Jeszcze nie tak dawno, na początku XXI w., nawet wśród wykształconych przedstawicieli szczecińskiej klasy średniej do dobrego tonu należało nazywanie tego miasta zacofanym, prowincjonalnym i peryferyjnym. W tej mocno uogólniającej ocenie nie zwracano uwagi na fakt, że stolica Pomorza Zachodniego ma 400 tysięcy mieszkańców, to całkiem sporo. Zawsze panowała i tak jest do dzisiaj – z góry przyjęta i niezweryfikowana – opinia, że miasto gospodarczo i kulturalnie ma niewiele do zaoferowania, że to „wieś z tramwajami”, jaką jeszcze można znaleźć w Bydgoszczy, że to miejsce bez większych ambicji i projektów, które leży sobie leniwie nad Odrą, podczas gdy inne polskie metropolie już dawno temu dokonały przeskoku z ustroju socjalistycznego na nowoczesną gospodarkę wolnorynkową.
Oscylując między kompleksem niższości a użalaniem się nad sobą, ta negatywna narracja, tutaj krótko wzmiankowana, ale w rzeczywistości obejmująca każdą możliwą dziedzinę – od dziur w ulicach w centrum miasta, których w Poznaniu czy Warszawie rzekomo nie ma, po fajerwerki, które w Berlinie są zapewne bardziej spektakularne itp. – świadczy o głęboko zakorzenionym lęku przed utratą. Szczecin – miasto niegdyś przez władze krajowe zapomniane i zaniedbane; miasto, wobec którego Bonn wysuwało roszczenia, a w każdym razie nie rezygnowało z nich na forum międzynarodowym; miasto, które było skrycie pożądane przez Berlin Wschodni; polskie miasto graniczne, które przez dziesiątki lat po II wojnie światowej zajmowało się nie tylko odbudową, ale też usilnie poszukiwało własnej tożsamości. Pesymistyczne opinie stanowią echo tego społeczno-psychologicznego procesu, które do dziś jest słyszalne.
Oprócz tego posępnego oblicza Szczecina, które dla wielu nie-szczecinian, czy to przyjezdnych, czy nowoprzybyłych (począwszy od autora niniejszego tekstu) wydaje się dość osobliwe, istnieją również pozytywne strony. Nie brakuje lokalnych entuzjastów, którzy w charakterystycznych cechach miasta dostrzegają nie tylko wady, lecz zalety i potencjał rozwoju. Dotyczy to zarówno złożonej, wieloletniej historii Szczecina, w tym powojennych przesiedleń ludności, jak i jego przygranicznego położenia. To, co wielu obywateli polskich po wojnie odczuło jako osobistą tragedię, czyli utratę ojczyzny w dawnej Polsce Wschodniej i osiedlenie się w obcych kulturowo byłych Niemczech Wschodnich nad Odrą, które z kolei zostały przymusowo opuszczone przez miejscową ludność – skrywało w istocie szansę na nowy początek.
Szczecin był więc swojego rodzaju „Dzikim Zachodem” nie tylko w negatywnym sensie, ale również w pozytywnym, ponieważ przed miastem przyszłość stała otworem. Niosło to z sobą dużą niepewność, ale czyniło Szczecin miejscem wielu możliwości, których realizacja w okresie zimnej wojny w dużym stopniu została jednak odłożona w czasie. Oczywiście nie tylko zmiana systemu w 1989 r. wpłynęła na rozwój nowego życia gospodarczego, społecznego i kulturalnego, ponieważ Szczecin, jako miasto portowe, miał zawsze znaczący dostęp do świata zewnętrznego. Jednakże inicjatywy społeczeństwa obywatelskiego nabrały wiatru w żagle głównie wtedy, kiedy Polska weszła na drogę demokratyzacji.
Nawet jeśli w latach 90. ubiegłego i na początku bieżącego stulecia Szczecinowi nie udało się tak szybko, jak Wrocławowi, przyciągnąć zagranicznych inwestorów, to wystarczy spojrzeć na dzisiejszą sytuację, aby stwierdzić, że obraz Szczecina jako wegetującej prowincji nie pokrywa się z rzeczywistością. Od 15 lat Polska należy do UE i jest częścią strefy Schengen, co właśnie dla Szczecina jako miasta przygranicznego ma fundamentalne znaczenie pod względem gospodarczym. 30 lat po upadku systemu socjalistycznego w kraju Solidarności Szczecin może wykazać się oczywistymi sukcesami, mimo niesprzyjających okoliczności w jednej z najważniejszych branż – budowie statków – z powodu częściowego zawieszenia działalności stoczni.
Według najnowszego raportu Thriving Metropolitan Cities, opracowanego przez Skanska, Dentons & Colliers International (2019), metropolia nad Odrą znajduje się na 15. miejscu wśród dwustu najbardziej dynamicznych miast Europy o liczbie mieszkańców ponad 250 000. W badaniu zwrócono szczególną uwagę na takie kryteria jak wydajność, sieć współpracy i kapitał ludzki. Ten bardzo dobry wynik zbiega się w czasie z zewnętrznym postrzeganiem Szczecina w regionie przygranicznym, zwłaszcza po stronie niemieckiej, na Pomorzu Przednim, gdzie w ostatnich latach często pojawiały się głosy, iż Szczecin może stać się gospodarczym motorem napędowym dla powstającego transgranicznego regionu metropolitalnego. Jeśli chodzi jednak o sieć współpracy, to jest jeszcze wiele do nadrobienia, o czym świadczą na przykład wciąż słabe połączenia kolejowe między Szczecinem a Berlinem, a także Warszawą.
W 2004 r. amerykański ekonomista Richard Florida opublikował swoją tezę o korelacji między kreatywnością kulturalną a lokalnym wzrostem gospodarczym w miastach. Choć jego teza może wzbudzać kontrowersje, to otwiera interesującą perspektywę, którą można zastosować do rozwoju gospodarczego Szczecina. Rosnąca siła gospodarcza Szczecina idzie bowiem w parze z rosnącą ofertą kulturalną. Można tu wymienić tętniącą życiem scenę teatralną, zarówno klasyczną, jak i współczesną, z corocznym, bogatym w tradycje festiwalem Kontrapunkt (po raz pierwszy zorganizowanym w 1966 r. jako Szczeciński Tydzień Teatralny), czy położoną w sercu miasta Filharmonię im. Mieczysława Karłowicza z nowym, architektonicznie śmiałym projektem, wyróżnionym w 2015 r. Mies van der Rohe Award, która oferuje program bardzo zróżnicowany, zarówno tradycyjny, jak i innowacyjny, przyciągając coraz większą liczbę melomanów również z Niemiec. Wraz z niedawną przeprowadzką Filharmonii, jednej z pierwszych powojennych instytucji kulturalnych w Szczecinie, która dzięki swojemu nowemu wyglądowi w ciągu zaledwie kilku lat stała się nową wizytówką miasta, muzyka odnalazła swoje miejsce również w dawnej topografii miasta – tam, gdzie przed II wojną światową stał niemiecki Konzerthaus.
Sukces Filharmonii z pewnością wynika z faktu, że główna zasada, według której przygotowywany jest program artystyczny, to próba znalezienia złotego środka. Nie popadając w jakiekolwiek jałowe frustracje, że Szczecin to nie Berlin czy Warszawa, lecz mając świadomość własnego potencjału, Filharmonia tworzy i prezentuje kulturę na wysokim poziomie. To samo dotyczy Opery Szczecińskiej, której sukcesem jest m.in. premiera w 2018 r. francuskiej opery „Guru” kompozytora i dyrygenta Laurenta Petitgirarda, która została przyjęta bardzo pozytywnie, nawet przez paryskich krytyków. Młoda szczecińska Akademia Sztuk Pięknych, która w 2019 r. świętowała dziesiątą rocznicę powstania, wnosi istotny wkład w edukację nowego pokolenia utalentowanych artystów, z których wielu zaraz po ukończeniu studiów angażuje się na rzecz miasta.
W kilku zdaniach oczywiście nie sposób stworzyć szczegółowego lub choćby przekrojowego obrazu sceny kulturalnej Szczecina. Na osobne omówienie zasługuje literacki Szczecin, w którym wyróżniają się m.in. takie nazwiska jak Dariusz Bitner, Brygida Helbig, Inga Iwasiów, Artur Daniel Liskowacki czy Krzysztof Niewrzęda. Kilka sztandarowych przykładów życia kulturalnego miasta nie wyczerpuje jednak tematu. Również sztuka uliczna i scena rapu muszą zostać tu wspomniane. W wielu dziedzinach widoczna jest chęć do eksperymentowania, często dąży się do łączenia innowacyjnych pomysłów z historycznym dziedzictwem miasta, aby przyswoić je w kreatywny sposób.
Krajobraz kulturowy, który poprzez konkursy i dotacje finansowe aktywnie wspierany jest przez władze lokalne, zarówno miejskie, jak i wojewódzkie, jest niewątpliwie jedną z mocnych stron Szczecina, nawet jeśli nie zawsze jest to wystarczająco widoczne dla mieszkańców, jak wynika z niedawno opublikowanego studium socjologii miejskiej na temat Energii Szczecińskiej Kultury.
Wydaje się, że przedsiębiorcza otwartość na przyszłościowe projekty znajduje coraz więcej zwolenników niż czysto kontemplacyjne zajmowanie się obcą przeszłością. W wiatrach znad Zalewu Szczecińskiego wciąż czuć świeży powiew pionierskiego ducha. Nowa Ameryka to nazwa zabawnej, ale i ambitnej inicjatywy kulturalnej, zapoczątkowanej dziesięć lat temu przez szczecińskiego fotografa Andrzeja Łazowskiego we współpracy z niemieckim artystą Michaelem Kurzwelly. Nowa Ameryka to „kraj pionierów, ludzi kochających wolność, pragnących wspólnie kreować nową przestrzeń na zasadach społeczeństwa obywatelskiego i uznających, że przestrzeń ta to nasza ziemia obiecana”. Obok humorystycznego podtekstu wybrzmiewa tutaj lokalny patriotyzm, w którym negatywny niegdyś obraz „Dzikiego Zachodu Polski” objawił się w nowej wysublimowanej formie.
Daleko od wpływów Warszawy i mimo oczywistej atrakcyjności Berlina, peryferyjność jako charakterystyczna cecha Szczecina jest coraz rzadziej odczuwalna jako ciężar, a coraz częściej postrzegana jako szansa na rozwój własny w wymiarze regionalnym i transgranicznym.
Przełożył Konrad Miller