Przejdź do treści

Putin chce zamrozić wojnę

W dziewiątym miesiącu agresji, podczas której według danych ukraińskich poległo już prawie 80 tysięcy żołnierzy rosyjskich, zlikwidowano prawie dwieście osiemdziesiąt myśliwców, dwa tysiące osiemset czołgów i półtora tysiąca dronów, Kreml ostatecznie zrozumiał, że nie dokona podboju Ukrainy i decyduje się na kolejny „gest dobrej woli”, tym razem w obwodzie chersońskim. Putinowi chodzi o „Mińsk 2” i długą pauzę operacyjną, która uratuje jego władzę, a Rosję uchroni przed zapaścią gospodarczą i pozwoli odbudować się militarnie. Jednak żądania Moskwy są nie do przyjęcia dla sił zbrojnych Ukrainy (SZU), które chcą walczyć do wyzwolenia wszystkich zagarniętych ziem.

Od gestów dobrej woli do przegrupowania wojsk: jak Putin tracił okupowany teren

Jeśli oficjalne statystyki nie kłamią, po 24 lutego Rosja straciła w Ukrainie pięciokrotnie więcej swoich żołnierzy i dwa razy tyle samolotów, co ZSRR w ciągu dziesięciu lat wojny afgańskiej. Tak twierdzi Wałerіj Załużnyj, głównodowodzący armii ukraińskiej, który dodaje, co prawda zdecydowanie na wyrost, gdyż na razie widzimy głównie niszczoną ukraińską infrastrukturę krytyczną, że ta wojna zrujnuje Rosję. Natomiast zgodzić się można z inną popularną opinią, dotyczącą zagrożenia władzy reżimu Putina w wyniku źle skalkulowanej napaści i rosnących kosztów jej dalszego prowadzenia. Wszak problemy rosyjskiej armii zaczęły się już w trzecim dniu inwazji, kiedy okazało się, że realizacja najważniejszego celu blitzkriegu, czyli obalenia Zełeńskiego i osadzenia w Kijowie swojej marionetki, nie jest możliwa ze względu na opór Ukraińców i kiepskie łańcuchy dostaw atakujących. Po kilku tygodniach, rozciągnięta na dojazdach do Kijowa, nękana atakami i borykająca się z brakiem paliwa i jedzenia, rosyjska armia musiała wykonać pierwszy „akt dobrej woli” i wycofać się z północno-zachodniej części najechanego kraju. Przy okazji rozwiał się mit siły jej oręża i geniuszu dowódców, których nadmierna pewność siebie kazała im uwierzyć w zdolność do powtórzenia szybkich operacji Amerykanów w Iraku w 2003 r. Gdy we wrześniu ruszyła udana kontrofensywa Ukraińców w regionie charkowskim, wycofujące się w popłochu rosyjskie oddziały porzuciły dziesiątki czołgów, wozów opancerzonych i innej techniki wojskowej, która wpadła w ręce ukraińskich sił zbrojnych pod Kupiańskiem, Iziumem czy Bałakliją. Tę ucieczkę dowództwo rosyjskie propagandowo nazwało „przegrupowaniem wojsk”, rzekomo w celu zajęcia bardziej wygodnych pozycji obronnych, co w praktyce oznaczało całkowite wycofanie się z regionu. Porażka pod Kijowem obnażyła barbarzyński charakter rosyjskiej armii po odkryciu masowych grobów w Buczy, Irpieniu i innych wyzwolonych miejscowościach, natomiast to co zaszło pod Charkowem rozwiało obawy przed tym, czy Putin byłby w stanie zawalczyć o całą Ukrainę. Odtąd logika jego działań będzie podporządkowana zachowaniu władzy na Kremlu. Przywódca z Kremla wpadł w pułapkę, jeśli wycofa się z wojny, to grozi mu bunt generalicji,  kontynuowanie zaś walk bez widocznych sukcesów, to  niezadowolenie zubożałego elektoratu, którego próbkę mieliśmy w trakcie wrześniowo-październikowej „mobilizacji”.

Ostatnia spektakularna akcja Ukraińców została przeprowadzona pod koniec października w Obwodzie Chersońskim. SZU skorzystały z chwilowego osłabienia wroga w czasie planowej rotacji i uderzyły, przerywając linie obronne, co pozwoliło w kilka dni odzyskać spory teren na prawym brzegu Dniepru, włączając miejscowości Dubczany i Wysokopilla, a także jeszcze bardziej zacisnąć pierścień wokół okupowanej stolicy regionu. Okupanci wprawdzie się pozbierali i zatrzymali natarcie, lecz inicjatywa na tym odcinku frontu pozostaje w rękach sił ukraińskich. Świadczy o tym choćby prowadzona przez Rosjan ewakuacja mieszkańców i administracji oraz wywózka sprzętu i wycofanie się wojsk okupacyjnych na lewy brzeg rzeki. Media donosiły, że Rosjanie zaminowali tamę w Nowej Kachowce około 70 km. na wschód od Chersonia i są gotowi do jej wysadzenia w razie potrzeby nagłego odwrotu. Rozlanie zbiornika wodnego na okoliczne tereny spowodowałoby powódź, która z kolei  doprowadziłaby do katastrofy ekologicznej. Ale dla Rosjan to dopuszczalna cena za stworzenie naturalnej bariery przed dalszą kontrofensywą Ukraińców.

Szantaż i rakiety

W sieci od kilku dni krążyły zdjęcia sporej długości kolumny ukraińskich wozów opancerzonych, zmierzających w stronę jedynej stolicy obwodu, którą Rosjanom udało się zająć po inwazji na pełną skalę 24 lutego. Kijów studził emocje i zastrzegał, że szybkiego wyzwolenia miasta nie należy się spodziewać. Taktyka wroga mogłaby bowiem polegać na wciągnięciu atakujących oddziałów przeciwnika do walk miejskich, a następnie zadaniu jak największych strat uderzeniami oskrzydlającymi, żeby w ten sposób osłabić potencjał ofensywny. Na szczęście stało się inaczej. SZU wkroczyła 11 listopada do Chersonia, gdzie została entuzjastycznie powitana przez miejscową ludność.

Na innych kierunkach frontu Rosjanie także podejmują starania przejęcia inicjatywy, bezskutecznie próbując zająć miasto Bachmut w Obwodzie Donieckim.

Realną zmianę przyniosły dopiero zmasowane ostrzały rakietami i dronami z Iranu obiektów infrastruktury krytycznej, przy pomocy których Rosjanom udało się zniszczyć wiele elektrociepłowni na obszarze całego kraju (według strony ukraińskiej, uszkodzono do 40 proc. infrastruktury energetycznej). W wyniku bombardowań nawet kilkanaście ukraińskich miast, na czele z Kijowem, codziennie pogrąża się w ciemności na wiele godzin. Długofalowym celem Kremla jest spowodowanie zapaści gospodarczej Ukrainy i wywarcie presji na zachodnich sojusznikach, ale cel krótkoterminowy, polegający na zastraszeniu ludności cywilnej atakowanych miast najwyraźniej pozostaje nieosiągnięty. Wręcz odwrotnie, każdy nowy nalot wyzwala gniew i chęć odwetu, ale Putin liczy na ciężką zimę, która jego zdaniem przyniesie oczekiwany przełom i zmusi władze ukraińskie do przyjęcia warunków Moskwy.

Czy tak się stanie? Wiele zależy od dostaw systemów przeciwrakietowych dla Ukrainy, które już ruszyły, lecz nie osiągnęły jeszcze poziomu wystarczającego do zapewnienia ochrony infrastruktury cywilnej przed kolejnymi niszczącymi ostrzałami. Ukraińcy, owszem, osiągnęli zdolność strącania ponad połowy rakiet i dronów, lecz przy takiej ilości wystrzeliwanych pocisków to wciąż za mało. Tymczasem Iran oficjalnie przyznał się do dostaw „Shahedów” dla Rosji, mówi się o zamówieniu prawie dwóch i pół tysiąca takich bezzałogowców. Co więcej, Teheran podobno szykuje się do sprzedaży dodatkowych kilkuset rakiet balistycznych krótkiego i średniego zasięgu, które mogą zostać rozmieszczone nad północnymi granicami Ukrainy, włączając terytorium Białorusi. Pogoda na szczęście pomaga Ukraińcom, w październiku i listopadzie w Europie panują relatywnie wysokie temperatury w ciągu dnia i brak przymrozków w nocy, choć na wschodnie kraju zawsze jest o kilka stopni mniej. Prognozy również nie są złe, synoptycy zapowiadają relatywnie ciepłą zimę, a to oznacza mniej strachu przed blackoutem i osłabienie pozycji negocjacyjnej Putina. Jak by nie było, zarówno Kijów jak i inne europejskie stolice będą musiały w najbliższych miesiącach zmierzyć się z deficytem opału i jego potencjalnymi następstwami, takimi jak choćby nowa fala uchodźctwa.

Kolejnym narzędziem szantażu, wykorzystywanym przez Kreml w tej wojnie jest transport zboża, wywożonego z ukraińskich portów nad Morzem Czarnym. Od początku inwazji akwen blokowała rosyjska marynarka wojenna, nie przepuszczając załadowanych pszenicą masowców płynących z dostawami między innymi do Afryki i Azji. Po miesiącach negocjacji z udziałem Turcji i ONZ w roli pośredników osiągnięto porozumienie, po którym Rosja odblokowała porty. Jednak po ataku na Most Krymski na początku października, o który Moskwa oskarżyła stronę ukraińską, Putin szukał pretekstu do wycofania się z umowy. Okazja nadarzyła się parę tygodni później, po incydencie w zatoce sewastopolskiej, kiedy pływające drony-kamikadze prawdopodobnie uszkodziły kilka statków Floty Czarnomorskiej. Wówczas Kreml wykonał dziwne ruchy, świadczące o jego słabnącej pozycji. Najpierw ogłoszono o wyjściu Rosji z porozumienia zbożowego, lecz gdy Turcja i ONZ podtrzymały gwarancje i transport był kontynuowany, rosyjski prezydent stwierdził, że jego kraj wraca do porozumienia. Całe zamieszanie zostało zinterpretowane jako wymuszone ustępstwo Putina, aczkolwiek nie można wykluczyć istnienia nieoficjalnych ustaleń między stronami.

Obraz wojny po zimie

Oczywiście, że przetrwanie nadchodzących chłodów i doczekanie wiosny to nie jedyne wyzwania, przed jakimi stoją Ukraina i wspierający ją Zachód. Wciąż do końca nie wiadomo, jak długo Chiny będą tolerować awanturę Putina, a Iran bezkarnie sprzedawać Rosji swoje rakiety. Natomiast niedobry dla Demokratów rezultat tzw. wyborów połówkowych i związana z nim słabsza pozycja Bidena mogą negatywnie wpłynąć na dostawy broni do Ukrainy. Równie ważne pytanie: czy i w jakim stopniu zjednoczona do tej pory Europa będzie w stanie kontynuować zaangażowanie w niesienie pomocy finansowej? To są kwestie mogące rozstrzygnąć losy wojny w przyszłym roku, dlatego warto przyjrzeć się im z bliska.

Kwestia chińska jest mało optymistyczna, dla konsolidującego władzę po ponownym wyborze na pierwszego sekretarza Xi Jinpinga przegrana Rosji nie byłaby korzystna, gdyż w ideowej konfrontacji z Zachodem stoi po stronie Putina. To samo można powiedzieć o Iranie, tradycyjnym sojuszniku Kremla, od wielu lat żyjącym pod zachodnimi sankcjami, którego elity są przesiąknięte nienawiścią do USA. Teheran jak mało kto jest zainteresowany upadkiem systemu, w którym zagraniczny hegemon dysponuje narzędziami gospodarczego i politycznego izolowania wrogich reżimów. Niechęć ultrakonserwatywnych przywódców tego kraju wobec państw zachodnich będzie się tylko pogłębiać wraz z kolejnymi ogłoszonymi sankcjami za brutalne tłumienie wciąż trwających protestów. Należy więc przypuścić, że sojusz Federacji Rosyjskiej z Islamską Republiką Iranu będzie zacieśniany z potrzeby wspierania się na arenie międzynarodowej i nie tylko.

We wtorek 8 listopada Amerykanie wwybrali nowy Kongres i część gubernatorów, ustalając rozkład sił w polityce krajowej, od którego zależeć będzie klimat wokół zaangażowania w pomoc Ukrainie. Ewentualna przegrana Demokratów w obydwu izbach umożliwi niektórym Republikanom aktywniejsze sięganie po argument bezsensowności dalszego wspierania Ukrainy w kampanii wyborczej przeciwko Bidenowi w celu dyskredytacji jego polityki. Próbkę takich postaw mieliśmy w lipcu, kiedy członkini Kongresu Victoria Spartz, mająca nota bene ukraińskie korzenie, oskarżyła najbliższego współpracownika Zełeńskiego o powiązania korupcyjne, domagając się od prezydenta USA większej kontroli nad przekazywanym wsparciem. Dysonans, wywołany sensacyjnymi wypowiedziami republikańskiej parlamentarzystki odbił się szerokim echem w rosyjskiej propagandzie, szkodząc wizerunkowi gospodarza Białego Domu. Takie sytuacje niestety mogą powtarzać się jeszcze częściej.

 

Na koniec kilka refleksji o Europie, która mimo często uzasadnionej krytyki z różnych stron może w tej wojnie odegrać decydującą rolę. W zasadzie już odgrywa, demonstrując solidarność z Ukrainą na różnych płaszczyznach, od polityki przez gospodarkę po niemające precedensów w takiej skali wsparcie militarne. Wymuszone, ale jednak zamknięcie Nord Stream II uderzyło finansowo w Kreml, choć rykoszetem zahaczyło także o samą Europę. Skończyła się epoka dyktatu gazowego Rosji, co długofalowo przełoży się na wiele rewolucyjnych zmian w unijnej polityce wschodniej. Dla Putina najgorszym scenariuszem będzie upewnienie się, że Wspólnota daje sobie radę bez rosyjskich surowców. Będzie drożej, ale konieczna dywersyfikacja dostaw może zmobilizować europejskie rządy do większej koordynacji, a w perspektywie pogłębić integrację polityczno-ekonomiczną. Ważne, by ten proces objął jak najwięcej państw członkowskich, dzięki czemu Europa będzie mogła pokazać światu zdolność kolektywnego reagowania na wyzwania globalne, takie jak trwająca wojna.

***

Putin chciał rozbić jedność Zachodu i podporządkować całą Ukrainę, ale zaliczył falstart. Przed 24 lutego udało mu się zająć dwa dotowane przez Kijów obwody Ługański i Doniecki oraz Półwysep Krymski. Po inwazji na pełną skalę zajął także część obwodów Chersońskiego i Zaporoskiego, choć planował Kijów. Sytuacja, którą stworzył źle oceniając Ukraińców i Zachód staje się pułapką, bo czas nie gra na korzyść Rosjan pod ciężarem ośmiu pakietów sankcji. Kreml zmarnował ogromną ilość argumentów w postaci czołgów, rakiet i szantażu gazowego, a „dziadek mróz”, przynajmniej na razie, okazał się niepewnym sojusznikiem. Dlatego po częściowym odzyskaniu inicjatywy atakami na ukraińskie elektrociepłownie, z Moskwy popłynęły sygnały gotowości do rozmów. Putin zrozumiał, że nie podbije teraz całej Ukrainy, dlatego będzie dążył do zamrożenia wojny i zyskania czasu na uzupełnienie strat, zmiękczenie Zachodu oraz konsolidację władzy. Rzecz w tym, że rozdającymi są także ukraińscy obywatele, ich przywódcy i armia, którzy mają swoje plany.

Nedim Useinow

Nedim Useinow

Członek Rady Koordynacyjnej Światowego Kongresu Tatarów Krymskich w Polsce. Absolwent studiów w zakresie nauk politycznych na Uniwersytecie Gdańskim. Od 2003 roku związany z sektorem pozarządowym w Polsce i na Ukrainie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.