Przejdź do treści

Każdego dnia w Polsce znika 55 gospodarstw rolnych. Jak odpowiedzieć na hipokryzję polityki klimatycznej UE?

Europejski Zielony Ład forsuje „ochronę klimatu” zamiast całościowej ochrony środowiska i przyrody. Sprzyja to interesom wielkoskalowego rolnictwa przemysłowego, które niszczy środowisko i pogłębia kryzys. Jednak istnieje alternatywa

 

Europejski Zielony Ład ma przyspieszyć zieloną transformację gospodarki rolnej w celu zmniejszenia jej presji na środowisko, bioróżnorodność i klimat. Dlaczego więc wywołuje tyle kontrowersji?

Zdecydowana większość konserwatywnych publicystów i polityków prezentuje stanowisko zerojedynkowe, odrzucając w całości EZŁ w tonie negatywistycznej, emocjonalnej i często irracjonalnej krytyki – np. Dariusz Matuszak w magazynie „Sieci”: „W rzeczywistości ten projekt w całości należy wywalić na śmietnik, zutylizować. To się nie nadaje nawet do recyklingu. Dlaczego? Bo totalitarny ład, koszmar centralnego planowania, doprowadzi nas do nędzy”. Patryk Jaki określił Zielony Ład mianem „zielonego komunizmu”. Jednak krytyka ta nie płynie tylko ze strony konserwatystów i denialistów ekologicznych – po stronie protestujących rolników stają nieraz także zwolennicy ekologii.

Fakty mówią: jest źle

Negatywny wpływ przemysłowego i konwencjonalnego rolnictwa na środowisko, stan gleb, wód i różnorodność biologiczną jest jednak oczywisty i potwierdzają to wszystkie badania. Aż jedna trzecia gleb rolnych w UE jest silnie zanieczyszczona i zdegradowana na skutek jej intensywnej eksploatacji. Nienaturalne metody stosowane w hodowli zwierzęcej doprowadziły do patologii takich jak choroba wściekłych krów, ASF, świńska i ptasia grypa czy zatrucie żywności dioksynami. Sztuczne warunki, w jakich hodowane są zwierzęta (chów zamknięty) sprzyjają chorobom i ogromnemu zużyciu leków weterynaryjnych, często prewencyjnym, jak np. antybiotyki, których w Polsce stosuje się ponad trzykrotnie więcej niż średnio w UE. Na obecnym poziomie konsumpcji zużywamy ekwiwalent 1,6 zasobów planety, czyli wykorzystujemy o 60% więcej zasobów, niż odtwarza się co roku. Na skutek niszczenia przez człowieka naturalnych ekosystemów i biocenoz ginie kilkadziesiąt gatunków dziennie (ponad 100 razy szybciej niż bez udziału człowieka), a ponad milion jest zagrożonych wyginięciem. Populacje owadów w Europie w ostatnich 30 latach zmniejszyły się o 30%, za co winę ponoszą stosowane masowo pestycydy.

Intensyfikacja produkcji rolnej jest zabójcza nie tylko dla owadów zapylających i bioróżnorodności roślin i zwierząt, ale przyczynia się też do zanikania samych gospodarstw. Tempo ich zaniku wynosi obecnie w całej UE ok. 800 dziennie. W dekadzie 2010-2020 ubyło ich w UE ok. 3 mln; w Polsce – ok. 200 tys., czyli średnio 55 dziennie, co jest tempem zatrważającym. Nie oznacza to bynajmniej zmniejszenia presji na środowisko, lecz zwiększenie, powodowane koncentracją, intensyfikacją i chemizacją upraw.

Choć wielu konserwatystów ma z tym problem, fakty mówią same za siebie. Jeśli nie chcemy biernie przyglądać się ekologicznemu armagedonowi – musimy wziąć się do działania. Dlaczego więc Zielony Ład nie jest witany z powszechnym entuzjazmem?

*

Europejski Zielony Ład (EZŁ) to pakiet dokumentów przyjętych przez Komisję Europejską w ostatnich pięciu latach, dotyczących kluczowych obszarów gospodarczych, takich jak rolnictwo, energetyka, budownictwo, transport. Istnieją kierunki działań EZŁ niebudzące sprzeciwu ani ze strony konsumentów proekologicznych, ani opcji progresywnej, ani konserwatywnej: ochrona środowiska poprzez zmniejszenie ilości stosowanych pestycydów, nawozów sztucznych i antybiotyków, skracanie łańcuchów dostaw produktów żywnościowych i ograniczenie ich marnotrawstwa, zwalczanie fałszowania żywności, ograniczanie chorób dietozależnych czy tworzenie gospodarki o obiegu zamkniętym.

Za nieco bardziej kontrowersyjne uznawane są natomiast plany ugorowania gruntów w celu przywrócenia na obszarach wiejskich funkcji ekologicznych, zaburzonych przez inwazyjne metody produkcji. Wyeksploatowane tereny potrzebują regeneracji, co ma kluczowe znaczenie dla utrzymania populacji owadów zapylających i przywracania bioróżnorodności. Korzyści odniesie z tego ekosystem i krajobraz rolniczy, w którym ponownie będą mogły pojawić się rośliny inne niż monokulturowe uprawy użytkowe. Według wytycznych UE ugorowanie obejmować ma jedynie 4% upraw i dotyczyć tylko gospodarstw powyżej 10 ha gruntów ornych. Ma być też powiązane z systemem dopłat, którego reforma (przyznawanie dopłat za działania proekologiczne i jakościowe) jest pożądana z perspektywy dobrostanu środowiska.

Za szczególnie kontrowersyjne uznawane są natomiast działania mające na celu zmniejszanie emisyjności gazów cieplarnianych i osiągnięcie tzw. neutralności klimatycznej do 2050 r. W medialnym uproszeniu główny zarzut brzmi: „W imię fikcyjnej ochrony klimatu chce się zlikwidować europejskie rolnictwo”. Zdominowanie EZŁ przez kwestię niskoemisyjności i wyznaczenie celu „Fit for 55” (ograniczenia emisji gazów cieplarnianych netto do 2030 r. o co najmniej 55 proc. w porównaniu z poziomem z 1990 r.) wystawiło ten program na łatwą krytykę – zarzut nierealistyczności i ograniczania konkurencyjności europejskiego rolnictwa. Problematyka ochrony klimatu forsowana jest kosztem pozostałych celów.

Hipokryzja polityki niskoemisyjnej

Podstawowym i błędnym założeniem polityki klimatycznej było więc oddzielenie ochrony klimatu od ochrony środowiska i przyrody. Umożliwiło to inflację „ochrony klimatu” względem ochrony środowiska. Poddając system pozwoleń na emisję – ETS – mechanizmom gry giełdowej, stworzono instrument do spekulatywnego zarabiana na polityce niskoemisyjności, zwiększając de facto jej koszty, które ponosi obecnie społeczeństwo. Cierpi też na tym sama idea ekologiczna, kompromitowana przez niedorzeczny nieraz klimatyzm.

Jest to kolejny przykład degeneracji zachodniego, późnego kapitalizmu – patologiczny mechanizm prywatyzacji zysków i uspołecznianiu kosztów, już w skali globalnej. Emisja CO2 i innych gazów cieplarnianych nie powinna być oddzielana od emisji innych zanieczyszczeń. Środowisko – biosfera, atmosfera, hydrosfera i antroposfera – jest całością i jednością. Dzielenie sprzyja interesom części, kosztem interesu całości. Rozwiązania ekologiczne są z zasady niskoemisyjne i przyjazne dla klimatu. Nie ma potrzeby tego dzielić i różnicować, gdyż ochrona środowiska walczy dziś często (o środki, uwagę, działania) z ochroną klimatu – a nawet przegrywa.

Choć każde działanie proekologiczne jest niskoemisyjne, nie każde niskoemisyjne jest ekologiczne (i ekonomiczne). Oddzielanie polityki klimatycznej od ekologicznej i gospodarki niskoemisyjnej od zielonej (proekologicznej, ekoinnowacyjnej, cyrkularnej) nie jest więc zasadne i sprzyja jedynie forsowaniu partykularnych interesów różnych lobbies – głównie technologicznych, forsujących technologie niskoemisyjne – drogie, ale wcale niezrównoważone ekologicznie i społecznie, kosztem całościowego interesu środowiska i konkurencyjności gospodarki/gospodarek UE.

O hipokryzji polityki niskoemisyjności UE świadczą choćby plany stworzenia strefy wolnego handlu z obszarem Mercosur i importu znaczących ilości żywności z krajów Ameryki Południowej. Eksport i import żywności na dalekie odległości cechuje bardzo duża emisyjność (spalanie paliw) i jest to jawnie sprzeczne z postulowaną przez UE polityką klimatyczną.

Komu wadzi Zielony Ład?

Wszelkie zmiany proekologiczne uderzają w interesy wielkiego (agro)biznesu, zainteresowanego maksymalizacją zysków ze sprzedaży żywności, środków agrochemicznych, nawozów sztucznych. Uderzają też w interes lobby handlowego, a pośrednio – również lobby farmaceutycznego (w tym leków weterynaryjnych), którego zyski rosną proporcjonalnie do chorób i wydatków na zdrowie (odsetek PKB wydatkowanego na zdrowie stale się zwiększa), powodowanych przez rosnące choroby cywilizacyjne i dietozależne.

Wielkoskalowy biznes i przemysł, jego dążenie do ekspansji, uważany jest słusznie za źródło ekologicznego i zdrowotnego kryzysu. Generuje też koszty społeczne, doprowadzając do przejęć, likwidacji mniejszych przedsiębiorstw, miejsc pracy, wyludniania i nadmiernej industrializacji obszarów wiejskich. Nadrozwój wielkiego biznesu jest często porównywany do nowotworowej narośli na globalnej gospodarce, komercjalizującej i technicyzującej wszystko i każdym kosztem.

Chcąc utrzymać się na rynku, którego reguły wyznaczają wielcy gracze (transnarodowe korporacje, koncerny), gospodarstwa rolne zostały zmuszone do intensyfikacji i uzbrojenia technicznego produkcji oraz korzystania z coraz nowszych, drogich i uzależniających technologii – i z kredytów na ich zakup. Jaskrawym przykładem jest wprowadzanie organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO), będących patentowaną własnością korporacji biotechnologicznych. W miejsce wycinanej Puszczy Amazońskiej tworzone są plantacje modyfikowanej genetycznie soi i kukurydzy, eksportowanej potem do UE na pasze, które zdominowały ten rynek, wypychając pasze rodzime. Zagrożeniem dla rolnictwa (każdego) jest również żywność syntetyczna, wytwarzana przemysłowo z wykorzystaniem biotechnologii (mięso komórkowe, a w perspektywie – drukowanie żywności), których właścicielami są wielkie podmioty technobiznesowe.

Lansowane argumenty za rolnictwem przemysłowym – wydajność i walka z głodem – są nietrafne. Ingerencje zachodniego rolnictwa i żywności w krajach globalnego Południa doprowadziły do zniszczenia lokalnych, istniejących od tysiącleci systemów wytwarzania żywności, a wskutek tego – do problemu ich przeludnienia, ubóstwa i głodu.

Czy faktycznie nie ma alternatywy?

Realną alternatywą dla wielkoskalowego rolnictwa przemysłowego jest rolnictwo ekologiczne, przyjazne przyrodzie i zdrowiu człowieka. Nie stosuje się w nim syntetycznych nawozów sztucznych, zapewnia się płodozmian, dba o żyzność gleb i dobrostan zwierząt, a stosowanie GMO jest niedozwolone. Rolnictwo ekologiczne jest wielokrotnie mniej energochłonne i emisyjne niż rolnictwo przemysłowe. Jest też przez to mniej podatne na kryzysy i zaburzenia inflacyjne na rynku paliw (co było notabene przyczyną protestów przeciwko EZŁ w Niemczech i Francji). Jest też mniej wodochłonne i bardziej odporne na anomalia klimatyczne. Istnienie rolnictwa ekologicznego i ekologicznej żywności stanowi nie tylko konkurencję, ale śmiertelne zagrożenie dla rolnictwa intensywnego, gdyż pokazuje, że możliwa jest alternatywa.

Szansą polskiego rolnictwa są produkty wysokiej jakości – lokalne, regionalne, tradycyjne i ekologiczne, wytwarzane i dystrybuowane w krótkich łańcuchach dostaw i w oparciu o bioróżnorodny, lokalny kapitał przyrodniczy. Niestety, według danych UE dotyczących wielkości obszarów przeznaczonych pod rolnictwo ekologiczne na 27 krajów UE Polska zajmuje czwarte miejsce – ale od końca. Liderem jest stale Austria, z ponad 25% udziałem rolnictwa ekologicznego w powierzchni upraw.

Zielony Ład postuluje zwiększenie udziału rolnictwa ekologicznego w UE do 25% gruntów rolnych do 2030 r. (a więc o 150%, z obecnych 10% powierzchni upraw), co z ekospołecznego punktu widzenia jest pozytywnym, choć ambitnym celem. Niestety forsowanie jego osiągnięcia metodami odgórnymi w kontekście kontrowersyjnej polityki niskoemisyjności i dalszej liberalizacji rynku żywności (czego rzecznikiem w skali globalnej jest WTO) nie sprzyja wdrożeniu rozwiązań ekologicznych, choć ta część EZŁ powinna być akurat popierana.

Szkodliwym mitem, powtarzanym od lat 90. przez technokratów, jest rzekoma potrzeba likwidacji nadmiarowej liczby gospodarstw w celu zwiększenia wydajności rolnictwa. To myślenie wynika ze stosowania nieadekwatnych modeli i kategorii ekonomicznych do gospodarki rolnej. Jej specyfika wymaga odmiennego podejścia. Adekwatną teorią ekonomiczną jest ekonomia zrównoważonego rozwoju, uwzględniająca nie tylko efektywność i kosztowość ekonomiczną, ale w równym stopniu społeczne i środowiskowe efekty (koszty) zewnętrzne przedsięwzięć gospodarczych. Niestety wielu polskich ekonomistów i „ekspertów” zajmujących się rolnictwem jeszcze tej lekcji nie odrobiło.

Rolnictwo ordokonserwatywne

Projekt proekologicznej (zrównoważonej) polityki rolnej należy wyprowadzać z fundamentalnych zasad ordokonserwatyznych, wskazanych przez Radziejewskiego w manifeście ordokonserwatyzmu zasad holizmu, homeostatyczności i umiarkowania. Do kompletu należałoby dodać jeszcze zasadę lokalności (Scrutonowska „ojkofilia”, umiłowanie własnej ojczyzny) i decentralizacji – rozproszenia i usieciowienia – wpisujące się w nowy (niemechanistyczny), systemowo-holistyczny paradygmat.

Zasady te pozwala spełnić właśnie system rolnictwa ekologicznego, którego produkty wytwarzane są w gospodarstwach rodzinnych i dystrybuowane w krótkich łańcuchach dostaw do konsumentów oraz Rolnictwo Wspierane przez Społeczność (RWS). Polega ono na nawiązywaniu relacji rolników z konsumentami, dostarczającymi im produkty żywnościowe w bezpośrednich dostawach produktów „od pola do stołu”. Obecnie w kraju działa już kilkadziesiąt takich kooperatyw. W systemach tych eliminuje się pośrednictwo dużych podmiotów handlowych, do których w konwencjonalnym handlu trafia 75-90% końcowej wartości produktu. W sprzedaży bezpośredniej marżę tę zachowuje producent.

W systemie tym możliwe są też rozwiązania prosumenckie – udział konsumentów w procesie wytwarzania żywności poprzez wsparcie gospodarstw rolnych w pracach polowych (sadzenie, pielenie, zbiory), co sprzyja integracji społeczności wiejskich i miejskich. Obszary wiejskie o zrównoważonej gospodarce rolnej mogą także stanowić zaplecze wytwarzania energii na potrzeby lokalne. OZE to nie tylko niestabilna energia wiatru i słońca, ale też biogaz (np. w Szwecji na biogazie z bioodpadów jeździ transport miejski), biomasa, energia cieków wodnych czy geotermia. Energetyka prosumencka narusza jednak interesy energetyki scentralizowanej. Choć zatem dekarbonizacja i rozwój energetyki odnawialnej są nieuchronne, łatwiej jest powtarzać truizm, że polska energetyka węglem stoi i stać będzie.

*

Zachodnia gospodarka (post)kapitalistyczna podlega patologicznym tendencjom związanym z finansjeryzacją – oderwaniem przepływów finansowych i kapitału spekulatywnego od realnej gospodarki i bazy produkcyjnej. Gospodarka ta zdominowana jest przez ideologię (fetysz) ciągłego wzrostu kosztem otoczenia społecznego i przyrodniczego, a de facto – kosztem przyszłych pokoleń. Jej urealnianie powinno rozpocząć się właśnie od gospodarki rolnej i żywnościowej, bazując na rzeczywistych potrzebach człowieka – a potrzeby związane z odpowiednim odżywianiem są priorytetowe. Mechanizm cenowy zdrowej gospodarki musi odzwierciedlać rzeczywiste koszty, w tym społeczne i środowiskowe. W tej perspektywie produkty ekologiczne, mające opinię drogich, mogą okazać się tańsze od konwencjonalnych, obciążonych bagażem kosztów środowiskowych i zdrowotnych, których konwencjonalna ekonomia, posługująca się miarą PKB nie widzi. Im wyższe wydatki na konsumpcję niezdrowej żywności i tym samym na leczenie chorób dietozależnych i cywilizacyjnych, tym wyższe PKB.

W sytuacji zdominowania globalnego rynku żywności przez dużych graczy wytwarzających jej duże ilości niskiej jakości, Polska powinna szukać asymetrycznych przewag poprzez wytwarzanie żywności wysokiej jakości i wspieranie rozwoju zrównoważonych gospodarstw rodzinnych. Istniejące jeszcze w Polsce 700 tys. małych gospodarstw może stanowić społeczną bazę dla rozwoju rolnictwa zrównoważonego.

Niestety, sposób przygotowania i wprowadzania Zielonego Ładu na poziomie UE przypomina krajowy projekt „Piątki dla zwierząt”, będący gwarancją porażki i zniechęcenia rolników. Z choroby nadmiernej industrializacji i żądzy zysku kosztem środowiska i zdrowia należy się leczyć. Krótkie łańcuchy dostaw i wytwarzanie żywności ekologicznej to powrót rolnictwa do korzeni i urealnienie gospodarki. W tym punkcie, jak również w proteście wobec globalizacji, korporatyzacji i oligarchizacji rolnictwa, ekolodzy konserwatywni i progresywni mogą być zgodni. Autentyczna ekologia łączy. Takie inicjatywy jak ekologizacja rolnictwa promowana w Zielonym Ładzie powinny być afirmowane, a nie torpedowane en bloc przez wchłoniętych przez agrobiznes rolników i nieświadomych swoich interesów konsumentów. Tymczasem zamiast konstruktywnych rozwiązań, brnie się w dualistyczne, emocjonalne i jałowe spory. A gospodarstw rolnych i gatunków flory i fauny codziennie ubywa…

*

NOTA: Wizje rolnictwa w duchu ordokonserwatywnym zostały już zresztą wielokrotnie sformułowane i rozwinięte w takich pracach, jak np.: M. Górnego „Eko-filozofia rolnictwa” (1992, 2002), C. Petriniego „Slow Food. Prawo do smaku” (2004), czy J. Rose’a „W obronie życia” (2014), z którymi każdy konserwatysta, chcący lepiej zrozumieć współczesną problematykę rolno-żywnościową i uzyskać dla orientacji w niej zdrowe idee przewodnie, powinien się zapoznać.


Tekst powstał dzięki dofinansowaniu z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, w ramach projektu Patrząc z Polski – polsko-niemiecki cykl publicystyczny. Projekt realizowany w ramach współpracy z thinkzinem Nowa Konfederacja.

Mikołaj Niedek

Mikołaj Niedek

Mikołaj Niedek ukończył Wydział Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego (1999). Doktorat uzyskał na Wydziale Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku za pracę poświęconą zrównoważonym wzorcom produkcji i konsumpcji. Interesuje się problematyką trwałego i zrównoważonego rozwoju, w tym obszarów wiejskich. Jest autorem ponad 40 artykułów naukowych. Pracował w organizacjach pozarządowych realizując projekty z zakresu edukacji ekologicznej i ekonomii społecznej. W latach 2018-2020 pracował w Instytucie Ochrony Środowiska PIB przy realizacji projektu poświęconego pionierskim badaniom w zakresie marnotrawstwa żywności w Polsce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.