Kiedy Ryszard Kapuściński pod koniec 1975 roku na zlecenie Polskiej Agencji Prasowej przyjechał do Angoli, już od dwóch dekad jeździł po całym świecie jako reporter i korespondent zagraniczny. Poczynając od lat pięćdziesiątych był świadkiem dekolonizacji w Afryce i Azji. Relacjonował euforię pierwszych deklaracji uzyskania niepodległości ale i zażartą walkę, wpisującą się w konflikt zimnowojenny, ruchów niepodległościowych o wolność i samostanowienie. Zanim wyruszył do byłej portugalskiej kolonii, po chaosie wycofywania się Europejczyków pogrążonej w krwawej i długotrwałej wojnie domowej, w której Stany Zjednoczone – przy pomocy RPA – oraz Związek Radziecki – przy pomocy Kuby aż do chwili upadku żelaznej kurtyny walczyły ze sobą o strefy wpływów (choć sam konflikt trwał aż do 2002 roku), zdążył już opublikować kilka zbiorów reportaży. Ujrzał tu to, co widział już przedtem w wielu innych krajach Trzeciego Świata. Po powrocie do Polski napisał swą pierwszą wielką książkę, nie będącą zbiorem poszczególnych – zredagowanych na nowo – reportaży, lecz stanowiącą całościową kompozycję, zamknięte dzieło pod tytułem Jeszcze dzień życia, czyniące z upadku Angoli symbol walki wyzwoleńczej i wojny domowej w ogóle.
Razem z pozostałymi „przypowieściami o władzy“, książkami Cesarz (1978) o reżimie panującego przez kilkadziesiąt lat autokraty Egiptu Haile Selassie, oraz Szachinszach (1982) o upadku ostatniego szacha Persji, ta właśnie książka ugruntowała jego późniejszą światową sławę. We wszystkich trzech opracował do perfekcji swą metodę „reportażu literackiego“, który z bezpośredniego przeżycia czynił doświadczenie egzystencjalne, z detalu życia codziennego łatwy do zapamiętania symbol, a z opisanych osób, miejsc i działań alegorię życia, tak jak postrzegał ją sam autor. Podczas gdy w Cesarzu i Szachinszachu metody są już stylistycznie wyraźnie zaznaczone, w Jeszcze dzień życia autor wydaje się w dużej mierze przestrzegać konwencji reportażu. Jasne zlokalizowanie i przyporządkowanie informatorów, wydarzeń i informacji oraz obszerna kontekstualizacja historyczna tego, co zostało przedtem przedstawione, umieszczona na końcu książki, sygnalizują obiektywizm i autentyczność.
Tym niemniej od pierwszego rozdziału jasne jest, że mamy tu do czynienia z rzeczywistością fikcyjną. Hotel Tivoli i stolica Luanda jako mikrokosmosy rozkładu porządku publicznego, wycofywanie się Portugalczyków jako surrealistycznie-absurdalny exodus, typizacja przedstawianych osób jako reprezentantów pewnych aspektów konfliktów oraz lakoniczny opis heroicznej autoinscenizacji i okrutnej przemocy, czy też celne akcentowanie ulotnych nastrojów i napięć atmosferycznych wyróżniają go jako świetnego stylistycznie i błyskotliwego narratora. Ale to właśnie ów kunszt „reportaży literackich“ przysporzył Kapuścińskiemu, poczynając od lat osiemdziesiątych wiele krytyki, gdyż dawno temu pozostawił przecież za sobą tradycyjne reguły tego, co w dziennikarstwie dozwolone, czyniąc z ponurego doświadczenia wojny domowej w Angoli wizjonerską przypowieść o ludziach w obliczu załamania się porządku społecznego.
Dokumentalista Raúl de la Fuente wraz z reżyserem filmów animowanych Damianem Nenowem wyprodukowali na podstawie książki Kapuścińskiego film Another Day of Life (Jeszcze dzień życia), który w maju 2018 roku miał premierę na festiwalu filmowym w Cannes był już wyświetlany w Polsce, a od kilku tygodni pokazywany jest w wersji dubbingowanej w niemieckich kinach. Bohater filmu to reporter, który uzbrojony w notes, długopis i kamerę przyjeżdza do stolicy Angoli. W dobrym humorze i z zaciekawieniem odnajdując się w confusão okresu przejściowego, świadomie dążąc do celu i śmiało ignorując ostrzeżenia i wskazówki polityków i wojskowych, załatwia sobie samochód i na własną rękę, ryzykując życiem, jedzie na front. W efekcie tej wyprawy powierza mu się misję, by jako jedyny biały przedstawiciel prasy wyjawił światu prawdę o interwencji wojskowej Południowej Afryki w Angoli.

W ciągu mniej więcej 60 minut stylizowanego na komiks filmu animowanego Kapuściński przedstawiany jest w pięknych obrazach: zbliżenia, plany ogólne, dynamiczne najazdy kamery, subiektywne perspektywy są perfekcyjnie dopasowane do dialogów i dramaturgii wydarzeń, zawsze podkreślone muzyką Mikela Salasa, funkcjonującą jak bezbłędny sejsmograf grożących niebezpieczeństw i emocji wewnętrznych. A przy tym obrazy ani przez chwilę nie przytłaczają widza, bo przecież wszystkie je już w jakiś sposób widzieliśmy – czy to przepiękne krajobrazy Angoli, czy też uciekającą kobietę z niemowlęciem na ręku, bojowniczkę o niepodległość z karabinem maszynowym, albo też unoszące się w powietrzu jak płatki magnolii łuski nabojów. Another Day of Life jest hołdem złożonym nieustraszonemu reporterowi wojennemu, który z pasji do zawodu ryzykuje życiem, a dzięki temu, że dociera na linię frontu przejmuje też ogromną odpowiedzialność moralną, gdyż to przecież jego słowo może zmienić wydarzenia światowe i zachować dla potomności pamięć o poległych w tym konflikcie.
Reżyserzy nie poprzestali jednak tylko na tym animowanym hołdzie, gdyż obok przejmujących i porywających obrazów wojny domowej zamierzali najwyraźniej również odeprzeć kierowane często przeciwko Kapuścińskiemu słowa krytyki, że w swych reportażach fałszował rzeczywistość. I tak akcja filmu przerywana jest wciąż na nowo scenami pokazującymi reportera po powrocie z Angoli jako wykładowcę uniwersyteckiego w Warszawie, gdzie próbuje przybliżyć studentom dziennikarstwa etos zawodowy reportera. Konfrontowany jest przy tym z krytycznymi pytaniami dotyczącymi prawdziwości i obiektywności własnych relacji, co wywołuje w nim niesamowite obrazy wspomnień, apokaliptycznych wizji strachu i okropieństw wojny, prowokując jednak także krytyczne refleksje bohatera na temat tego, jaką informację, w jaki sposób i dlaczego przekazał dalej.
Ponadto de la Fuente uzupełnił film o dokumentalne fotografie i fragmenty filmów z tamtych wydarzeń, często przenikające się z ujęciami animowanymi. Dodatkowo odwiedził świadków historii wojny domowej, którzy poznali Kapuścińskiego podczas jego pobytu w Angoli, i z których niektórzy – jak na przykład reporter Artur Queirozoder, generał Farrusco – również występują w jego książce. Wywiady te zmontowane są z akcją filmu i potwierdzają to, co już uprzednio pokazano, lub komentują zdjęcia animowane jako głos z offu. W żadnym momencie nie pojawia się tu sprzeczność między zdjęciem oryginalnym lub tekstem wspomnieniowym a filmem animowanym, spełniają one tylko i wyłącznie funkcję uwierzytelniania prawdziwości i autentyczności tego, co pokazuje film. Jeżeli więc Kapuściński z materiału faktograficznego, którego używał dla swych relacji dla PAP, uczynił w książce fikcję literacką, to film wykorzystuje właśnie tą fikcję jako podstawę do zainscenizowania jej jako wydarzenia autentycznego.
Wynik końcowy tego zabiegu nie jest jednak ratowaniem reputacji Kapuścińskiego jako pełnego pasji i sumiennego reportera, lecz klatką z kliszy, obrazem wstrząsanej przez chaos i wojnę domową Afryki po kolonizacji, w której jedynie biały człowiek zachowuje orientację i rozeznanie. Najwyraźniej widać to na kolejnym wykorzystanym w filmie materiale, a mianowicie nagrywanych współcześnie sekwencjach filmowych. Pokazują one w świetnych zdjęciach robionych z lotu ptaka a to wspaniałe łąki i lasy Angoli, a to znów zbliżenia pięknych ciał ciemnoskórych kobiet tańczących w zapadającym zmroku w takt skocznej muzyki. W tej mieszaninie egzotyki i erotyki wychodzi na jaw męskie, kolonialne spojrzenie, które raczej nie przyjęło do wiadomości pięćdziesiąt lat teorii postkolonialnych i krytyki dekolonizacji, dla którego Afryka w dalszym ciągu jest „czarnym kontynentem“, składającym się z przygód i zmysłowości. Jeżeli fikcja literacka Ryszarda Kapuścińskiego w formie reportażu daje się dziś jeszcze odczytać jako wstrząsająca relacja o apatii i agonii kraju znajdującego się w globalnej wojnie domowej geopolitycznych sfer interesów, to w medium „dokumentalnego“ filmu animowanego stała się w najlepszym wypadku przydatnym materiałem dydaktycznym dla szkół, na podstawie którego można podyskutować o tym, jakie prezentacje Afryki są problematyczne, a które są po prostu kiczem.
„Another Day Of Life“, Raúl de la Fuente & Damian Nenow, 85 min, film animowany (2017) PL/ES/B/D, trailer