Przejdź do treści

Test z chińskiej presji

Chiny kilka dekad temu były agrarne i trzecio-światowe, a na dodatek pogrążone w komunistycznym, rewolucyjnym ferworze. Wyciągając wnioski  tej zapaści Deng Xiaoping, jedna z ofiar nieszczęsnej rewolucji kulturalnej, postawił na reformy i otwarcie na świat, szczególnie mocno po rozpadzie ZSRR. Po dekadzie, w grudniu 2001 r.  doprowadziło to komunistyczne z nazwy Chiny do świata globalizmu i członkostwa w Światowej Organizacji Handlu (WTO). Świadomie otworzono ogromny, a niezwykle chłonny chiński rynek, pod hasłem: Przychodźcie!

Wystarczyło! Nie zważając na mankamenty, brak przejrzystości niektórych chińskich reguł gry i pewne utrudnienia ideowe i systemowe w dostępie do tamtejszego rynku, najpierw po 1992 r. a jeszcze bardziej od 2002 r. do Chin ruszyły na masową skalę obce kapitały, bo możliwości rysowały się tam ogromne. Inwestycje, oczywiście, najbardziej szły z najbogatszych państw świata – z USA, Japonii, Australii i Europy Zachodniej, w tym  z Niemiec. Zwietrzono szanse ogromnego zysku.

Pobudka

Nie przewidziano natomiast, że za tym otwarciem kryje się klasyczna chińska pułapka, czy też fortel, a mianowicie, że bardziej korzystają na tych relacjach Chińczycy, a nie idący do nich obcy kapitaliści. Pobudka nastąpiła wtedy – zdaniem wielu, zbyt późno – gdy do władzy w Chinach pod koniec 2012 r. doszła ekipa nowego charyzmatycznego lidera Xi Jinpinga. Ten natychmiast zaczął mówić o chińskich marzeniach i „renesansie narodu chińskiego”, a już po roku sprawowania urzędów nakreślił śmiałą, choć też mało transparentną, geostrategiczną wizję budowy dwóch nowych Jedwabnych Szlaków, lądowego i morskiego. Ostatecznie pod nazwą Inicjatywy Pasa i Szlaku – Belt and Road Initiative (BRI).

Dopiero wtedy Zachód się obudził, a najpierw zrobili to Amerykanie, którzy nie bez podstaw zaczęli drżeć o swój światowy prymat i dominację. Najpierw tamtejsze ośrodki wywiadowcze i think tanki (Michael Pillsbury), potem środowiska akademickie (Graham Allison i jego słynna „pułapka Tukidydesa”) zaczęły bić na alarm – że oto dotychczasowemu hegemonowi na oczach rośnie potężny rywal, na dodatek z niemałym udziałem tego pierwszego. Stąd wziął się cały nowy nurt prac rozliczeniowych z nadmiernym zaangażowaniem na terenie Chin, z emblematycznym tomem sędziwego już dziś Clyde Prestowitza „The World Turned Upside Down” („Świat do góry nogami”), przedkładający prawdziwy rachunek sumienia za nadmierną nieostrożność w budowaniu (w  przypadku Chin raczej: odbudowywaniu) rywala.

W tej nowej już atmosferze i z nową świadomością administracja Donalda Trumpa w marcu 2018 r., zainaugurowała, trwającą do dziś, wojnę handlową i celną z Chinami. W Waszyngtonie jednoznacznie pożegnano poprzednie zaangażowanie na terenie Chin i wspólnie z Chinami, zamieniając je na strategiczną rywalizację. Rozpoczęła się nowa, bardziej niebezpieczna i mniej przewidywalna era w stosunkach dwóch mocarstw.

Nowa zimna era

A ponieważ rządzący coraz bardziej autokratycznie, a po XX zjeździe Komunistycznej Partii Chin (KPCh) jesienią 2022 r. już jedynowładczo Xi Jinping też mówi o „nowej erze” i nadal nie rezygnuje ze swych ambitnych planów, więc napięcia stale rosły – i szybko przenosiły się ze stosunków dwustronnych coraz szerzej na arenę międzynarodową. Ten proces, nazywany coraz częściej „nową zimną wojną” lub „zimną wojną 2.0” jeszcze bardziej przyspieszył po wybuchu pandemii Covid19, gdy uświadomiono sobie, jak bardzo jesteśmy na całym praktycznie świecie uzależnieni od rozpoczynających się w Chinach łańcuchów dostaw. Natomiast drugim „przyspieszaczem” stała się otwarta rosyjska agresja na Ukrainę, ostrożnie ale dość jednoznacznie wspierana przez władze w Pekinie.

Te ostatnie mocno pogorszyły swój wizerunek w świecie zachodnim po tym,  gdy narzuciły zgodny ze swym życzeniem i ideologią ład i porządek na terenie buntującego się  Hongkongu (2019/20). Nowa ustawa o bezpieczeństwie i nowe porządki na terenie byłej brytyjskiej kolonii z kolei mocno poruszyły mieszkańców Tajwanu. Obawiają się oni o podobny los z racji tego, że Xi i jego ekipa coraz głośniej mówią o zjednoczeniu, a przy tym zbroją się i modernizują swą armię. Najwyraźniej rozpoczęła się wielka rozgrywka o Tajwan, kiedyś przez Mao Zedonga i potem Deng Xiaopinga odłożona w bagażu przyszłym pokoleniom.

Właśnie z Tajwanem, kluczowym producentem półprzewodników na skalę światową, należy wiązać jeszcze jeden punkt sporu z Chinami kontynentalnymi. Chodzi o ich gwałtowne przechodzenie na nowe technologie i innowacje. Niejako punktem startu, a zarazem  symbolem był pionierski program „Made In China 2025” (MIC25), stawiający za cel wypromowanie Chin jako mocarstwa także technologicznego, a nie tylko gospodarczego czy handlowego. To wtedy, po 2017 r., stało się jasne, że chińskim władzom chodzi nie tylko o szybkie koleje i nowoczesną infrastrukturę, ale w nie mniejszym stopniu o sztuczną inteligencję, dostęp do pierwiastków ziem rzadkich oraz szybki podbój kosmosu.  W ten sposób obok napięć wokół Tajwanu  wyłoniło się zupełnie nowe wyzwanie: w najwyższych technologiach, skąd się wzięła nowa wojna – o chipy, czyli półprzewodniki (Chris Miller).

Już ogłoszenie, a potem implementacja projektu BRI obudziła też innych dotychczasowych partnerów Chin, począwszy od Japonii i Australii. Ta pierwsza coraz bardziej zacieśnia wszelką współpracę z USA, z tą w sferze bezpieczeństwa włącznie, a druga też popadła w wojnę handlową i celną z nimi, o nawet dość ostrym przebiegu. Z kolei fakt, że główne nitki BRI prowadziły do Europy, nowe wyzwania stanęły też przed największymi partnerami Chin w Europie, począwszy od Niemiec.

Szybko zaczęto uświadamiać sobie, że rozwijające się z szybkością bullet train  Chiny, które surowce i rynki zbytu zapewniły sobie gdzie indziej, idą na nasz kontynent głównie po wysokie technologie i poprzez fuzje i przejęcia zaczynają wyjmować nam domowe srebra. Dzwonek alarmowy w Niemczech po raz pierwszy zabrzmiał w 2015 r., gdy chińska firma Midea szybko przejmowała udziały znanego producenta KUKA. Chyba jednak nie był to dzwon na tyle donośny, jeśli już pod koniec 2016 r. ta pierwsza miała już 95 proc. udziałów, a w maju 2022 r. doszła do stu procent.

Ten fakt dowodzi, ze Chińczycy wiedzą, czego chcą i są konsekwentni. Rozpoczęło się prawdziwe polowanie na wysokie technologie. Jak wynikało ze specjalnego raportu Fundacji Bertelsmanna, w latach 2014-17 aż 64 proc. chińskich fuzji i przejęć na terenie Niemiec podlegało priorytetom wyszczególnionym w MIC25. Z kolei „Die Deutsche Wirtschaft”: wykazywało, iż na chińskim celowniku znalazły się niemieckie firmy postawione najwyżej w światowych rankingach albo obrotów, albo innowacji.

Jednakże korzyści płynące z handlu i kontaktów z Chinami były tak duże, a niektóre przedsięwzięcia, od przemysłu samochodowego po małe i średnie przedsiębiorstwa były tak intratne, że pani kanclerz Angela Merkel do końca swych rządów stawiała na ścisłą współpracę z Chinami. Jaskrawym dowodem takiego podejścia była wielka umowa inwestycyjna CAI (Comprehensive Agreement on Investment) pod koniec niemieckiej Prezydencji w UE, przepchnięta niemal kolanem, już w tężejącej atmosferze i przy gwałtownie pogarszającym się wizerunku Chin na Zachodzie, co wyraźnie  pokazała ceniona agencja sondażowa PEW jesienią  2022 r., a potwierdziła ostatnio w innym badaniu.

Systemowy rywal

Zmiana podejścia zachodnioeuropejskich partnerów Chin, w tym Niemiec, zachodziła wolniej niż w przypadku Amerykanów, ale stała się odczuwalna po tym, jak Komisja Europejska wiosną 2019 r. po raz pierwszy zdefiniowała władze spod znaku KPCh jako „systemowych rywali”. Cały proces naturalnie przyspieszył po wybuchu pandemii, a jeszcze bardziej po rosyjskiej agresji. Nadszedł czas zdefiniowania nowego podejścia nie tylko do Rosji, ale też do Chin, co nowy kanclerz Olaf Scholz ujął pojęciem Zeintenwende. Nadszedł czas zasadniczych wyborów i zmian.

Jednym z podstawowych mankamentów partnerów zachodnioeuropejskich stosunkach z Chinami był brak strategicznej wizji. Tak jak one miały swoją BRI, a nawet format 17/17+1 na współpracę z państwami Europy Środkowej i Wschodniej, tak po drugiej stronie jej nie było. Tę lukę postanowiła, a raczej musiała wypełnić administracja kanclerza Scholza. Po długich i żmudnych pracach 13 lipca 2023 r. wreszcie ogłoszono, pierwszą tego typu, niemiecką strategię wobec Chin.

Fakt, że uczyniono to na forum cenionego think tanku MERICS, ale poza prezentującą go minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock innych członków rządu tam nie było, zdaje się dowodzić, że mimo opublikowania tego 64-stroicowego dokumentu nie ma pełnej zgody w rządzącej koalicji co do jego znaczenia i przesłania. Owszem, wprowadzono do dokumentu dość mocną retorykę w obronie praw człowieka i wolności, wymieniając Xinjiang, Hongkong, „autokratyczne tendencje”, „systemowe naruszanie praw człowieka”. Znalazły się też tam passusy w obronie Tajwanu, z ostrzeżeniem, że „militarna eskalacja byłaby tragedią dla milionów ludzi, na całym świecie”.

Czegoś takiego za poprzedniej administracji raczej unikano. Pod tym względem widać zmianę podejścia. Liczą się nie tylko interesy, lecz także wartości, a bodaj najbardziej własne bezpieczeństwo, rozumiane gospodarczo, technologicznie w cyberprzestrzeni czy przykładowo klimatycznie (tę ostatnia dziedzinę bodaj najbardziej wyeksponowano jako obszar dalszej współpracy, obok innych wyzwań o charakterze globalnym).

Jednakże twarde fakty, w tym takie, że Chiny to największy partner handlowy Niemiec od 2016 r. przy wzajemnym handlu sięgającym  niemal 300 mld euro w 2022 r.; że działa tam  ponad 5 tys. niemieckich firm, a inwestycje przekroczyły w 2021 r. 100 mld euro i sprzedaje się tam co piąty, a niektórych marek co trzeci niemiecki samochód, itp., też jak najbardziej muszą być brane pod uwagę. Szczególnie, co nie mniej ważne, po utracie rosyjskich dostaw i rynku po agresji Putina. W tym kontekście znamienna jest propozycja, by niemieccy przedsiębiorcy przechodzili „test wynikający z chińskiego stresu”, a więc byli przygotowani na pochodzącą z Chin i coraz  bardziej odczuwalną presję.

Kluczowe zdania nowej strategii znalazły się już na jej samym początku, gdzie jednoznacznie stwierdzono, że Chiny pod wodzą asertywnego Xi Jinpinga  zmieniły się, toteż i podejście do nich musi ulec zmianie. Nie ma już, jak często podkreślała Angela Merkel, „relacji opartych na zaufaniu”, toteż teraz Chiny będą dla Niemiec „partnerem, konkurentem i systemowym rywalem”. Tym samym wyraźnie nawiązano do retoryki ostatnich dokumentów UE w stosunku do nich.

Unikanie ryzyka

Z UE, a raczej programowego wystąpienia szefowej Komisji Ursuli von der Leyen z 30 marca 2023 r. wzięto też poręczny i popularny ostatnio termin de-risking, jasno stwierdzając przy tym, że nie jest celem Niemiec żaden decoupling, a więc prawdziwy rozwód z Chinami. Zamiast tego będzie nadal zaangażowanie, ale bardziej ostrożne i wybiórcze, z racji tego, że „Chiny się zmieniły, a wobec tego i nasza polityka wobec nich musi się zmienić” – jak zaznaczyła minister Baerbock, prezentując strategię.

Podkreślono, że będzie ograniczany dostęp chińskich inwestorów i partnerów do niektórych „newralgicznych dziedzin”, wśród których wymieniono m.in. baterie do samochodów elektrycznych, półprzewodniki, cyberprzestrzeń, wybrane dziedziny medycyny. Dodatkowo zapowiedziano zacieśnienie, już funkcjonującego, mechanizmu ścisłego przeglądu inwestycji (screening), szczególnie jeśli chodzi o transfer technologii. Te kwestie, jak zaznaczono, mają być jednak „przedmiotem dalszych dyskusji”.

To kolejna ambiwalencja, jaka bije z tego dokumentu, szczególnie w jego fragmentach dotyczących dalszej współpracy. Tak jak analiza stanu aktualnego i wyciągnięte wnioski nie budzą zastrzeżeń, tak przyszłość wyłania się z tej strategii dość mgliście. Zapewne inaczej być  nie może, gdy wojna na Ukrainie nadal trwa, a obie strony nie zgłaszają gotowości do zasiadania przy negocjacyjnym stole.

To z kolei nakłada się na „zimną wojnę 2.0”, która niewątpliwie już zapanowała w stosunkach amerykańsko-chińskich. Ostatni cykl wizyt (Antony Blinken, Janety Yellen, John Kerrym, a nawet stuletni Henry Kissinger) nie powinny zaciemniać tego obrazu. Nawet jeśli w stosunkach Chiny – USA mamy odwilż, to chwilową, bo to zderzenie jest strukturalne i systemowe, a to oznacza, że  w ślad za tym rodzą się pytania o nowy światowy ład i miejsce w nim każdego  z nas, czy to w Niemczech, czy w  Polsce, czy gdziekolwiek indziej.

Z polskiego punktu widzenia ważne są te, końcowe passusy strategii, gdzie podkreśla się różnice systemowe partnerów i fakt, iż podczas gdy po autokratycznej stronie chińskiej jest centralizacja, hierarchia i kontrola, tak po demokratycznej stronie zachodniej dominuje decentralizacja i rozproszenie decyzyjne. Stąd słuszny postulat prowadzenia regularnych konsultacji pomiędzy różnymi szczeblami decyzyjnymi, czy to władz centralnych z lokalnymi, czy np. rektorów wszelkich uczelni. To pożyteczne rozwiązanie, tak w  Niemczech, jak w  Polsce.

Fakt, że Niemcy przyjmując i ogłaszając tę strategię opowiadają się za dalszym choć ostrożnym, zaangażowaniem we współpracę z Chinami, poszukiwaniem z nimi rozwiązań pozwalających unikać ryzyka, ale nie prowadzącym do zerwania i podziału, też powinien być znaczącym sygnałem dla polskich władz i biznesmenów. Bo przecież główna nitka lądowego Jedwabnego Szlaku w ramach BRI biegnie przez Polskę, a ponadto ok. 1/3 naszego handlu to Niemcy (gdzie często jesteśmy poddostawcami towarów płynących potem do Chin).

Tak więc nie tylko współpraca z USA, tak mocno zacieśniona w związku z wojną na Ukrainie, ale też ostrożna wymiana, lecz nie decoupling w kontaktach z Chinami są jak najbardziej wskazane także w Warszawie. Zobaczymy co z tym fantem zrobi nowa, lub stara administracja po wyborach w Polsce jesienią tego roku.

 

 

 

 

Tagi:
Bogdan Góralczyk

Bogdan Góralczyk

Profesor, politolog i sinolog. Pełnił funkcję ambasadora oraz był dyrektorem Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.