Przejdź do treści

Reaktywacja współpracy weimarskiej budzi wielkie nadzieje. Jak mądrze wykorzystać tę szansę?

Trójkąt Weimarski nie jest ciałem decyzyjnym. Ale w jego ramach możemy wypracować choćby cele dotyczące sposobu zakończenia wojny na Ukrainie i wsparcia dla Mołdawii. Powody nagłej ponownej popularności Trójkąta są jasne: agresja rosyjska na Ukrainę została słusznie odczytana jako pierwszy akt rosyjskiego planu podważenia całego ładu bezpieczeństwa w Europie. Pojawiają się postulaty, by docelowo spotkania w formatach weimarskich odbywały się przed szczytami Rady Europejskiej, tak by Polska dołączała do konsultacji niemiecko-francuskich oraz „grubej czwórki” (z Hiszpanią i Włochami). Obecnie sparaliżowana z powodu różnic w reakcji na rosyjską agresję Grupa Wyszehradzka (V4) ma przynajmniej trwały – choć skromny – fundusz. Państwa regionu Europy Środkowo-Wschodniej wcale nie muszą być przekonane, że Warszawa reprezentuje ich interesy. Dla wszystkich stolic Trójkąta powinno być jasne, że Pekin i Moskwa wykorzystają każdą okazję, by nas skłócić i wprowadzić elementy rywalizacji.

 

W kwietniu 2024 r. minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zadeklarował w Sejmie reaktywację szeregu formatów dwustronnych i wielostronnych. Prominentne miejsce uzyskał między nimi Trójkąt Weimarski, który ma stać się „jednym z priorytetów polskiej polityki zagranicznej”.

Dla długoletnich obserwatorów politycznego nieba ten spektakularny powrót idei pogłębionej trójstronnej współpracy między Berlinem, Paryżem i Warszawą może jednak przypominać trajektorię komety – ciała niebieskiego, które co jakiś czas spektakularnie rozbłyska na niebie, jednak za chwilę znika z pola widzenia.

Noc komety

Założycielskie spotkanie ministrów spraw zagranicznych miało miejsce latem 1991 r., a więc po zjednoczeniu Niemiec, a jeszcze przed rozpadem Związku Sowieckiego i przekształceniem wspólnot europejskich w Unię Europejską. Już wtedy ministrowie w wydanej deklaracji podkreślali wolę „budowy nowej Europy, za którą wszyscy ponosimy odpowiedzialność, w duchu ludzkiej solidarności, świadomi splatania się naszych losów, opierając się na dziedzictwie wspólnych wartości. Naturalne dążenie wszystkich narodów do demokracji, dobrobytu i bezpieczeństwa może zostać trwale urzeczywistnione jedynie dzięki wspólnemu wysiłkowi całej Europy”.

W tych czasach przełomu, budowy nowej architektury bezpieczeństwa i współpracy ekonomicznej w Europie format Trójkąta pomógł w procesie integracji Polski w strukturach NATO i Unii Europejskiej. Szczególnie użyteczny był podobno przy przezwyciężaniu oporów Paryża przed rozszerzeniem zachodnich struktur na Wschód kontynentu. Jeśli jednak prześledzimy spotkania najbardziej widocznego formatu – prezydentów Francji i Polski oraz niemieckiego kanclerza – to doszło do nich w kluczowym okresie 1991-2004 raptem pięć razy, średnio raz na trzy lata.

Po wstąpieniu Polski i innych państw Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej do Unii Europejskiej, polską ambicją było przekształcenie Trójkąta w forum dialogu w sprawach dotyczących rozwoju UE. Mimo proponowania coraz to nowych poziomów spotkań – jak choćby przewodniczących parlamentów czy przedstawicieli regionów z trzech państw – nie doszło do instytucjonalizacji tej formy współpracy. Ożywiony na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku, Trójkąt po 2013 r. znikł z pola zainteresowania mediów i z politycznej agendy „trójki”.

Format na dobrą pogodę

Spotkania trójstronne, nawet jeśli do nich dochodziło, były też często pozbawione politycznej wagi. Z warszawskiego szczytu w 2011 r. przygotowującym go urzędnikom i dyplomatom najbardziej mogły zapaść w pamięć dyskusje na temat zdjęcia żyrandola w pałacu w Wilanowie oraz rozterki związane z odpowiednią trasą przejazdu delegacji, by ominąć protestujących na ulicach miasta. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że w tamtym czasie bardziej chodziło o wytworzenie wizerunku niż konkretne rezultaty. Weimarska Grupa Bojowa – część europejskich sił szybkiego reagowania – objęła wprawdzie dyżur w pierwszym półroczu 2013 r., a z polskiej strony dowodził nią późniejszy szef sztabu gen. Rajmund Andrzejczak. Jednak ten wysiłek współpracy nie miał kontynuacji, a sam Trójkąt pogrążył się w hibernacji, w dużej mierze ze względu na spory polityczne między zaangażowanymi stronami. Co charakterystyczne dla natury weimarskiej współpracy, Trójkąt nie był wykorzystywany do dyskutowania różnic i szukania kompromisu. Przeciwnie – można odnieść wrażenie, że różnice polityczne doprowadzały raczej do jego paraliżu.

Trójkąt w nowej rzeczywistości

Dziś, kiedy Trójkąt Weimarski ponownie pojawia się na politycznym nieboskłonie po pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę, warto o tych doświadczeniach z przeszłości pamiętać i wyciągać z nich wnioski. W ostatnich dwóch latach liderzy Polski, Francji i Niemiec spotkali się czterokrotnie, a ich rozmowy uzupełniane były konsultacjami ministrów spraw zagranicznych. Na ostatnim z nich, w lutym tego roku, ustalono kontynuację w postaci spotkania ministrów obrony we Wrocławiu. Choć obecnie wydaje się, że wszystkie trzy stolice mają wolę, by przekształcić Weimar z formatu okazjonalnego w ważne narzędzie w polityce europejskiej, to trwałość tej zmiany nie jest na razie oczywista.

Powody nagłej ponownej popularności Trójkąta są jasne: agresja rosyjska na Ukrainę została słusznie odczytana jako pierwszy akt rosyjskiego planu podważenia całego ładu bezpieczeństwa w Europie. Perspektywa zaś mniejszego zaangażowania USA na kontynencie – łączona z ewentualnym ponownym wyborem Donalda Trumpa na prezydenta USA, ale będąca konsekwencją przesuwania się głównego ciężaru interesów USA na Indo-Pacyfik – spowodowała potrzebę przygotowania państw europejskich na nowe czasy. Ich przewidywalnymi wyznacznikami będzie więcej zagrożeń w dziedzinie bezpieczeństwa, brak adekwatnego zwiększenia amerykańskiej obecności w Europie i konieczność wypełnienia tej pustki przez zdeterminowane państwa kontynentu.

W tym historycznym momencie Trójkąt Weimarski po raz kolejny staje przed zadaniem „budowy nowej Europy”. Tym razem nie będzie to prawdopodobnie jednak otwarty pałac, a raczej forteca, broniąca UE przed wielowymiarowymi zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi.

Czym Trójkąt nie musi być

Podobnie jak podczas swoich poprzednich objawień na politycznym niebie Europy, tak i teraz Trójkąt Weimarski od razu budzi – szczególnie w Polsce – wiele aspiracji. Miałby on być narzędziem wpływania na strategiczny kierunek rozwoju Europy i pozwolić Polsce dołączyć do francusko-niemieckiego tandemu. Pojawiają się postulaty, by docelowo spotkania w formatach weimarskich odbywały się przed szczytami Rady Europejskiej, tak by Polska dołączała na wszystkich etapach ich przygotowywania do konsultacji niemiecko-francuskich oraz „grubej czwórki” (z Hiszpanią i Włochami).

Trzeba jednak pamiętać, że Trójkąt Weimarski jest wprawdzie stosunkowo starym narzędziem w polityce zagranicznej, ale – jak pokazaliśmy wyżej – nieszczególnie często ani regularnie używanym. Co więcej, spośród formatów minilateralnych w ramach Unii Europejskiej ma chyba najmniej trwałych instytucji. Dla przykładu, obecnie sparaliżowana z powodu różnic w reakcji na rosyjską agresję Grupa Wyszehradzka (V4) ma przynajmniej trwały – choć skromny – fundusz. Francję i Niemcy od ponad 60 lat łączy Traktat Elizejski, który zobowiązuje oba państwa do stałych i częstych konsultacji na wielu poziomach: rządowym, ministerialnym czy szefów sztabów generalnych. W formacie weimarskim daleko jesteśmy od takich rozwiązań.

Pokładanie zbyt wielu nadziei w mechanizmie Trójkąta wydaje się więc na tym etapie kontrproduktywne, ponieważ będzie prowadzić do politycznych rozczarowań i wizerunkowym niepowodzeń. Może też wywoływać dyskomfort w innych stolicach europejskich – Madryt, Rzym czy Haga mogą czuć się pominięte, a państwa regionu Europy Środkowo-Wschodniej wcale nie muszą być przekonane, że Warszawa reprezentuje ich interesy. Praga, Bratysława, Budapeszt czy Bukareszt wielokrotnie wysyłały w tej sprawie dość jednooczne sygnały, niewskazujące, by Warszawa była z ich punktu widzenia liderem regionu.

Użyteczne narzędzie dyplomatyczne?

Jak więc sprawić, by Trójkąt Weimarski jako narzędzie dobrze służyło każdej ze stron do rozwiązywania kwestii spornych?

Przede wszystkim warto podkreślić, że ten format powinien pozostać miejscem konsultacji i koordynacji, nie aspirując do roli europejskiego dyrektoriatu. Jako taki, powinien uzyskać regularność i przewidywalność spotkań na poziomie rządowym i ministerialnym, a współpraca administracji powinna zostać obudowana niezależnymi spotkaniami biznesu i liderów opinii, w tym think tanków.

W ten sposób użyteczny format współpracy w pewnym stopniu mógłby zostać uniezależniony od nie zawsze idealnej temperatury panującej w relacjach między poszczególnymi stolicami. Zgodzić się wypada z Étienne’em de Poncin, ambasadorem Francji w Polsce, który na ostatnim Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach apelował o to, by Trójkąt pozostał raczej miejscem dyskusji strategicznej niż szczegółowych negocjacji. Regularne kontakty powinny obejmować liderów państw oraz szefów dyplomacji i ministrów obrony, ale niekoniecznie już na przykład ministrów odpowiedzialnych za rolnictwo.

Potencjał w ramach UE

Strategiczna dyskusja z polskiego punktu widzenia nie powinna ograniczać się do Unii Europejskiej.

Oczywiście kwestie dzielące Europejczyków, a fundamentalne dla naszej wspólnej przyszłości, powinny znaleźć się na agendzie. Najlepszym przykładem jest problem znalezienia kompromisu co do roli energii atomowej na kontynencie. Wymiana doświadczeń w tej kwestii jest niesłychanie potrzebna. W Trójkącie jest przecież Francja, czyli największa europejska dostawczyni technologii; Niemcy, które – jeśli czytać program bazowy (Grundsatzprogramm) CDU, największej partii opozycyjnej – obecnie wydają się niezdecydowane w kwestii rezygnacji z atomu (Atomausstieg) oraz Polska, która własne elektrownie chce stawiać, widząc w atomie jedyne paliwo niskoemisyjne pozwalające na stabilizację sieci. To klasyczna kwestia leżąca formalnie częściowo poza kompetencjami UE, ale życiowo ważna dla przyszłości wspólnoty.

Europejski trójkąt bezpieczeństwa

Jednak Trójkąt Weimarski ma obecnie potencjał, by służyć koordynacji stanowisk również w sprawach europejskiego bezpieczeństwa, gdzie prerogatywy Unii są ograniczone, a zakres współpracy z NATO pozostaje kwestią otwartą. Szczególnie w sprawie bezpieczeństwa i pomysłów na koordynację polityk UE i NATO głos trzech państw-członków obu organizacji o relatywnie dużym potencjale obronnym lub dużej determinacji ważyć powinien bardzo wiele.

„Teoria zwycięstwa” w konflikcie ukraińskim jest na razie odmienna – decydują o tym bowiem różnice w kulturach strategicznych oraz położeniu geopolitycznym. Polska opowiada się za zwycięstwem Ukrainy, a los państwa-agresora nie był kwestią priorytetową. Dla Warszawy najważniejsze jest odsunięcie zagrożenia od polskich granic. Odmiennie w Paryżu i Berlinie – tam strach przed wertykalną i horyzontalną eskalacją oraz konsekwencjami klęski Rosji był tak duży, że poszczególne pakiety sankcji na Rosję i pomocy dla broniącego się państwa były spóźnione. Jednak to właśnie w ramach Trójkąta musimy wypracować szczegółowe cele polityczne dotyczące sposobu zakończenia wojny na Ukrainie.

Podobnym wyzwaniem – choć obecnie nieco mniej widocznym – jest Mołdawia. Kurs Kiszyniowa na dołączenie do wspólnot zachodnich jest tyle godny pochwały, co niepewny. Krajem tym wstrząsają konflikty wewnętrzne, a determinacja wszystkich członków UE i NATO, by mołdawska flaga zawisła przed budynkami instytucji w Belgii, nie jest oczywista. Weimarska trójka powinna wziąć wraz z Rumunią na swoje barki koordynację pomocy dla tego strategicznie ważnego państwa, które może zostać wykorzystane do kolejnej eskalacji przemocy w Europie. Postawmy sprawę jasno: nasi przeciwnicy nie powinni mieć wątpliwości, że postępy irredenty w Mołdawii spotkają się z natychmiastową, wielostronną i nieograniczoną pomocą dla Kiszyniowa, a weimarska trójka powinna brać udział w tej komunikacji strategicznej.

Weimar w dziedzinie bezpieczeństwa jest potrzebny, by uwspólniać percepcję strategicznych wyzwań i znajdować na nie odpowiedzi. Dla Warszawy, Berlina i Paryża powinno być jasne, że dramatyczne zmiany w Afryce Zachodniej, wojna na Bliskim Wschodzie z wyraźnym zaangażowaniem Iranu oraz wschodnioeuropejski teatr działań są w gruncie rzeczy elementami tego samego planu podważenia zasad ładu międzynarodowego i struktur bezpieczeństwa wokół Europy. Jest jednak istotne, by w każdym z tych rejonów szanować perspektywę, interesy i kompetencje zaangażowanych weimarskich stolic.

Kunsztu dyplomatycznego będzie wymagało znajdowanie synergii między stolicami i przekładanie jej na działania w ramach NATO i UE. W innym wypadku grozi nam ograniczanie się do sporządzania mało produktywnego protokołu rozbieżności lub pustych deklaracji. Dla wszystkich stolic Trójkąta powinno być jasne, że Pekin i Moskwa wykorzystają każdą okazję, by nas skłócić i wprowadzić elementy rywalizacji. Wyzwaniem będzie też znalezienie odpowiedzi na brak adekwatnej do wyzwań obecności USA w Europie. Weimarskim dyskusjom pomogłoby, gdybyśmy wszyscy uświadomili sobie, że nie jest to związane z tym lub innym prezydentem Stanów Zjednoczonych, lecz z generalnym spadkiem istotności Europy na liście amerykańskich priorytetów.

Uznać partnerstwo

W nadchodzących latach Europę czeka wiele politycznej niepewności i zmian rządów. Jeśli chcemy wykorzystać Trójkąt Weimarski jako użyteczne narzędzie – a obecnie taka potrzeba wydaje się paląca – musimy go używać rozsądnie i zgodnie z przeznaczeniem.

Regularność takich konsultacji strategicznych jest kluczowa – wypada je wpisać jako stałą pozycję w ministerialne kalendarze. Nie należy przy tym tworzyć wrażenia, że jest to format decyzyjny – rolą Weimaru pozostaje konsultacja, koordynacja i próba zbliżania stanowisk. Przedstawiciele wszystkich zaangażowanych stolic muszą uznać jednak prawo do różnic interesów i perspektyw, a kwestia konfliktów w ramach UE nie powinna blokować współpracy w innych instytucjach, które trzy państwa współtworzą. NATO jest tu oczywistym przykładem.

Najważniejsze jednak jest to, by współpraca weimarska przestała być formatem „na dobrą pogodę” – konkurencja i konflikty między zaangażowanymi stolicami powinny raczej zachęcać do szukania rozwiązań w ramach tych nieformalnych spotkań politycznych, dodatkowo wzmocnionych przez dialog biznesu i liderów opinii. Nikt z nas nie zdejmie odpowiedzialności za „budowę nowej Europy”. Bezpieczny, pokojowy i dostatni kontynent, jaki znaliśmy przez ostatnie trzy dekady, potrzebuje wzmocnienia.


Tekst powstał dzięki dofinansowaniu z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, w ramach projektu Patrząc z Polski – polsko-niemiecki cykl publicystyczny. Projekt realizowany w ramach współpracy z thinkzinem Nowa Konfederacja.

Krzysztof Marcin Zalewski

Krzysztof Marcin Zalewski

dr Krzysztof Marcin Zalewski – członek Rady Programowej Nowej Konfederacji, współzałożyciel Instytutu Boyma, redaktor „Tygodnia w Azji” i „Azjatech”. Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie (2009), doradca marszałka Sejmu RP (2009-2010), pracownik Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta RP (2010-2014) oraz Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej (2014-2016).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.