Przejdź do treści

Zwycięstwo Fideszu

Dwudziestego szóstego maja Węgrzy ruszyli do urn, by wybrać 21 europosłów, którzy reprezentując Węgry zasiądą w Parlamencie Europejskim. Zdecydowane zwycięstwo wyborcze odniosła rządząca koalicja Fidesz-KNDP (Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa). Można byłoby powiedzieć „nic nowego”, i w zasadzie stwierdzenie to byłoby dość zasadne. Jednak wybory te przyniosły spore przetasowania po stronie opozycji, by nie nazwać go „trzęsieniem ziemi”.

 

Zdążyliśmy przyzwyczaić się do tego, że po wyborach większość liderów partii opozycyjnych podaje się do dymisji. W 2018 roku, gdy podano wyniki wyborów parlamentarnych ustąpiła większość przewodniczących partii. W tym roku tylko jednej – Polityka Może być Inna (LMP). Czy to oznacza, że pozostali mają powody do zadowolenia? Jak przebiegały wybory parlamentarne, co było ich najważniejszym punktem?

 

Ciągła kampania – imigranci

Domeną polityki, bez względu na cykle wyborcze jest utrzymywanie ciągłej mobilizacji elektoratu. Przypomina to niekończącą się kampanię wyborczą. Ta, od 2015 roku jeszcze bardziej się nasiliła, odkąd przez Węgry przetoczyła się fala kilkuset tysięcy migrantów, wśród których byli tak uchodźcy z Bliskiego Wschodu, jak i migranci zarobkowi m.in. z Bałkanów. Osoby te przeszły przez nikogo niekontrolowane, później węgierskie władze przyznają, że nie wiedzą, ile tak naprawdę osób przedostało się do Niemiec, a także ile, jeśli w ogóle pozostało na Węgrzech.

 

Rok 2015 jest punktem zwrotnym dla koalicji rządzącej, która narzuciła nową, antymigracyjną narrację. Jej rdzeń pozostaje po dziś dzień niezmienny, a dotyczy obawy przed wyparciem węgierskiej tożsamości przez migrantów. „Element migracyjny” ewoluuje jednak z wyborów na wybory, niczym puzzle. Należy jednak pamiętać, że formalnie, kryzys migracyjny na Węgrzech skończył się w połowie października 2015 roku wraz z domknięciem granic z Serbią i Chorwacją, co skutecznie zamknęło szlak migracyjny.

 

W większości państw UE podczas kampanii wyborczej czynnikiem dominującym była konieczność reformy instytucji europejskich, a przede wszystkim struktury Parlamentu Europejskiego.  Natomiast nad Dunajem retoryka Fideszu była taka, że większość ugrupowań jest proimigracyjna, dopuszczając i wręcz legalizując nielegalną migrację. Kreowany przez sprzyjające Fideszowi media obraz, wskazywał na kraje, w których postępuje laicyzacja, odejście od własnej tożsamości, kryzysy polityczne wywołane na tle migracji czy terroryzm.  Uosobieniem wszelkiego, migracyjnego zła i błędów Unii Europejskiej jest postać George’a Sorosa, miliardera węgierskiego pochodzenia. Według rządu Węgier, UE od lat realizuje jego plan, w wyniku którego Europa ma przyjąć kolejny milion migrantów.

 

Warto podkreślić, że konflikt, w wyniku którego Fidesz został zawieszony w prawach członka Europejskiej Partii Ludowej (EPP), swojej macierzystej frakcji w Parlamencie Europejskim, dotyczył właśnie kwestii migracyjnych. Viktor Orbán domagał się, by EPP całkowicie odrzuciło politykę migracyjną UE oraz bardziej broniło chrześcijańskich wartości. Na ulicach Budapesztu pojawiły się plakaty, na których zobaczyć można było wspomnianego już Sorosa oraz Jean-Claude’a Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej. Na plakacie pojawił się napis w brzmieniu: „ma Pan/Pani prawo wiedzieć, na co szykuje się Bruksela”. Sugerowało to w jasny sposób, że intencje Brukseli nie są szczere. Z plakatów można było dowiedzieć się m.in., że Komisja Europejska nie zrezygnowała z kwot migrantów. Komisja Europejska nie po raz pierwszy zarzuciła Węgrom kłamstwo. Podobnie postąpiono w 2017 roku, przy okazji narodowych konsultacji pod hasłem „Powstrzymajmy Brukselę”. Komisja Europejska przygotowała wówczas broszurę informacyjną kontrującą nieprawdziwe informacje rządu Węgier i opublikowała ją w trakcie debaty w Parlamencie Europejskim w sprawie sytuacji na Węgrzech w maju 2017 roku.

 

Wyborcom komunikowano, że istotą wyborów jest to czy Europa przekształci się we wspólnotę migrantów czy też nie. Kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego była de facto kontynuacją kampanii wewnętrznej, niezakończonej po ubiegłorocznych wyborach, kiedy koalicja Fidesz-KDNP miała być gwarantem bezpieczeństwa kraju. W końcówce ubiegłego roku, węgierski rząd przygotował tzw. konsultacje narodowe, w których wysłał do Węgrów imienne listy wraz z ankietami dotyczącymi „ochrony rodziny”. Pytaniami, które dotyczyły zagadnień związanych z polityką rodzinną. Między innymi tego, że problemy demograficzne należy rozwiązywać polityką rodzinną, a nie imigrantami.

 

Tego samego argumentu używano także w kontekście braku siły roboczej na rynku. W analizach inwestorów to właśnie brak rąk do pracy wskazywany jest za największy problem. By mu zapobiec, pod koniec ubiegłego roku uchwalono, obowiązującą od 1 stycznia br. tzw. „ustawę niewolniczą”, która zwiększyła liczbę godzin nadliczbowych z 250 do 400 godzin rocznie. Wydłużono jednocześnie cykl ich rozliczeń do 36 miesięcy. Pracownik jest zobowiązany do świadczenia 250 godzin nadliczbowych rocznie, pozostałe 150 jest fakultatywne. Ustawa wprost została przygotowana pod niemiecki przemysł motoryzacyjny.

 

W trakcie kampanii wyborczej, politycy rządzącej koalicji podkreślali, że nie będą poszukiwali pracowników wśród imigrantów, a Węgrzy poradzą sobie sami. Acz na efekty być może trzeba będzie poczekać dwadzieścia lat. Codziennym elementem retoryki rządu jest migracja, jest ona także obecna we wszystkich mediach sprzyjających rządowi, tak państwowych, jak i prywatnych, nabytych przez powiązanych z władzą oligarchów.

 

Przetasowania w opozycji

Uprawnionych do głosowania było łącznie 8 008 353 osób. Po zliczeniu wszystkich głosów, frekwencja wyniosła 43,48 proc., będąc jednocześnie najwyższą w historii wyborów do PE. Na koalicję Fidesz-KNDP głos oddało łącznie 1 824 220 osób, co stanowi 52,56 proc. ważnie oddanych głosów. Fidesz-KNDP wygrała tak na Węgrzech, jak i w zagranicznych punktach wyborczych (41,3 proc.) oraz głosowaniu korespondencyjnym (95,94 proc.). Przełożyło się to na 13 mandatów. Drugie miejsce zajęła partia Koalicja Demokratyczna (DK), uzyskując 16,05 proc. i 4 mandaty. Na miejscu trzecim Ruch Momentum  ̶  9,89 proc. i 2 mandaty. Po jednym mandacie Węgierska Partia Socjalistyczna-Partia Dialog (MSZP-P, 6,61 proc.) oraz Jobbik (6,34 proc.). Ciekawym jest, że tak w zagranicznych punktach wyborczych, jak i w głosowaniu korespondencyjnym na drugim miejscu plasował się ruch Momentum (29,04 proc. i 0,97 proc.).

 

Bardzo interesujące roszady wystąpiły po stronie opozycji. Gdybyśmy spojrzeli na układ sił po ubiegłorocznych wyborach do parlamentu, to najsilniejszą partią opozycyjną był Jobbik, następnie koalicja socjalistów i partii Dialog (MSZP-P), Koalicja Demokratyczna (DK), partia Polityka Może Być Inna (LMP). Poza parlamentem znalazł się Ruch Momentum. Tym razem LMP w ogóle nie uzyskało mandatu, notując wynik na poziomie 2,18 proc., Jobbik stał się najsłabszą partią, od której nieco lepsza jest koalicja MSZP-P. Istotna rola przypadła Momentum, które na dobre wchodzi do wielkiej polityki. Jednocześnie na uwagę zasługuje bardzo dobry wynik tej wśród głosujących zza granicy, których głosy zazwyczaj rozkładały się pomiędzy socjalistów z MSZP lub prawicowy Jobbik.  Momentum powstało na fali niezadowolenia Węgrów z planów organizacji Igrzysk Olimpijskich w Budapeszcie w 2024 roku. Jednak instytucjonalizacja ruchu społecznego nie przyniosła w 2018 roku zamierzonego sukcesu.

 

Nie można rzecz jasna wprost przyrównywać wyborów do Parlamentu Europejskiego z tymi do parlamentu krajowego. Najwyższą frekwencję odnotowano w Budapeszcie – 52,51 proc. Jeżeli zsumujemy głosy oddane na wszystkie ugrupowania opozycyjne, które w skali kraju przekroczyły 5 proc. głosów, to w Budapeszcie opozycja wygrała z rządową koalicją Fidesz-KDNP o 5 punktów procentowych. Formalnej współpracy jednak nie było. W każdym z komitatów (województw), mniejszych miastach i na wsi dominuje Fidesz-KDNP. Jednocześnie Fidesz-KDNP zdecydowanie lepiej aktywizuje swoich wyborców, liczba oddanych na to ugrupowanie głosów wzrosła względem 2014 roku o przeszło 600 000, podczas gdy opozycji o 200 000.

 

Wynik wyborczy różni się od tego prognozowanego przez Nézőpont Intézet, który przygotował ostatni sondaż wyborczy. Według przewidywań instytutu, MSZP-P, DK i Jobbik miały notować wynik na poziomie 10 proc. Przynajmniej na razie miano najsilniejszej partii opozycyjnej Jobbik straci na rzecz Koalicji Demokratycznej. Nie jest wykluczone, że w kolejnym sondażu, Momentum będzie miało lepszy wynik, jako że część wyborców zobaczy w ugrupowaniu partię, która ma realną szansę do wprowadzenia do Zgromadzenia Narodowego swoich przedstawicieli. Jobbik od wyborców otrzymał czerwoną kartkę. Po ustąpieniu po wyborach w 2018 roku lidera Gábora Vony, ugrupowanie tkwi w apatii bez perspektyw na zmianę tego stanu rzeczy. Z kolei LMP zanotowało najgorszy wynik w historii, potiwerdzający zbliżający się kres ugrupowania, które przed rokiem jako jedyne mogło ogłosić sukces powyborczy. Jednak wewnętrzne spory doprowadziły do osłabienia potencjału partii.

 

Trudno byłoby wskazać na konkretny program opozycji do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście był on zdecydowanie proeuropejski, jednak wprost nie zdradzał stosunku ugrupowań np. wobec dalszych kroków w ramach tzw. Artykułu 7 TUE. Opozycja ewentualnej wiary w pokonanie Fidesz-KDNP upatruje w postępowaniach Komisji Europejskiej czy Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych. Żadne z ugrupowań, podobnie jak w 2018 roku nie popiera wprost migracji. Przyczyną tego stanu rzeczy jest to, że poparcie dla antymigracyjnej polityki rządu jest wyższe, aniżeli poparcie dla Fidesz-KNDP.

 

Przetasowania na scenie politycznej mogą wpłynąć na ewentualny sojusz opozycji w jesiennych wyborach samorządowych. Jednym z głównych inicjatorów miał być Jobbik, którego znaczenie jednak mocno zmalało. Nie wiadomo także, czy partia będzie kontynuowała swoją transformację w kierunku tzw. partii ludowej, mającej sytuować się bardziej w centrum od Fidesz.

 

Tzw. głosowanie taktyczne, którego celem jest wystawienie kandydata opozycji, który w równorzędny sposób mógłby zmierzyć się z kontrkandydatem koalicji rządowej, nie jest oficjalne. Wyborcy, mocno rozkojarzeni, mogą po raz kolejny nie wiedzieć do końca na kogo powinni oddać swój głos. Część z nich zatem nie idzie w ogóle na wybory, co tylko dopełnia dominacji Fidesz-KDNP. Generalizowanie na podstawie wyników do Parlamentu Europejskiego jest także bezzasadne dlatego, że wybory do parlamentu krajowego odbędą się dopiero za trzy lata.

 

 

Dominik Héjj

Dominik Héjj

Dominik Héjj doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, redaktor naczelny portalu www.kropka.hu poświęconego węgierskiej polityce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

The shortcode is missing a valid Donation Form ID attribute.

News Alert

Bądź na bieżąco!

Zamawiając bezpłatny newsletter akceptuje Pan/Pani naszą ochronę danych. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest w każdej chwili możliwe.