Wydarzenia 1989 roku zapoczątkowały przełomowe zmiany w Europie Środkowo-Wschodniej, które na nowo określiły region, jego pozycję geopolityczną i miejsce w europejskiej wspólnocie. By przekonać się, jak były one ważne, wystarczy sięgnąć do atlasu historycznego i porównać mapy tego regionu z lat 1918, 1945 i 1992.
Po I wojnie światowej pojawiły się nowe państwa, na nowo wyznaczono granice, nierzadko rysując jednak kolejne przestrzenie konfliktów. Część granic, jak w przypadku Polski, uregulowano w wyniku zmagań zbrojnych lub decyzji wielkich mocarstw, dość dowolnie traktujących sytuację etniczną dalekich od podparyskiego Wersalu połaci kontynentu. Powstanie nowych państw na gruzach wielonarodowych mocarstw nie zyskało powszechnej akceptacji. Przeciwni temu byli przede wszystkim sukcesorzy państw, które poniosły straty terytorialne: Niemcy, Węgrzy, ale i bolszewicka Rosja. Przez następne lata brak uznania postanowień traktatu wersalskiego przez niemieckie elity i społeczeństwo powodował narastanie potencjału konfliktowego, choć rządzącym Republiką Weimarską udało się po kilku latach włączyć w główny nurt polityki międzynarodowej.
Polska, wschodni sąsiad Niemiec, była traktowana jako państwo sezonowe, jako „niby państwo” (Unstaat). Polityka rządów weimarskich wpisywała się w istniejący negatywny obraz Polski i Polaków, jaki tworzono w Niemczech od XVIII wieku. Wprawdzie po przejęciu władzy przez nazistów w 1933 roku udało się na krótko doprowadzić do odprężenia w relacjach polsko-niemieckich, ale ten „miesiąc miodowy”, będący tylko instrumentem oportunistycznej polityki zagranicznej stosowanej przez Hitlera, nie trwał i nie mógł trwać długo.
Agresja Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku, a dwa tygodnie później również ZSRR, rozpoczęła II wojnę światową. Jej skutki dla Europy Środkowo-Wschodniej były katastrofalne. Ogromnym stratom ludzkim i materialnym towarzyszyły zmiany granic i utrata politycznej podmiotowości, przypieczętowana w końcu lat 40. Po raz drugi w XX wieku w wyniku wojny o nowym kształcie Europy i świata zdecydowały wielkie mocarstwa, najpierw ze sobą współpracujące w ramach Wielkiej Trójki, ale rychło rywalizujące.
Polska oraz inne kraje regionu na ponad 40 lat znalazły się w strefie wpływów ZSRR. Wydarzenia lat 1956, 1968 czy 1980/81 na Węgrzech, w Czechosłowacji i w Polsce pokazały, że bez głębokiej zmiany układu sił „wybicie się na niepodległość” środkowoeuropejskich narodów nie będzie możliwe. Trzeba jednak pamiętać, że de facto istniały dwie żelazne kurtyny w Europie – ta pierwsza, powszechnie znana od Bałtyku po Adriatyk, i druga, będąca zachodnią granicą ZSRR, za którą wciśnięte w radzieckie republiki tkwiły narody wschodniosłowiańskie i Bałtowie.
Głęboki przełom 1989 roku nie był związany z żadnym konfliktem zbrojnym, co uznać należy za wyjątkowo korzystny historyczny przypadek. Mimo iż groźba takiego konfliktu wisiała przez dziesięciolecia nad światem podporządkowanym bipolarnej rywalizacji, to zimna wojna toczona przez Kreml i Waszyngton nie przerodziła się jednak nigdy w otwarty globalny konflikt, w gorącą wojnę. Swego rodzaju hamulcem były w części – obok obaw przed konsekwencjami ataków atomowych – także doświadczenia II wojny światowej, szczególnie hekatomba ludności cywilnej. Wydarzenia 1989 roku były raczej związane ze stopniową erozją i rozkładem jednego z mocarstw, ZSRR, i nieustającym dążeniem społeczeństw regionu do odzyskania suwerenności i podstawowych praw obywatelskich.
Proces ten zapoczątkował już dekadę wcześniej NSZZ „Solidarność”. Powstanie Solidarności oraz kilkunastomiesięczna oficjalna działalność (do wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 r.) były poważnym ciosem w system komunistyczny. Polskie wydarzenia pokazywały, że mimo czterech prawie dekad ideologicznej presji, społeczeństwa europejskich „demokracji ludowych” nie akceptują komunizmu, zwłaszcza że osłabiały go nie kończące się perturbacje gospodarcze. W Polsce po raz pierwszy tak wyraźnie władza ustąpiła pod naciskiem żądań społeczeństwa, pozwoliła na utworzenie niezależnego związku zawodowego, będącego jednak w rzeczywistości emanacją wieloskładnikowego ruchu masowego. Wprawdzie „karnawał Solidarności” nie trwał długo, ale nie pozostał bez wpływu na inne państwa bloku.
Przełomowe wydarzenia 1989 różniły się znacznie od sytuacji z 1918 roku. Obie te daty bardzo często uważa się za klamry chronologiczne, spinające „krótkie stulecie”, jak bywa nazywany XX wiek. W wyniku zmian politycznych i społecznych w krajach komunistycznych do władzy doszli byli opozycjoniści, choć historia polityczna okazać się miała dość burzliwa we wszystkich krajach. Podstawową treścią programów politycznych stała się demokracja liberalna, gospodarka rynkowa, widziana jako remedium na ekonomiczną katastrofę realnego socjalizmu. Postulowano szybkie włączenie państw wyzwolonych spod radzieckiej/rosyjskiej dominacji do struktur europejskich, a także do NATO. Zburzenie muru berlińskiego zapoczątkowało proces zjednoczenia Niemiec, a ostatnim akordem tych zmian było rozwiązanie ZSRR i powstanie na jego obszarze samodzielnych państw – w Europie Wschodniej, ale także Azji Środkowej.
Polska, jedno z głównych państw w regionie, uzyskała pełną suwerenność i możliwość kreowania własnej polityki. Jej początkiem nie była jednak słynna „Jesień Ludów”, a schyłek zimy i wiosna 1989 roku. Rozmowy przy Okrągłym Stole wyznaczyły podstawy kompromisu między chwiejącą się komunistyczną władzą a osłabionymi latami tkwienia w podziemiu opozycjonistami. Wyczerpane kryzysem społeczeństwo oczekiwało zmian, ale nie było ogarnięte nastrojami walki i odwetu. Entuzjazm budowy nowego miał się zaznaczyć przede wszystkim w sferze zabiegów o podniesienie materialnego poziomu życia. Przyjęto jednak, że przełom dokonuje się niejako w pakiecie: zakorzenienie wolnego rynku i demokracji.
Efektem akceptowanych przez większość społeczeństwa polskiego kompromisów, które obecnie tak zajadle są zwalczane przez część polskiej sceny politycznej i opinii publicznej, były pierwsze od wielu dekad częściowo wolne wybory w początkach czerwca 1989 roku. Jesienią powstał koalicyjny rząd z Tadeuszem Mazowieckim jako pierwszym niekomunistycznym premierem, ale też z częścią ministrów z dawnej władzy.
Oczywiście, efekty realizowania własnej polityki przez państwo, które miało duży potencjał, będąc jednocześnie bardzo wyczerpanym ekonomicznie, ze społeczeństwem poddanym gwałtownej transformacji ustrojowej, zależały od międzynarodowej koniunktury i działań przywódców państw Zachodu, do którego Polska chciała przynależeć tak pod względem ekonomicznym, jak i politycznym.
W polityce zagranicznej bez wątpienia priorytetem było ułożenie bliskich relacji z państwami zachodnimi. Natomiast w przypadku ZSRR, a od 1991 roku Rosji, chodziło o wyprowadzenie stacjonujących jeszcze wojsk oraz przynajmniej poprawne ułożenie stosunków, wyraźnie zresztą ograniczonych. Poważnym wyzwaniem stało się natomiast ułożenie dobrosąsiedzkich kontaktów z nowymi państwami za wschodnią granicą Polski.
Zanim jednak sprawy te pojawiły się na politycznej agendzie Warszawy, w centrum jej aktywności od jesieni 1989 roku leżały sprawy zachodniego sąsiedztwa. Koniec bloku wschodniego oznaczał bowiem także koniec NRD. Dwa państwa niemieckie były skutkiem podziału świata – gdy ten zniknął, ich dalsze trwanie w tej postaci straciło polityczne wsparcie. Perspektywa zjednoczenia Niemiec musiała aktywizować Warszawę i stawić w centrum uwagi relacje dwustronne.
Polska i Niemcy stanęły przed wyjątkową szansą, by na nowo, na korzystnych zasadach ułożyć wzajemne stosunki. Świadomi wagi tego historycznego momentu byli politycy obu państw. 12 września 1989 roku Tadeusz Mazowiecki, przedstawiając program swego rządu, oznajmił w Sejmie: „Potrzebujemy przełomu w stosunkach z RFN. Społeczeństwa obu krajów poszły już znacznie dalej niż ich rządy. Liczymy na wyraźny rozwój stosunków gospodarczych i chcemy prawdziwego pojednania na miarę tego, jakie się dokonało między Niemcami a Francuzami”.
Nowemu otwarciu miała służyć wizyta kanclerza RFN w Polsce w dniach 9–14 listopada 1989 roku. W jej trakcie rozeszły się wieści o wystąpieniach ulicznych w Berlinie Wschodnim i zburzeniu muru dzielącego miasto. Sprawy bilateralne polsko-(zachodnio-)niemieckie szybko przerodziły się w kwestie polsko-niemieckie. „(…) gospodarze polscy” – mówił Helmut Kohl po powrocie do Niemiec – „uświadomili sobie tego wieczora, iż może mają do czynienia z narodzinami procesu, którego zakończenie oznaczać będzie ich sąsiadowanie ze zjednoczonymi ponownie Niemcami”.
Symbolem nowego otwarcia stała się „msza pojednania” w Krzyżowej, w której uczestniczyli premier Mazowiecki i kanclerz Kohl. Wprawdzie dzisiaj, z perspektywy czasu, oceny tego wydarzenia są bardziej zróżnicowane – podkreśla się między innymi pewien dystans polskiego premiera do szczerości intencji strony niemieckiej (niezałatwiona jeszcze sprawa potwierdzenia przebiegu granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie) – jednak faktem pozostaje, że Krzyżowa przeszła do historii jako miejsce symbolicznego spotkania i przełomu. Doszło tam również do manifestacji obecności w Polsce mniejszości niemieckiej, co po latach negowania jej istnienia przez władze komunistyczne dla wielu Polaków było w pewnym sensie także zaskoczeniem.
Efektem wizyty było wydanie wspólnego obszernego oświadczenia (składało się z aż 78 punktów), „politycznego brudnopisu”, który w następnych miesiącach był podstawą dalszych prac nad uregulowaniem wzajemnych relacji w nowej rzeczywistości politycznej. Sprawa granicy nie została jednoznacznie rozstrzygnięta, a kanclerz Kohl ku zaniepokojeniu strony polskiej unikał jasnych deklaracji.
Problem granicy nie pojawiał się także w 10-punktowym programie zjednoczenia Niemiec, który kanclerz przedstawił w Bundestagu 28 listopada 1989 roku. Warszawa zareagowała na to bardzo krytycznie. Minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski powiedział w Sejmie 7 grudnia 1989 roku: „Mówię o polskim interesie państwowym dlatego, że zasadniczym brakiem 10-punktowego programu kanclerza Helmuta Kohla (…) jest przemilczenie sprawy granic z sąsiadami obu państw niemieckich, w szczególności z Polską. Braku tego nie wyrównuje generalna wzmianka w pkt 6 programu, wskazująca na nieograniczone poszanowanie integralności i bezpieczeństwa każdego państwa. Integralność oznacza także integralność terytorialną. Niemniej, tak zwane pozycje prawne RFN, jej orzecznictwo sądowe i akty administracyjne nie abstrahują od sprawy granic z 1937 roku. Stale pojawia się pytanie, jak program kanclerza traktuje integralność terytorium polskiego w jego obecnym kształcie”.
Brak jednoznacznej deklaracji w sprawie potwierdzenia granicy na Odrze i Nysie ze strony Helmuta Kohla wywołał także irytację dawnych mocarstw koalicji antyhitlerowskiej. Sugerowanie przez RFN otwartego charakteru powojennego granicznego status quo przyjęto w Moskwie z dużym zaniepokojeniem. W dyskusjach podejmowanych na Kremlu pojawić się miał wątek, który wydaje się być zaskakujący, bo w Polsce kwestia ta nie była w tym czasie specjalnie podnoszona ani dyskutowana. W tym miejscu warto więc przytoczyć fragment depeszy niemieckiej ambasady w Moskwie, wysłanej do centrali 14 grudnia 1989 roku (dokument ten nie był jeszcze publikowany po polsku): „Analizy trzech mocarstw – pisano – które opierają się przede wszystkim na dyskusjach w Sekretariacie Komitetu Centralnego, prowadzą do wniosku, że prawdziwym drażliwym problemem dla ZSRR nie jest kwestia granicy wewnątrzniemieckiej, lecz granicy na Odrze i Nysie. Poważne zakwestionowanie tej granicy mogłoby bowiem mieć konsekwencje także dla polskiej granicy wschodniej oraz dla państw bałtyckich i Mołdawii. Nasze rozmowy w ostatnich dniach nie przyniosły podobnie jednoznacznych deklaracji o niepowstrzymaniu procesu zbliżenia między obu państwami niemieckimi. Potwierdziły one jednak, że kwestia granicy na Odrze i Nysie leży u podstaw aktualnych problemów radzieckich, a także, że za tym wszystkim kryje się troska o pozycję wewnętrzną obecnego kierownictwa, które widzi dla siebie niebezpieczeństwo wskutek oskarżeń o roztrwonienie zwycięstwa w II wojnie światowej”.
W stolicach dawnych mocarstw koalicji antyhitlerowskiej zaczęło coraz bardziej krystalizować się zdanie, że warunkiem przyszłego zjednoczenia Niemiec musi być jednoznaczne i publiczne potwierdzenie istniejącego w Europie granicznego status quo. Na wiosnę 1990 roku w Warszawie rozpoczęto prace nad przyszłym traktatem polsko-niemieckim (początkowo zakładano przygotowanie traktatu generalnego, regulującego całokształt stosunków polsko-niemieckich). Projekt przekazano stronie niemieckiej pod koniec kwietnia 1990 roku. Następne tygodnie pokazały, że rachuby Warszawy na podpisanie traktatu generalnego jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec nie są realne. Jakie trudności wiążą się z uznaniem ostatecznego przebiegu granicy między Polską a Niemcami, pisał Helmut Kohl w liście do Tadeusza Mazowieckiego jeszcze 4 kwietnia 1990 roku. Niemiecki kanclerz prosił polskiego premiera o „zrozumienie dla wrażliwości Niemców, od których w godzinie jedności niemieckiej będzie się żądać gorzkiej i ostatecznej decyzji”.
Ostatecznie na konferencji „dwa plus cztery” w Paryżu 17 lipca 1990 roku, w której na specjalnych warunkach uczestniczyła delegacja polska, zapadła decyzja, że zjednoczone Niemcy podpiszą z Polską dwa traktaty – jeden graniczny, drugi regulujący wzajemne relacje. Pierwszy z nich miał ostatecznie zakończyć sprawy historyczne, drugi natomiast wyznaczyć ramy i przyszłość rozwoju sąsiedztwa i wielopłaszczyznowych kontaktów.
Po zjednoczeniu Niemiec 3 października 1990 roku wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Problemy były więc do przełamania. Kilka tygodni później, 14 listopada w Warszawie, ministrowie spraw zagranicznych Polski i Niemiec, Krzysztof Skubiszewski i Hans-Dietrich Genscher, złożyli podpisy pod traktatem potwierdzającym istniejącą granicę polsko-niemiecką. Stało się to przy pewnych protestach części środowisk wysiedlonych Niemców, ale też przy wyraźnej akceptacji kilku pokoleń obywateli obu państw, w tym świadków i ofiar dramatu ostatniej wojny.
Od października trwały także prace nad „dużym traktatem”. Między październikiem 1990 a kwietniem 1991 roku odbyło się sześć rund dwustronnych rokowań. Przygotowano treść traktatu oraz tekst listów wymienionych między ministrami spraw zagranicznych, w których zawarto protokół rozbieżności. Negocjacje nad „dużym traktatem” przebiegały już w innej atmosferze. Zmieniła się diametralnie sytuacja polityczna oraz położenie obu partnerów. „Przy traktacie granicznym – wspominał negocjator ze strony RP, profesor Jerzy Sułek – Polska walczyła o uznanie granicy na Odrze i Nysie jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec. Delegacja RFN zasłaniała się tak zwanymi niemieckimi pozycjami prawnymi, wedle których kompetencje w sprawie negocjacji granicznych będą miały dopiero zjednoczone Niemcy. Po podpisaniu traktatu „dwa plus cztery” oraz traktatu granicznego, polski główny cel negocjacyjny, czyli uznanie granicy, został zrealizowany. Dlatego też można było przy ‘dużym traktacie’ zastosować inną taktykę negocjacyjną – nazwałem ją ‘nie przeciwko sobie’, ale ‘wspólnie’ do celu”.
17 czerwca 1991 roku w Bonn uroczyście podpisano Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Sygnatariuszami byli przywódcy rządów oraz ministrowie spraw zagranicznych Polski i Niemiec, Jan Krzysztof Bielecki i Krzysztof Skubiszewski oraz Helmut Kohl i Hans-Dietrich Genscher. Traktat wieńczył wielomiesięczna pracę i wpisywał się w ogłoszoną jeszcze w lutym 1990 roku przez ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskeigo deklarację „polsko-niemieckiej wspólnoty losów i interesów w jednoczącej się Europie”.
Traktat składał się z obszernej preambuły, 38 artykułów oraz jednobrzmiących listów ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec. W preambule Niemcy między innymi wsparły polskie aspiracje do przystąpienia do wspólnot europejskich. Natomiast w traktacie wskazano cztery kompleksy tematyczne. Były to: zasady stosunków bilateralnych (ogólnie), ustanowienie konsultacji politycznych różnego szczebla, regulacje poświęcone sprawom mniejszości narodowych oraz współpraca dwustronna (szczegółowe regulacje). Szczególnie trzy artykuły warto tu wymienić: 20, 21 i 22. Określały one warunki przynależności do mniejszości narodowych, ich prawa i obowiązki. W liście ministrów spraw zagranicznych (protokół rozbieżności) poruszono sprawę praw Polaków w RFN (nowa emigracja, tzw. solidarnościowa), możliwości osiedlania się Niemców w Polsce i powołania w naszym kraju Komisji do spraw mniejszości narodowych. Jednocześnie zaznaczono, że traktat nie zajmował się sprawami obywatelstwa, majątkowymi bądź podwójnego nazewnictwa topograficznego w Polsce.
W drugiej połowie roku 1991 w Sejmie i Bundestagu odbyły się dyskusje nad ratyfikacją układu. Politycy w obu krajach podkreślali zgodnie europejski wymiar traktatu oraz chęć znalezienia rozwiązań modelowych dla pokonywania konfliktów z przeszłości. Traktaty polsko-niemieckie z 1990 i 1991 roku weszły w życie łącznie 16 stycznia 1992 roku po wymianie dokumentów ratyfikacyjnych.
Mimo ogromnego wysiłku, jaki włożono w powstanie traktatu dobrosąsiedzkiego, niektóre jego zapisy budziły powracające kontrowersje i były przedmiotem ożywionych dyskusji w następnych latach. Szczególnie trzy kompleksy zagadnień wysuwały się na czoło. Była to kwestia różnego statusu Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce, problem odszkodowań dla polskich ofiar zbrodni nazistowskich oraz zagadnienia majątkowe i dotyczące obywatelstwa.
Z perspektywy 30 lat obowiązywania Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy należy stwierdzić, że – mimo zgłaszanej krytyki – stworzył on trwałe podstawy dla rozwoju wzajemnych relacji. Porównywalnego aktu w dwustronnych relacjach nigdy dotąd nie było. Dalszy bieg współpracy, rozwój różnorakich powiązań i współdziałania również był bez precedensu. „Fatalizm wrogości” okazał się możliwy do przełamania, choć nie oznaczało to, że nie było i nie ma punktów spornych czy różnic interesów. One występują, występować będą, bo są częścią sąsiedztwa.
Aby uzmysłowić sobie wyjątkowy charakter dekad przełomu XX i XX wieku, warto przypomnieć karykaturę niemieckiego rysownika, Waltera Hanela. Sprawną kreską oddał on stan relacji dwustronnych i pracę, którą należało wykonać. Na pierwszym planie umieścił most, na którego przeciwnych końcach stali premier Mazowiecki i kanclerz Kohl. Usiłowali oni mimo ziejącej w moście ogromnej dziury podać sobie ręce. Na drugim planie rysownik umieścił inny most, niemiecko-francuski, potężny, w doskonałym stanie, tętniący ruchem w obu kierunkach. Owa ogromna dziura w moście to był spadek przeszłości, który należało przezwyciężyć, załatać nową treścią pozytywnych powiązań i doświadczeń. Wielokrotnie były to sprawy, których geneza tkwiła w okresie II wojny światowej i jej politycznych skutkach.
Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku rozwiązało szereg problemów, na które wskazywał traktat lub które były wymienione w protokole rozbieżności obu ministrów spraw zagranicznych. Podobnie jak Traktat graniczny, tak Traktat o dobrym sąsiedztwie są dokumentami o znaczeniu historycznym, ważnymi etapami w zamykaniu spraw z przeszłości, ale także w wyznaczeniu zadań na przyszłość. Ocena Traktatu o dobrym sąsiedztwie wiąże się nie tylko z analizą jego zapisów, ale ich aktywną realizacją – także dzisiaj.
Obecnie Polskę i Niemcy łączy współpraca i przyjaźń (również ta najbardziej intymna, kultywowana przez obywateli obu krajów), choć nie brakuje różnic i rozbieżności. Czasem też występują próby instrumentalizowania historycznych resentymentów. Należy jednak przy każdej okazji podkreślać pozytywny dorobek obu krajów.
Historia sprzed dekad jest przemawiającym wymownie tłem, które uwypukla zmianę w stosunku do okresu międzywojennego, ale i epoki powojennego podziału. Trudne, częstokroć wrogie sąsiedztwo polsko-niemieckie trwało w pierwszym wypadku ledwie dwie dekady i skończyło się zniszczeniem Polski i kilkumilionowymi stratami ludzkimi. Kolejne kilkadziesiąt lat kształtowały przede wszystkim imperialne interesy ZSRR i rywalizacja Wschód–Zachód, która pozostawiała niewielkie pole manewru. Mimo to, dzięki wielu Polakom i Niemcom, w tym takim politykom jak Willy Brandt czy Władysław Bartoszewski, udawało się czynić kolejne kroki na drodze do poprawy relacji polsko-niemieckich i stworzenia fundamentu pod nowe otwarcie w sprzyjającym momencie historycznym. Zasługują oni na pamięć i wdzięczność. Docenienie zaś należy się wszystkim, którzy przez ostatnie trzy dekady na różnych polach działali na rzecz współpracy, porozumienia, także w wymiarze historycznego pojednania. Do nich z pewnością należą przywódcy obu krajów w przełomowych latach 1989–1991, jak i inni uczestnicy ówczesnych rozmów i negocjacji, dzięki którym przyjęcie obu traktatów stało się możliwe.
Artykuł ukazała się w Polsko-Niemieckim Magazynie DIALOG nr 135 (2021)