Na początku lutego w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej (DGAP) zaprezentowano książkę Rolfa Nickela „Polacy i Niemcy. Wrogowie, obcy, przyjaciele”, która prezentuje kilka dekad pracy doświadczonego dyplomaty. Trudno byłoby wybrać lepszy moment. Pod koniec tego miesiąca rozpoczął się drugi rok rosyjskiej agresji w Ukrainie. A postrzeganie tej wojny podzieliło niemieckie społeczeństwo dosłownie na pół. Książka byłego ambasadora miała być przedmiotem dyskusji podczas tego spotkania, a sam autor był jednocześnie gospodarzem wydarzenia. Albowiem po zakończeniu kariery dyplomaty we wrześniu 2020 roku został wiceprzewodniczącym DGAP.
Aktywni dyplomaci i byli ambasadorzy, należący do stałej publiczności DGAP, mieszali się z ekspertami od polityki zagranicznej, dziennikarzami i licznymi zainteresowanymi przedstawicielami polsko-niemieckiego środowiska stolicy. W samej dyskusji na temat książki brali udział znani politycy. Obecny był Dariusz Pawłoś, ambasador polski w Niemczech, siedzący obok Wolfganga Ischingera, wieloletniego szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, która miała się odbyć tydzień później. W powietrzu wisiały wszystkie wielkie tematy polityki światowej, ale w centrum uwagi znalazło się pytanie o przyszłość stosunków polsko-niemieckich.
Rolf Nikel na początku wyjaśnił, że tytuł książki, który może sprawiać wrażenie prowokacyjnego i zbyt skrótowego, powstał za radą redaktora, który go przekonał do swego pomysłu. Jest on określeniem drogi sąsiadujących ze sobą narodów, zawierającym w sobie też nadzieję na przyszłość. Jeżeli mowa jest w książce o wrogości i obcości, to nie zapomina się także o długich fazach pokojowego współżycia między Polską a Niemcami. Spojrzenie koncentruje się na długim okresie utraty polskiej państwowości, na wojnach zaborczych i wojnach na wyginięcie, w których niemiecki sąsiad brał decydujący udział.
Droga zawodowego dyplomaty pozwoliła byłemu ambasadorowi przez kilka dekad towarzyszyć i pomagać w kształtowaniu nowej drogi stosunków polsko-niemieckich. Istniał też powód osobisty, a mianowicie sięgające wstecz więzi rodzinne w osobie jego dziadka. Po szkole dyplomatów Rolf Nikel w latach 1982-1983 zdobywał pierwsze doświadczenia w referacie ds. Związku Radzieckiego Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby następnie przenieść się do ambasady Niemiec w Moskwie. Po kolejnych przystankach służby dyplomatycznej był w latach 1989-1994 zastępcą kierownika referatu ds. Europy Wschodniej w Urzędzie Kanclerskim. Oznaczało to bezpośrednią bliskość przy ośrodku władzy. Następnie zbierał doświadczenie na kolejnych placówkach dyplomatycznych, aby w 1998 roku powrócić do Urzędu Kanclerskiego na dłużej. Po kolejnych zmianach stanowisk Rolf Nikel w kwietniu 2014 roku przeniósł się do Warszawy jako następca ówczesnego ambasadora Rüdigera von Fritscha. Von Fritsch z kolei wysłany został do ambasady w Moskwie, już po aneksji Krymu, gdy toczyła się wojna Rosji z Ukrainą. W międzyczasie von Fritsch napisał dwie książki o swojej pięcioletniej kadencji w Moskwie, trwającej do czasu odwołania go ze stanowiska w 2019 roku, a najpóźniej od 2022 roku stał się wziętym uczestnikiem dyskusji w licznych formatach medialnych i talk show. On, który reprezentował Niemcy w Warszawie w latach 2010-2014, miał szczęście znaleźć łatwiejszych oficjalnych partnerów w Polsce za rządów liberalno-konserwatywnego Donalda Tuska, niż jego następca. Podsumowaniem doświadczeń poczynionych w Polsce, Rosji i na innych placówkach dyplomatycznych, konfrontacją z nowym doświadczeniem wojny międzynarodowej Fritsch zajmuje się w swej najnowszej książce pod tytułem „Welt im Umbruch, Was kommt nach dem Krieg?” („Świat w okresie przełomu. Co nastąpi po wojnie?”), na którą oczekiwać należy z wielkim zainteresowaniem.
Rolf Nikel zaś opisuje w swoich wspomnieniach, z jakimi nadziejami i oczekiwaniami przyjechał do Warszawy. We wrześniu 2014 roku otrzymał akt nominacji z rąk urzędującego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, z którym się zaprzyjaźnił. Mimo wszelkich ataków na Donalda Tuska i jego rząd ze strony PiS, mimo wszystkich prowokowanych i faktycznych skandali wokół jego rządu, ponowny wybór Komorowskiego wydawał się pewny. Liczni obserwatorzy przewidywali w wyborach do sejmu w 2015 roku kolejną porażkę wyborczą Jarosława Kaczyńskiego. Istniała nadzieja, że nie powtórzy się gorzkie doświadczenie rządu koalicyjnego, na czele którego stał PiS.
Stało się inaczej. Podczas wyborów prezydenckich wiosną 2015 roku Bronisław Komorowski nieoczekiwanie przegrał z pochodzącym z Krakowa doktorem prawa, Andrzejem Dudą. Duda prowadził bardzo zangażowaną kampanię wyborczą i zdobył decydujące głosy w regionach wiejskich na wschodzie i południu Polski, czyli bastionie PiS. Mimo iż uchodził za faworyta Kaczyńskiego, w pierwszych rozmowach z przedstawicielami ambasady Niemiec używał raczej umiarkowanych tonów, a nowi pracownicy Kancelarii Prezydenta również dali się poznać jako profesjonalni pragmatycy. Rolf Nikel i jego pracownicy mieli więc nadzieję na bardziej umiarkowany kurs po przejęciu władzy przez nowego prezydenta.
Okazało się, że całkowicie się mylili. Szybko, zdecydowanie i bezkompromisowo przeprowadzono wymianę kadr w polityce i administracji, forsowano ataki na państwo prawa i przekształcono media państwowe w instrument propagandowy partii rządzącej. Skutki tego szybko odczuła strona niemiecka. Z pojawiających się też już wcześniej tonów krytycznych wobec Niemiec powstały kampanie antyniemieckie, wręcz nagonka. Brukselę ogłoszono wylęgarnią polityki antypolskiej oraz ośrodkiem liberalnego upadku wartości.
Ambasador Niemiec mógł tylko przecierać oczy ze zdumienia w obliczu nagłych oczekiwań Warszawy wobec niego. I tak w styczniu 2016 roku w trybie pilnym wezwany został do polskiego MSZ. Tam ówczesny minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zarzucił mu, że pochodzący z Niemiec polityk europejski Martin Schulz w jednym z wywiadów porównał rząd polski do rosyjskiego. Cóż mógł na to odpowiedzieć Rolf Nikel jako przedstawiciel Niemiec w Polsce? Na jakim rozumieniu polityki opierało się to żądanie? Nie podejrzewając, jak trudne okaże się to spotkanie, protestant Nikel przyniósł ze sobą drobny prezent dla gospodarza: aktualne wydanie „Herrnhuter Losungen“, zbioru cytatów biblijnych Starego i Nowego Testamentu.
Jego poczucie humoru i pojednawcze gesty wystawiano na szczególnie ciężką próbę zawsze wtedy, gdy osobiste ataki na niego sięgały absurdu. Pochodząca z Bawarii małżonka ambasadora podarowała mu kiedyś tradycyjną bawarską kurtkę typu janker, którą nosił w czasie wolnym od pracy. Kiedy założył ją pewnego razu podczas weekendu, w mediach społecznościowych natychmiast pojawiły się zdjęcia, które uczyniły z niej mundur niemiecki. Potrzebował wielu tygodni, by sprostować tę sytuację w mediach.
Dużo trudniej od niego miał Arndt Freiherr Freytag von Loringhoven, jego następca na stanowisku ambasadora, urzędujący zresztą dość krótko. Jego ojciec służył jako oficer Wehrmachtu w bunkrze Adolfa Hitlera jeszcze w ostatnich miesiącach III Rzeszy. Rząd PiS i Jarosław Kaczyński ujrzeli w tym prowokację i przez wiele miesięcy odmawiali von Loringhovenowi akredytacji. Kiedy we wrześniu 2020 roku wreszcie ją otrzymał, był już przedmiotem medialnej kampanii oszczerstw i pomówień, ktorej szczytem były rozmieszczane w całej Warszawie plakaty, ukazujące ambasadora w mundurze nazisty. Część oficjalnych przedstawicieli Polski odmawiała jakichkolwiek kontaktów z ambasadą i nie pojawiała się również na oficjalnych wydarzeniach, na których, jak na obchodach Dnia Jedności Niemiec 3 października, w przestronnym ogrodzie ambasady gromadzili się liczni goście. Istniały również pozytywne kontakty i sytuacje, a sam von Loringhoven rozwinął też własne związki z Polską. Gdyby jednak chciał napisać wspomnienia o swoim pobycie na stanowisku ambasadora w Warszawie, byłyby one zapewne utrzymane w ponurej tonacji.
Dla ambasadora Nikla sytuacja stała się szczególnie trudna, gdy strona polska za wszelką cenę usiłowała zapobiec ponownemu wyborowi Donalda Tuska na Przewodniczącego Rady Europejskiej, będąc zdania, że w skomplikowanej procedurze głosowania będzie mogła polegać na Niemczech. Mówiono o rzekomych dyskretnych porozumieniach z kanclerz Niemiec, które nie istniały. Niezbędne były wtedy wszelkie umiejętności dyplomatyczne, aby to wszystko sprostować.
Z każdym kolejnym rokiem Rolf Nikel konfrontowany był z coraz większymi przeszkodami i nowymi obciążeniami w polsko-niemieckiej polityce zbliżenia i partnerstwa. Sytuacja ta była dla niego bardzo obciążająca. Jako młody urzędnik u boku Helmuta Kohla od 1989 roku pracował nad traktatem granicznym z Polską. W Traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej wspólpracy, który w 1991 roku został podpisany, uwzględniono też niektóre z jego sugestii dotyczących pewnych sformułowań.
Bliskość z ówczesnymi decydentami politycznymi sprawiła, że ambasador Nikel mógł przeciwstawić się powtarzającym twierdzeniom rosyjskim, iż mocarstwa zachodnie lub Republika Federalna Niemiec udzieliły Związkowi Radzieckiemu słownych gwarancji dotyczących nierozszerzania NATO poza zjednoczone Niemcy. Przemówienie Hansa-Dietricha Genschera w Tutzing i wypowiedzi ówczesnego sekretarza stanu USA Jamesa Bakera w Moskwie na początku 1990 roku były balonami próbnymi, nie usankcjonowanymi przez ich przywódców. Helmut Kohl i George H. W. Bush ani nie zatwierdzili tych rozważań, ani też nie zostały też one nigdzie spisane. Były prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow również przyznał to publicznie w 2014 roku.
Kompromisem, co do którego porozumiały się w końcu obie strony, był Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 roku, czyli oświadczenie woli w świetle prawa międzynarodowego, zgodnie z którym Związek Radziecki i NATO nie uznają się wzajemnie za wrogów. Nie miało to już jednak zmienić decyzji Polski o wstąpieniu do NATO. Rolf Nikel napisał w swych wspomnieniach, że dla ówczesnego ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka wstąpienie jego kraju do NATO w 1999 roku było „najważniejszym wydarzeniem od czasu chrztu Polski”. O znaczeniu Bronisława Geremka, jednego z najważniejszych intelektualistów wśród doradców Solidarności, późniejszego dyplomaty i polityka europejskiego, który w 2007 roku zginął tragicznie w wypadku, w Niemczech zbyt mało się pamięta. Również i on ze względu na swe żydowskie pochodzenie oraz wczesną przynależność do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, stał się po śmierci obiektem prawicowych ataków i pomówień.
Jednak Rolf Nikel nie zamierzał tak po prostu skapitulować w obliczu coraz większego sceptycyzmu części elit niemieckich, mediów i opinii publicznej wobec kwestii, czy w ogóle można utrzymywać partnerstwo z bezustannie udowadniającymi swoją wyższość Polakami i czy wszystko nie zmierza raczej w kierunku „polexitu”. Zbyt dużą stawką były dla niego mosty, które sam pomagał budować. Z drugiej strony, jest realistą, wystarczająco szczerym, by w coraz gwałtowniejszych waśniach widzieć decydujący udział strony niemieckiej. Pisze o tym w różnych rozdziałach swojej książki i szczególnie w jednym fragmencie dochodzi do udanego, skondensowanego podsumowania.
Janusz Reiter, polski germanista i publicysta, ambasador RP w Niemczech w latach 1990-1995, będący gościem prezentacji książki Rolfa Nikla zwrócił szczególną uwagę na fragment książki, gdzie Rolf Nikel porównuje różne podejście Polski i Niemiec do polityki wschodniej. Opisuje w tym miejscu niszczącą i autodestrukcyjną politykę rosyjskiego kierownictwa i pisze dalej:
„Mimo to Niemcy znalazły się w obliczu jednej z największych porażek w polityce zagranicznej od czasu powstania Republiki Federalnej Niemiec, ponieważ nie dostrzegliśmy w porę nadejścia zarówno tych kwestii, jak i wielu innych, zbagatelizowaliśmy zależności i wychodziliśmy od zbyt optymistycznych założeń co do charakteru systemu rosyjskiego i jego agresywnej polityki zagranicznej. O ile Afganistan można jeszcze uznać za zbiorową porażkę Zachodu jako całości, o tyle niepowodzenie niemieckiej i europejskiej polityki w sprawie Rosji, Ukrainy i energii można przypisać polityce niemieckiej, która z perspektywy czasu budzi wątpliwości. Nadszarpnięte są relacje ze wschodnimi krajami członkowskimi, które ostrzegały przed tym rozwojem sytuacji oraz wpływy niemieckie we wschodniej części Unii Europejskiej. W Polsce doszło do głębokiego podkopania wizerunku Niemiec oraz poważnej utraty zaufania i wiarygodności. Stosunki polsko-niemieckie znajdują się w najpoważniejszym kryzysie od czasu upadku komunizmu 30 lat temu.”
Rolf Nikel, jak wielu innych byłych dyplomatów i ekspertów polityki zagranicznej oraz intelektualistów, pozostaje konsekwentny w opisie szkód wyrządzonych przez polską politykę zagraniczną i wewnętrzną pod egidą PiS. Stwierdził, że pojawiające się od czasu do czasu niemieckie obawy, iż mogłoby zabraknąć odpowiednich polskich partnerów do lepszego kształtowania przyszłego partnerstwa we wrażliwych dziedzinach polityki europejskiej, zagranicznej i bezpieczeństwa, są całkowicie nieuzasadnione. Można ich znaleźć nawet w szeregach umiarkowanych i pragmatycznych polityków, dyplomatów i ekspertów, którzy dziś deklarują się jako zwolennicy obecnego rządu, ale nie będą wiązać swojej przyszłości z ostateczną walką Jarosława Kaczyńskiego. Przewodniczący PiS zadeklarował, że nadchodzące jesienne wybory do Sejmu będą najbardziej decydujące od 1989 roku i stawia wszystko na twardą, polaryzującą antyeuropejską i antyniemiecką kampanię wyborczą.
Zdaniem Janusza Reitera największe niebezpieczeństwo zagraża wtedy, gdy nie uda się połączyć sił niezbędnych do maksymalnego wsparcia Ukrainy i pokonania rosyjskiego reżimu terroru. Coraz ściślejsze powiązania Polski z państwami bałtyckimi i północnoeuropejskimi potrzebują Niemiec jako silnego partnera. Nie jako oderwanego od rzeczywistości mocarstwa wiodącego, lecz z całym potencjałem, jaki posiada ten kraj. Niemcy muszą również iść przodem, prowadzenie z tylnej lub środkowej pozycji tu nie wystarcza.
Rolf Nikel w swoich rozważaniach nie zamierza rozdawać przepisów jak postępować, ani też szerzyć fałszywych pewników. Nie jest jego intencją udzielanie Polsce kredytu wyborczego lub wojennego w obliczu rażącego ograniczenia demokratycznych praw i wolności. O wszystkich związanych z tym punktach należy jego zdaniem rozmawiać wprost, krytykując je. Nie ma dla niego innej drogi niż spokojne, lecz wytrwałe i zdecydowane zaangażowanie również w stosunku do niewygodnych rozmówców. To jest konieczna droga zamiast czekania ze „strategiczną cierpliwością” na to, co wydarzy się w najbliższej przyszłości.
Przede wszystkim zaś Rolf Nikel uważa, że dobrze byłoby, gdyby Niemcy posprzątały na własnym podwórku, bez wymądrzania i arogancji, dokładnie wyjaśniając podstawowe błędy systemowe i pomyłki z przeszłości. Nie po to, aby obarczać winą poszczególne osoby, ale po to, by być jak najlepiej przygotowanym do niepowtarzania tych samych błędów i aby móc wspólnie stawić czoła wyzwaniom przyszłości.