„Odzyskać kontrolę. Zapewnić bezpieczeństwo” – taki tytuł nosi strategia migracyjna na lata 2025–2030, jaką przyjął rząd. Donald Tusk wciela się w rolę surowego szeryfa, który nie pozwoli obcym na naruszanie naszych granic. Najgłośniej wybrzmiał postulat czasowego zawieszenia prawa do azylu przy granicy z Białorusią. Czy to wystarczy? I co z legalną migracją?
Gdy na konwencji Koalicji Obywatelskiej 12 października Donald Tusk zapowiadał nową strategię migracyjną, trudno było się domyślić, co konkretnego ma z niej wynikać. W gronie członków i sympatyków swojego ugrupowania premier skupiał się na błędach poprzedników i na podkreślaniu poczucia bezpieczeństwa, jakie chce zapewnić Polakom. Wątki o bandach migrantów szturmujących granicę za sprawą Aleksandra Łukaszenki przeplatały się z liczbami udzielonych wiz pracowniczych, a więc legalnej migracji.
Trudno było odczytać ze słów premiera, na ile krytykuje brak nadzoru nad wydawaniem wiz za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, a na ile nie zgadza się na imigrację jako taką. Nie sposób też zrozumieć, co miał na myśli, mówiąc, że to dopiero jego rząd zaczął dbać o zabezpieczenie wschodniej granicy. Najwięcej uwagi przykuła zapowiedź czasowego i terytorialnego zawieszenia prawa do złożenia wniosku o azyl. Wystąpienie dawało jednak znacznie więcej pytań niż odpowiedzi.
W cieniu uśmiechniętych zasieków
Na szczegóły przyszło nam poczekać niecały tydzień. We wtorek 15 października rząd – przy głosach odrębnych ze strony ministrów Lewicy – przyjął wspomnianą strategię. Tytułowe „bezpieczeństwo” pojawia się 29 razy na 36 stronach szeroko rozstrzelonego tekstu.
Na pierwszy plan wysuwa się zabezpieczenie granicy z Rosją i Białorusią – zarówno poprzez wzmocnienie zabezpieczeń fizycznych i elektronicznych, jak i wspomnianą czasową odmowę przyjmowania wniosków o azyl na określonym terenie. Nie zostały jednak wskazane przesłanki do określania ram czasowych i terytorialnych dla tego wyjątku od jednego z praw człowieka.
Podczas swojego wystąpienia Donald Tusk zwrócił uwagę, że instytucja azylu jest instrumentalizowana wbrew swojemu przeznaczeniu przez reżim białoruski. Znalazło to też odzwierciedlenie w strategii. Trudno się nie zgodzić, że migranci są przerzucani przez naszą granicę z wyraźnym zamiarem zaszkodzenia naszemu państwu. Propozycja premiera nastręcza jednak licznych kłopotów. Pierwszy, który jest często podnoszony przez komentatorów, to konstytucja i prawo międzynarodowe.
Konwencja genewska, dotycząca statusu uchodźców, została podpisana przez niemal każde państwo na świecie (z istotnym wyjątkiem Stanów Zjednoczonych) i należy do jednych z najważniejszych traktatów Organizacji Narodów Zjednoczonych. Mimo że tak perfidny udział władz państwowych w przemycie ludzi, jak ma to miejsce w przypadku Białorusi, jest wyjątkiem na skalę światową, to konwencji, przynajmniej deklaratywnie, przestrzegają państwa o wiele dotkliwiej zagrożone imigracją, na przykład znajdujące się w pobliżu toczących się wojen czy leżące na największych szlakach migracyjnych.
Należy przypomnieć, że prawo do ubiegania się o azyl zostało potwierdzone w Konstytucji RP i w Traktacie o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Co ciekawe, przywódcy krajów Unii zasygnalizowali wstępne poparcie dla polskich planów słowami: „Nadzwyczajne okoliczności wymagają odpowiednich środków”.
Drugim problemem jest jednak brak odpowiedzi na pytanie, co zrobić z osobami, którym uniemożliwimy złożenie wniosku o ochronę międzynarodową. Czy będziemy je odprowadzać do furtki w zaporze granicznej, niezależnie jak daleko od granicy zostały zatrzymane? Czy będziemy się starali przekonać państwa ich pochodzenia do przyjęcia ich z powrotem?
Trudno nie zauważyć, że byłyby to te same problemy, przed którymi stanęlibyśmy, rozpatrując wniosek o azyl negatywnie, co stawia pod znakiem zapytania zasadność całej procedury uniemożliwiania składania takiego wniosku. Nie pojawiają się też żadne propozycje zmian we wnioskowaniu o ochronę międzynarodową w placówkach konsularnych za granicą, co pozwoliłoby na wskazanie jakichkolwiek ścieżek do uzyskania statusu uchodźcy w Polsce.
Z drugiej strony należy pochwalić postulat objęcia „detencją w ośrodkach strzeżonych” obcokrajowców, którzy mogą stanowić zagrożenie. Brak jednak wzmianki o budowie nowych ośrodków wobec przepełnienia tych już istniejących. Nie jest również jasne, na jakich zasadach „pobyty humanitarne” miałyby być organizowane przez organizacje pozarządowe i kościoły. Miałaby to być odpowiedź na odrzuconą przez Polskę instytucję relokacji wewnątrz Unii Europejskiej.
Wina poprzedników
Na dobrą sprawę w strategii nie pojawia się aspekt migracji jako szansy dla państwa, a jedynie jako ryzyka, którym należy zdecydowanie zarządzać. Wyjątkiem jest łatanie najdotkliwszych braków w wybranych zawodach. Dokument podkreśla jednak, że „konsekwencjom zmian demograficznych i społecznych na rynku pracy nie należy przeciwdziałać instrumentami polityki imigracyjnej”.
Najlepiej udało się rządowi wychwycenie błędów poprzedników; zdiagnozowano słabości procesu udzielania wiz: korupcjogenny udział pośredników, wątpliwą rolę uczelni, które nie weryfikują obecności studentów z zagranicy na zajęciach, brak wyznaczonych celów dla polityki imigracyjnej.
Podstawę ku temu dały również wyniki niedawnej kontroli NIK-u zwracającej uwagę na proceder rezerwowania przez pośredników miejsc w wirtualnej kolejce do konsulatów, co uniemożliwiało osobom zainteresowanym umówienie się na wizytę bez korzystania z usług tych „pomocników”. Ustalenia pokontrolne wskazują również na byłego sekretarza stanu Piotra Wawrzyka, jako na osobę, która ponaglała pracowników konsulatów do procedowania wniosków wizowych dla konkretnych osób i klientów konkretnych firm.
Obcy? Tylko do budowy CPK
Co zatem rząd proponuje w zamian? Do rynku pracy mieliby mieć dostęp w pierwszej kolejności obywatele państw zamożnych (członków OECD) lub takich, z którymi skutecznie realizowane są umowy o readmisji – głównie państw europejskich. Alternatywnie potencjalny imigrant musiałby się legitymować „unikatowymi, wysokospecjalistycznymi umiejętnościami” lub być zatrudniony w realizacji jednego z przedsięwzięć strategicznych. Jego wynagrodzenie nie mogłoby być niższe od porównywalnej stawki dla Polaka, aby nie tworzyć „nieuczciwej konkurencji”. Realizowane mają być unijne uzgodnienia na temat tzw. niebieskiej karty – dokumentu dla wykwalifikowanych imigrantów.
Co ważne, rząd zaznacza, że „nie są planowane żadne instrumenty mające na celu zachęcanie pracodawców do zatrudniania cudzoziemców”. Firmy zatrudniające obcokrajowców mają natomiast być zachęcane do finansowania i organizacji uczestnictwa pracowników w kursach językowych i integracyjnych. Brak szczegółów dla zapowiadanego „systemu punktowego”, który miałby stać się narzędziem selektywnej imigracji.
Zaostrzone mają być kryteria dla uczelni, które chciałyby przyjmować obcokrajowców. To odpowiedź na wysyp prywatnych szkół wyższych nastawionych na studentów z zagranicy, spośród których wielu miało potem poważne problemy z obecnością na zajęciach.
Teraz frekwencja ma być sprawdzana co semestr, a uczelnia ma dodatkowo weryfikować kandydatów. W zależności od kierunku studiów będzie też obowiązywać limit przyjęć obcokrajowców. Ta sygnalizowana już wcześniej zmiana wywołała opór części środowiska akademickiego. Specjalna ścieżka imigracyjna ma dotyczyć badaczy pracujących przy przyznanym grancie lub w najlepszych ośrodkach akademickich – z oceną ewaluacyjną A+.
Polak, nie-Polak, dwa bratanki
Dużo objętości tekstu poświęcono kwestii integracji imigrantów. Strategia odrzuca asymilację jako cel, wymagając od przybyszów tylko (lub aż) dostosowania się do norm i zasad społecznych oraz znajomości języka. Z pewnością wyzwaniem dla państwa i społeczeństwa będzie wyznaczenie katalogu tych norm. Z jednej strony nikt poważny nie chce wymagać od imigrantów jedzenia karpia 24 grudnia, ale musimy sobie uświadomić, co tak naprawdę stanowi o naszej tożsamości kulturowej i co chcemy przekazać tym, którzy będą wśród nas mieszkać.
Wymogi życia zgodnego z prawem i umiejętności dogadania się na co dzień mają swoje uzasadnienie, mogą jednak okazać się niewystarczające dla zachowania spójności społecznej, o której wielokrotnie mówi strategia. Autorzy dokumentu słusznie zwracają uwagę, że do integracji powinno być zachęcane, oprócz imigrantów, również społeczeństwo przyjmujące. Będzie to jednak trudniejsze, jeśli nie zasygnalizujemy, jaki pozytywny wkład w funkcjonowanie naszego państwa mają mieć przybysze.
Nieśmiały powrót kapitana państwo
Z pewnością na pochwałę zasługuje chęć państwa, aby zastąpić pośredników i agencje pracy jako główne instytucje zarządzania imigracją do Polski. Jak każdy dokument tego typu, strategia migracyjna wiąże duże nadzieje ze zbawienną rolą cyfryzacji.
Przekształceniom ma podlegać Urząd do Spraw Cudzoziemców, a poprawiony ma zostać obieg informacji instytucji publicznych: urzędów wojewódzkich, placówek konsularnych oraz służb wywiadowczych i mundurowych. Brak jednak deklaracji o zwiększeniu zasobów w którymkolwiek z tych pionów. Rząd, który przedstawia migrację jako „egzystencjalne wyzwanie”, nie chce na ten cel wydać więcej niż absolutne minimum.
W kwestii zarządzania wschodnią granicą – nic nie wskazuje na odciążenie wojska w zadaniu patrolowania lasów i wyłapywania migrantów. Co było zrozumiałe w krótkim okresie, na stałe wiąże jednak istotne siły i utrudnia przygotowania do stawienia czoła potencjalnemu, konwencjonalnemu zagrożeniu.
Istniejące problemy z zatorami w procedowaniu wniosków w urzędach wojewódzkich zostały uznane za tymczasowo niemożliwe do rozwiązania. O ile zwrócono uwagę na zmniejszenie rotacji na stanowiskach urzędniczych, to jest to refleksja zbyt późna dla wielu osób, którym podziękowano za pracę po zmianie władzy.
W kontekście nasilającej się przestępczości wśród środowisk imigranckich zapowiadane są natomiast enigmatyczne „szerokie działania” mające na celu prewencję. Jak wspomóc policję, której zasoby nie zawsze wystarczają na upilnowanie nawet samych polskich przestępców, niestety się nie dowiadujemy.
Tego oczekują wyborcy
Przedstawiony dokument nie jest typową strategią. Brak tam celów do zrealizowania, decyzji o alokowanych środkach, planowanych instrumentach. Szczegóły mają się znaleźć w zapowiadanym „programie implementacyjnym”. Priorytetem dla opublikowanego tekstu było zyskanie politycznego poparcia dla kursu na znaczne ograniczenie imigracji.
Postawienie akcentu na bezpieczeństwo można odczytywać „na plus” słuchu społecznego Donalda Tuska. Zagrożenie celowo kierowaną nielegalną migracją przez granicę białoruską jest przez wielu Polaków odbierane jako realne i bezpośrednie zagrożenie dla naszego państwa. Mimo wcześniejszego lekceważenia problemu i wsłuchiwaniu się w narrację spod znaku filmu Zielona Granica, Koalicja Obywatelska będąc u steru władzy, chce odpowiedzieć właśnie na to poczucie zagrożenia.
Oczywiście łatwych wyjść w takiej sytuacji nie ma. Można odprowadzić nielegalnego imigranta do jednostronnej furtki w granicznym ogrodzeniu i liczyć, że tym razem przez nie nie przejdzie. Można też mamić kraj pochodzenia takiej osoby wizjami dofinansowania do tego czy innego projektu w zamian za przyjęcie z powrotem swojego obywatela.
Trudno jednak się spodziewać, że taki model biznesowy nie skłoniłby danego kraju do wysłania kolejnych ochotników na granicę. Nasze zdolności w stosowaniu propagandy w Afryce i na Bliskim Wschodzie są daleko w tyle za rosyjskimi, co utrudnia odwiedzenie śmiałków od wybrania się w „lot rejsowy” do Mińska.
Pewnym zaskoczeniem jest jednak tak zdecydowany sprzeciw wobec zjawiska legalnej migracji. Słuszna jest obserwacja, że proces zarządzania tym, kto do Polski wjeżdża i w jakim celu, był co najmniej chaotyczny, a co więcej dużą rolę odgrywały w nim interesy poszczególnych firm. Rząd postanowił jednak odciąć się od przedstawienia pozytywnej roli, jaką mogą odegrać legalni imigranci w naszym kraju.
Jest to odpowiedź na nastroje społeczne. Nawet rzekomo „bliscy kulturowo” Ukraińcy są coraz gorzej postrzegani w naszym społeczeństwie, nie mówiąc już o przybyszach z drugiego końca świata. Również partnerzy instytucjonalni (samorządy, urzędnicy, związki zawodowe) wskazywali w badaniu Polskiej Akademii Nauk potrzebę prymatu bezpieczeństwa nad interesami gospodarczymi.
Dużą rolę odgrywa w tym koniec marzeń o społeczeństwie multi-kulti w Europie Zachodniej. Mimo że liczne osoby przybyłe zza granicy lub ich potomkowie odgrywają ważną rolę w zamożniejszych społeczeństwach naszego kontynentu, to doniesienia o bestialskich morderstwach, demonstracjach domagających się wprowadzenia szariatu czy fiasko projektu liberalnego „euroislamu” trudno zignorować.
Realne zarządzanie procesem zwiększonej imigracji wymagałoby zintensyfikowanych działań ze strony państwa: wyznaczenia celu dla tego napływu osób, odpowiedniej weryfikacji migrantów za granicą, monitorowania ich w Polsce, wspierania ich w edukacji, infiltrowania środowisk kryminogennych. Wobec ogromu tych wyzwań nasze państwo woli się zamknąć. W obecnych warunkach demograficznych jest to po prostu jedno ze złych rozwiązań sytuacji bez dobrego wyjścia.
Tekst ukazał się pierwotnie: https://klubjagiellonski.pl/2024/10/21/obcym-wstep-wzbroniony-polityka-antyimigracyjna-rzadu-tuska/
Dziękujemy Klubowi Jagiellońskiemu za możliwość przedruku.