Przejdź do treści

Czego chcą Słowacy?

Wyniki opublikowanego w połowie września badania słowackiej opinii publicznej były kompletnym zaskoczeniem. Światowe media informowały, że większość mieszkańców Słowacji – kraju należącego do NATO i Unii Europejskiej – chciałaby zwycięstwa Rosji w wojnie z Ukrainą.

Te liczby zszokowały nie tylko tych, którzy zajmują się Słowacją. Według ostatniej edycji sondażu „Ako se máte, Slovensko?” („Jak się masz, Słowacjo?”) 52,1 proc. Słowaków chciałoby zwycięstwa Rosji w wojnie z Ukrainą. Za zwycięstwem Ukrainy opowiedziało się jedynie 30 proc. Pozostali, czyli 17,9 proc. – nie wiedzieli, po której stronie się opowiedzieć.

– Tak, ten wynik jest bardzo zły – przyznaje Grigorij Mesežnikov, szef think tanku Instytut Spraw Publicznych (Inštitút pre verejné otázky, IVO). – Oczywiście, ten sondaż wywołał szok – potwierdza Juraj Marušiak, p.o. dyrektora Instytutu Nauk Politycznych Słowackiej Akademii Nauk.

Metodologiczne uwagi

Obaj politolodzy zaczynają jednak od zastrzeżeń: – Co się jako pierwsze nasuwa, to skala możliwych odpowiedzi – mówi Mesežnikov. Pytanie brzmiało: „Jakiego zakończenia wojny na Ukrainie byś chciał/chciała?”, a do wyboru było aż dziesięć możliwości. Jedynka oznaczała jasne zwycięstwo Rosji, a dziesiątka – Ukrainy. – Ale co to na przykład znaczy, że życzę sobie zwycięstwa Ukrainy w 30 procentach? – pyta retorycznie Marušiak.

Szef IVO wskazuje z kolei, że w wypadku, gdy liczba możliwych odpowiedzi jest parzysta, to nie ma wśród nich takiej, która by oznaczała pozycję neutralną, równie odległą od obu jednoznacznych odpowiedzi. – Socjolodzy, którzy zajmowali się tym sondażem, byli zgodni, że wielu ankietowanych za taką odpowiedź uznało piątkę – wyjaśnia Mesežnikov. Tę opcję wybrało aż 16,3 proc. respondentów, ale ich wybór został przypisany po stronie zwycięstwa Rosji.

Patrząc na wyniki sondażu trudno nie zauważyć, że społeczeństwo słowackie jest podzielone na trzy części. Ponad dwie piąte ankietowanych bądź w ogóle nie wiedzą, po której stronie wojny się opowiedzieć, bądź wybrały odpowiedzi bardzo odległe od jednoznacznego życzenia powodzenia dla jednej z walczących stron. Jasnego zwycięstwa Rosji życzy natomiast niemal co trzeci respondent, a Ukrainie jedynie co czwarty.

– Być może takie odpowiedzi zasugerowało wcześniej pytanie, kto ma szansę wygrać, a być może po prostu przekonanie, że Rosja jest silniejsza – zastanawia się Mesežnikov. – Ale w każdym wypadku jest to bardzo złe i świadczy też o pewnej porażce moralnej – podkreśla.

Z kolei zdaniem Marušiaka podział, który się ujawnił w tym badaniu, wcale nie jest nowy, istnieje już bowiem co najmniej od początku kryzysu na Ukrainie, czyli od lat 2013-14. – Nowe jest to, że o ile wcześniej można było go obserwować jedynie na portalach społecznościowych, to dziś coraz bardziej zaznacza się na poziomie partii politycznych – mówi.

Stara miłość nie rdzewieje

Powołując się na badania własne swojego instytutu, ale i na sondaże innego think tanku GLOBSEC, także z Bratysławy, szef IVO Mesežnikov twierdzi, że Słowacja od dawna jest najbardziej prorosyjskim państwem Europy Środkowej. – A jeszcze niedawno najpopularniejszym politykiem w ogóle był tu Władimir Putin. Wskazywało go ponad 50 proc. ankietowanych. Żaden z polityków nie tylko światowych czy europejskich, ale nawet słowackich nie mógł mu się równać – mówi politolog i wyjaśnia, że przyczyny tego są historyczne. – Oczywiście także ideowe dziedzictwo panslawizmu.

– W procesie odrodzenia narodowego Rosja odgrywała istotną rolę jako potencjalny sojusznik Słowaków w walce z Austro-Węgrami – potwierdza Juraj Marušiak. Ale także okres socjalizmu nie był według niego na Słowacji tak negatywnie przyjmowany jak na przykład w Czechach. – Nadal spora część ludności postrzega lata 70. i 80. jako jeden z najlepszych okresów słowackiej historii, głównie ze względu na wzrost poziomu życia. To była bowiem ostatnia faza komunistycznej modernizacji kraju, jego uprzemysłowienia, urbanizacji.

Również Grigorij Mesežnikov podkreśla znaczenie modernizacji kraju, która zaczęła się już po II wojnie światowej. – Była socjalistyczna, ale była. A po 1968 roku część ludzi cieszyła się, że powstała federacja, a w jej ramach Republika Słowacka, co było przedstawiane jako kolejny krok w emancypacji narodu słowackiego.

– Ale nie bez znaczenia była także pokomunistyczna transformacja, której skutkiem był bardzo ostry upadek gospodarczy i bardzo wysokie bezrobocie na początku lat 90. – twierdzi z kolei Marušiak. – A potem nastały rządy Mikuláša Dzurindy, które wprowadziły znaczące cięcia w sferze społecznej. Słowacja funkcjonowała jako swego rodzaju laboratorium reform neoliberalnych. Może więc te nastroje są nie tyle prorosyjskie, co antyzachodnie, antyliberalne? – zastanawia się politolog ze Słowackiej Akademii Nauk.

Całe przywództwo za Ukrainą

Niezależnie od tego, jak głęboko sięgają korzenie podziału słowackiego społeczeństwa wobec wojny w sąsiednim kraju, kontrastuje on wyraźnie z całkowicie jednoznaczną w tej kwestii polityką rządu premiera Eduarda Hegera. Jego gabinet wspiera bowiem Ukrainę nie tylko werbalnie i nie jedynie troszcząc się od pierwszego dnia o ukraińskich uchodźców, których obecnie jest na Słowacji około 90 tysięcy, ale także w najbardziej pożądany przez Kijów sposób, czyli dostawami broni.

– Po stronie Ukrainy stoi nie tylko rząd, ale całe przywództwo państwa, także prezydentka i przewodniczący parlamentu Boris Kollár – podkreśla szef bratysławskiego Instytutu Spraw Publicznych. – Zuzana Czaputová była na Ukrainie, gdzie wystąpiła w Radzie Najwyższej i zapewniła jej posłów, że zatroszczymy się o przebywające u nas ukraińskie kobiety i dzieci tak długo, jak będzie to potrzebne. Premier był zaś w Buczy. W sprawie Ukrainy Słowacja prezentowała zawsze stanowiska, którym się nie da nic zarzucić – twierdzi Mesežnikov. Jego zdaniem Słowacja plasuje się w europejskiej czołówce pod względem udzielanej Ukrainie pomocy, obok państw bałtyckich, Polski, Czech i Wielkiej Brytanii.

Rakiety dla Ukrainy

Na początku kwietnia Ukraina dostała w darze od Słowacji mobilny system rakiet ziemia-powietrze S-300, który pozwala zwalczać samoloty myśliwskie, pociski manewrujące oraz rakiety balistyczne krótkiego i średniego zasięgu. Państwa Układu Warszawskiego zaczęły wyposażać w nie swoje armie w latach 70. minionego stulecia. Podarowany Ukrainie system został wyprodukowany w Związku Sowieckim w 1987 roku. Ale to bynajmniej nie był wojskowy złom. Były zastępca naczelnika słowackiego sztabu generalnego, generał porucznik Pavel Macko tłumaczył wtedy, że „z technicznego punktu widzenia S-300 jest jednym z najbardziej rozwiniętych systemów, które Ukraina dostała od jakiegokolwiek sojusznika”. Według generała, nie była to jedynie symboliczna pomoc, system pozwala bowiem na ochronę powietrzną jednego większego miasta.

A poza tym, jak informowały słowackie media, ukraińska armia ma S-300 na swoim uzbrojeniu, nie były więc potrzebne żadne szkolenia. Dar mógł zatem zostać natychmiast wykorzystany.

Nim jednak dotarł do celu, szef opozycyjnej dziś partii SMER-SD (Kierunek-Socjaldemokracja), były premier Robert Fico zdążył zaalarmować swoich zwolenników, że znajduje się on już w drodze na Ukrainę. Co de facto oznaczało poinformowanie o tym Rosji.

Amerykański rząd w Bratysławie

Fico nie krył oburzenia. „To są śmieszne amerykańskie figurki. Dzień za dniem coraz bardziej wciągają Słowację w wojnę na Ukrainie, z którą Słowacja nie ma nic wspólnego”, mówił o Czaputovej i Hegerze w wideo, które opublikował na Facebooku. „Prezydentka i rząd wciągają Słowację w olbrzymie nieszczęście tylko po to, by się przypodobać w Waszyngtonie i Brukseli”, podkreślił raz jeszcze były premier, za rządów którego Słowacja weszła do strefy euro. Nazwał to zdradziecką polityką, która nie ma nic wspólnego ze słowackim interesem narodowym, i zapowiedział złożenie wniosku o wotum nieufności wobec gabinetu Hegera. „To jest rząd amerykański, nie słowacki”, grzmiał.

Z kolei jego były zastępca w partyjnej hierarchii, potem następca na stanowisku premiera, a dziś szef opozycyjnej partii HLAS-SD (Głos-Socjaldemokracja) Peter Pellegrini ostro zaatakował rząd za „kłamstwo prosto w oczy”. Eduard Heger i jego ministrowie zapewniali bowiem, jak mówił ex-premier w swoim wystąpieniu na wideo, że przekazanie systemu S-300 nie leży na porządku dnia. „A zatem to jest rzeczywistym celem jego wizyty na Ukrainie: oddać system ochrony przestrzeni powietrznej Republiki Słowackiej, za który jak na razie nie mamy absolutnie żadnego własnego zamiennika” – drwił z premiera, który w tym czasie był w Kijowie.

Własnego zamiennika dla systemu S-300 Słowacja rzeczywiście obecnie nie ma. Jak jednak informował tego dnia minister obrony Jaroslav Naď, w ciągu następnego tygodnia na Słowację miała dotrzeć kolejna, czwarta bateria systemu Patriot. Wcześniej, w ramach wzmacniania wschodniej flanki NATO, dwie takie baterie przysłały Niemcy, a jedną Holandia.

Premier Heger odciął się ostro swoim poprzednikom: „Panowie Fico i Pellegrini, dołączyliście do grona europejskich ekstremistów. Zostawcie politykę słowacką i przejdźcie do rosyjskiej. Tam jest wasze miejsce”, napisał na Facebooku. Najpóźniej w tym momencie faktem stał się, wspomniany przez Marušiaka, podział na zwolenników Rosji i Ukrainy na poziomie słowackich partii politycznych.

Pomoc wojskowa

Rakiety S-300 to był dopiero początek słowackich dostaw na Ukrainę. W pierwszych dniach czerwca bratysławskie ministerstwo obrony poinformowało o sprzedaży ukraińskim siłom zbrojnym ośmiu samobieżnych armatohaubic Zuzana 2 wyprodukowanych przez słowacką firmę zbrojeniową Konštrukta-Defence z Dubnicy nad Wagiem. Tym razem jednak nie był to podarunek, ponieważ za armatohaubice trzeba było zapłacić.

Zuzana 2 to według jej producenta broń przygotowana do użycia na polach walki XXI wieku. 25 takich armatohaubic zamówił resort obrony jeszcze w 2018 roku dla słowackiej armii – dużo więcej, niż potrzebowała, jak się potem okazało. Ministrem był wtedy niekryjący swych prorosyjskich sympatii Andrej Danko ze Słowackiej Partii Narodowej, współrządzącej wówczas z partią Fica. Gazeta Denník N spytała obecnego szefa resortu Jaroslava Nadia z ruchu Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości (OĽaNO), czy by nie chciał podziękować za nie partii swojego poprzednika? Naď odpisał: „Nie, nie chciał. Gdyby dziś byli w ministerstwie obrony, pewnie by je dali Rosjanom”.

W połowie czerwca Bratysława przekazała do Kijowa pięć wycofanych wcześniej z armii helikopterów i amunicję do systemu rakietowego „Grad”. Pod koniec sierpnia Słowacja zawarła z Niemcami umowę o tak zwanej wymianie okrężnej (Ringtausch), w ramach której za 30 bojowych wozów piechoty BMP-1 sowieckiej produkcji, które pojadą na Ukrainę, słowackie wojsko otrzyma 15 czołgów Leopard 2A4. Natomiast na początku października porozumiała się z Niemcami, Holandią i Danią w sprawie sfinansowania przez te trzy kraje zakupu kolejnych 16 armatohaubic Zuzana 2 dla Ukrainy. W tym wypadku mowa jest o sprzęcie, który dopiero zostanie wyprodukowany i może zostać dostarczony najwcześniej pod koniec przyszłego roku.

Największy winowajca

Juraj Marušiak nie neguje tych wszystkich zasług. A jednak to właśnie gabinetowi premiera Eduarda Hegera przypisuje główną winę za wzrost nastrojów prorosyjskich i antyukraińskich.

– Ludzie krytykują ten rząd z powodu braku kompetencji dotyczących rządzenia, z powodu katastrofalnej komunikacji z jego strony. I oczywiście z powodu osobowości Igora Matovicza. A do tego dochodzi polityka gospodarcza i społeczna, która wywołuje spore niezadowolenie – tłumaczy politolog i wskazuje, że kryzys energetyczny zagraża już nie tylko małym firmom. – W Żarze nad Hronem zakończył produkcję kombinat aluminiowy Slovalco. I nawet Volkswagen zastanawia się, czy zostać na Słowacji – konstatuje Marušiak. – A rząd jest pogrążony w konfliktach i nie ma odpowiedzi na rosnące bezrobocie czy powiększający się dług państwa. Wygląda więc na to, że największym działaczem prorosyjskim jest właśnie słowacki rząd, cechujący się całkowitym brakiem odpowiedzialności za państwo i jego obywateli – uważa politolog ze Słowackiej Akademii Nauk.

Diametralnie odmienne wyniki

Na początku października wspomniany już wyżej think tank GLOBSEC i agencja badania opinii publicznej Focus opublikowały wyniki sondażu, w którym pojawiło się pytanie podobne do tego, jak w cytowanym na początku badaniu, które dwa tygodnie wcześniej wywołało szok: „Jakiego zakończenia wojny na Ukrainie byś chciał?” Wybrać można było jedną z sześciu odpowiedzi: „pewnego zwycięstwa Rosji”, „chyba raczej zwycięstwa Rosji”, „na pewno zwycięstwa Ukrainy”, „chyba raczej zwycięstwa Ukrainy”, „to jest dla mnie obojętne” i „nie wiem”.

Wynik okazał się diametralnie odmienny od tego z poprzedniej ankiety. W tym sondażu zwycięstwa Rosji życzył jedynie co piąty respondent, natomiast Ukrainie aż co drugi. Według Dominiki Hajdu z think tanku GLOBSEC cytowanej przez portal Aktuality.sk, przesunięcia w postawach ankietowanych na korzyść Ukrainy mogły wywołać wydarzenia na froncie. W lecie bowiem, kiedy prowadzone było badanie „Jak się masz, Słowacjo?”, sytuacja wyglądała korzystniej dla strony rosyjskiej, co mogło część ankietowanych skłaniać ku opinii, że Ukraina nie ma szans na zwycięstwo i wpłynąć na wybór odpowiedzi na rzecz Rosji.

Najmniej zmieniła się liczba tych, którym wynik wojny jest obojętny, żadnego poglądu w tej kwestii nie mają, lub go nie ujawnili. Co czwartemu było to obojętne, co dziesiąty nie wiedział, jak odpowiedzieć, bądź w ogóle nie odpowiedział. Razem oznacza to jedną trzecią ankietowanych.

Czy te wyniki stawiają pod znakiem zapytania wnioski, jakie wywołały szokujące wyniki poprzedniego badania? Należy się obawiać, że nie.

Aureliusz M. Pędziwol

Aureliusz M. Pędziwol

Dziennikarz, współpracownik redakcji polskiej Deutsche Welle, przed laty także polskich sekcji BBC i RFI, paryskiej Kultury. Przez 20 lat był korespondentem wiedeńskiego dziennika gospodarczego WirtschaftsBlatt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.