzeczenia trudno atakować nawet pośrednio instytucje europejskie, gdyż łatwo byłoby przetłumaczone przez opozycję, że właśnie te ostatnie bardziej dbają o stan zdrowia Polaków niż narodowy rząd w Warszawie. Jednocześnie zdecydowana walka ze smogiem oznacza albo olbrzymie wydatki z budżetu albo znaczące obciążenie gospodarstw domowych z mniejszych miejscowości, zamieszkiwanych głównie przez własną bazę polityczną. Pozostaje rytualne obciążanie zaniedbaniami wcześniej rządzącej liberalnej opozycji i politykę małych kroków.
Gdzie są parowozy z tamtych lat?
Parowozy nadal wożą pasażerów w Polsce na trasie Wolsztyn-Leszno w Wielkopolsce, odtworzonej zresztą po decyzji o jej zamknięciu w 2014. Decyzja o dotacji linii ze środków publicznych, także ze środków UE, miała jednak nie tyle znaczenie dla lokalnego transportu, co utrzymywanie zabytkowej parowozowni w ruchu, jako żywej skamieliny i atrakcji turystycznej. Czy może być wymowniejszy symbol prawdziwego końca epoki – także w środku Europy?
Premier Morawiecki z jednej strony snuje wizje farm wiatraków na Bałtyku, z drugiej realne działania PiS zabijają pozyskiwanie energii z wiatru w Polsce.
Szkoda.
Premier Morawiecki z jednej strony snuje wizje farm wiatraków na Bałtyku, z drugiej realne działania PiS zabijają pozyskiwanie energii z wiatru w Polsce.
Szkoda.
Szkoda, że świat nam po raz kolejny ucieka.
Szkoda, że świat nam po raz kolejny ucieka.
Jakbym mógł dorzucić swoje 3 grosze:
Myślę, że przyszłością świata jest brak jakichkolwiek dużych elektrowni w dzisiejszym znaczeniu i znaczna redukcja infrastruktury przemsyłowej, dzięki wtopieniu producentów energii w jej konsumentów. Prawie każde gospodarstwo domowe na wsi lub budynek w mieście będzie miał ogniwa fotowoltaiczne, turbinę wiatrową na dachu, miniturbinę wodną na cieku w piwnicy itp. a wszystko spięte w sieci. Dzięki temu, poza zyskami ekologicznymi, mamy system o wiele mniej wrażliwy na awarię, ataki itp.
Droga do tego niestety dość daleka i najlepsza z nich wiedzie chyba przez najczystsze obecnie dostepnych makro-źródel energii: elektrownie jądrowe.
Jakbym mógł dorzucić swoje 3 grosze:
Myślę, że przyszłością świata jest brak jakichkolwiek dużych elektrowni w dzisiejszym znaczeniu i znaczna redukcja infrastruktury przemsyłowej, dzięki wtopieniu producentów energii w jej konsumentów. Prawie każde gospodarstwo domowe na wsi lub budynek w mieście będzie miał ogniwa fotowoltaiczne, turbinę wiatrową na dachu, miniturbinę wodną na cieku w piwnicy itp. a wszystko spięte w sieci. Dzięki temu, poza zyskami ekologicznymi, mamy system o wiele mniej wrażliwy na awarię, ataki itp.
Droga do tego niestety dość daleka i najlepsza z nich wiedzie chyba przez najczystsze obecnie dostepnych makro-źródel energii: elektrownie jądrowe.